Ach ten styczeń!

 

Styczeń poturlał nas dokładnie, poobijał. Dlaczego, czy aż tak narozrabialiśmy? Poniekąd… Wiele czynników nawarstwiło się i spiętrzyło właśnie teraz, tą zimową, ciemną porą. A wszystko walnęło w bardzo już zmęczoną – o tej porze roku – wątrobę/drzewo.

W tym jej mozole – odpowiada za krążenie, przemianę materii, oczyszczanie/odtruwanie, tkankę łączną, przykurcze mięśniowe, jakość tkanki nerwowej i sprawność jej procesów (w tym praca mózgu) – powinny wątrobę dzielnie wspierać i osierdzie (krążenie/seks), i śledziona (dająca substancję, dobre zakorzenienie) oraz nerki (nawilżając ją właściwie/krew). Niestety, osierdzie zaniedbane, bo latem raczej się schładzaliśmy, a ruszać nam się nie chce, zaś śledziona ma bardzo trudny czas poświąteczny i nie tylko… O nerkach najczęściej w ogóle zapominamy, a tak proszą o troskę.

Możemy więc odczuwać w styczniu całkiem nowe dolegliwości, ale mogą się też nasilać bóle artretyczne, a bardzo często nierozpoznana, niewinna zadyma krążeniowa kończy się szpitalem, koronarografią, niby zawałem – a to tylko/aż – płuca niewydolne i problem krążeniowy.

Najbardziej niewinne, ale dokuczliwe to: brak apetytu, mdłości a nawet wymioty, nie smakuje kawa! wzdęcia, zaparcia, ociężałość, nogi jak z ołowiu (trudności w chodzeniu po schodach), opuchlizna, senność, otępienie. Mogą pojawić się bóle gardła, problemy płucne, słaby/płytki oddech, bóle w klatce piersiowej, duszność, kaszel, astma, zaostrzenie łuszczycy, AZS.

Ten kociokwik energetyczny nawarstwia się i spiętrza już czas jakiś, mamiąc nas powrotami dobrego samopoczucia, by ostatecznie ubezwłasnowolnić bólem i niemocą. I to po niewinnym małym co nieco np. kolejne przemarznięcie, kolejne ciacho, ryba, na którą mieliśmy wielką ochotę, zimówkę zrobię jutro…  Ostatecznie osłabienie narządów, śluz i zimno blokują krążenie energii, która od tego momentu idzie tylko w górę, zapominając o dotarciu do stóp, No i pojawiają się sensacje, np. u dzieci bardzo wysoka gorączka, u starych beznadziejna niemoc, gorycz. Jak sobie pomóc?

Śledziona – łaknienie słodyczy potęguje zaśluzowanie, brak apetytu potęguje suchość (nie ma esencji) – włączamy więc kilerkę, 2-3 razy dziennie po 3/4 szklanki. Pijemy między 11-13 przed posiłkiem i między 17-18, ewentualnie rano po śniadaniu, parę łyków. Tak czynimy przez parę dni, obserwując bacznie, jak zmieniają się nasze odczucia smakowe. Kilerka ma być słuszna, czyli tęga, o dyscyplinie w żywieniu nie wspomnę! Przypominam, że śledziona nie lubi też: przemęczenia, stania, stresu, myślenia, nauki/czytania, komputera. Jest bardzo, bardzo kapryśna. Zupy, duszeniny kończymy na słodkim, po uprzednim właściwym dosmakowaniu. Gdy sytuacja się stabilizuje, wracamy do kończenia na ostrym.

Gdy wątroba trzeszczy – skurcze łydek i ZNN (zespół niespokojnych nóg), spastyka (sztywność ciała), zły sen, zimne stopy, nadwrażliwość emocjonalna, nasilone objawy autyzmu, parkinsonizmu i depresji połączonej z agresją i atakami paniki – dbamy o śledzionę (patrz wyżej), i po stokroć pilnujemy ciepła. Wielką sprawą jest znajomość i chęć stosowania akupresury, która jest absolutną pomocą w likwidowaniu bolesnych napięć. Uciskamy punkty na meridianie osierdzia – na przedramieniu 4, 5, 6 oraz punkt 8 na dłoni i punkt 9 na opuszce palca środkowego – pomagają w odblokowaniu krążenia i rozluźniają. Również silne wymachy rąk lub ćwiczenia przy drabince uaktywniają ruch energii w meridianach elementu ognia, płuc i jelita grubego właśnie na ramionach i barkach;. Zaś przy ZNN i wszelkich skurczach oraz spastyce bardzo pomocne jest uciskanie (do skutku) punktu 3 na meridianie wątroby. Obowiązuje absolutny zakaz kwaśnego, surowego i zimnego, zaś bardzo pomaga miód, dając ciału rozluźnienie!! Przypominam, że wątrobie bardzo szkodzi stres i duży wysiłek fizyczny. Konieczne jest, aby po takim wysiłku przyjąć pozycję horyzontalną, by krew spłynęła z mięśni do wątroby. Zapominają o tym sportowcy, ale my również wzbraniamy się przed regularnym odpoczynkiem.

Na dogrzanie nerek tylko zimówka i na wszelki spokój też. O dyscyplinie nie będę już przypominać :) Matki, żony i kochanki, dbajcie o te swoje nerki, warto! Krępująca dolegliwość – nietrzymanie moczu – zniknie, gdy dogrzejecie i dowartościujecie energetycznie nerki. Czyli to, co wyżej i zimówka.

A co jemy? To co należy, co możemy, na co mamy ochotę, tylko częściej myślimy :)