Forum


WYSZUKIWARKA
słów w tekście:
autora wypowiedzi:
według daty (rrrr lub rrrr.mm lub rrrr.mm.dd):
Aktualny temat
ARCHIWUM
 poprzednia  35    36    37    38    39    40    41    42    43    | 44 |    45    46    47   następna
2005.08.29    Po kursach i trochę jesiennie
Muszę przyznać, że Karpacz jest piękny, a kursy były bardzo udane. Myślę, że potwierdzą to wszyscy uczestnicy i doniosą nam o swoich przemyśleniach, wnioskach. Z mojej strony uważam, że potwierdziło się to, co zawsze podkreślałam, że inspiruje nas miejsce, ludzie znajdujący się w grupie i nasze własne intencje. Ponieważ wszystkie te trzy punkty mieliśmy z górnej półki, na kursach działy się prawdziwe cuda. To, że potrzebne są nam takie spotkania, na które jedziemy i nie wiemy, o czym będziemy mówić, po to, by sięgać coraz głębiej w naszą świadomość, oczyszczać ją i otwierać na szczęśliwość życia, przekonani jesteśmy wszyscy. A więc róbmy swoje!... A tak w ogóle mamy już jesień! Podobno ma być ciepła i słoneczna. Oj, będą nam teraz wychodziły grzeszki lata. A ostrzegałam, prosiłam, nie jedzcie owoców, lodów, gotujcie ciepłe obiadki, rosołki! Nic na to nie poradzę, że „ci na górze” trzymają nas krótko, mnie też. Chyba jeszcze krócej niż Was. Już nawet nie mogę powąchać ciasta, a co dopiero zjeść. A teraz poważnie. Proszę, zróbcie rachunek sumienia, przypomnijcie sobie, czy Wasze odżywianie w ciągu lata było rzetelne, czy też zjadaliście owoce, surówki, lody lub też byliście w ogóle bez gotowanych posiłków. Jeśli tak było, to proszę, zdyscyplinujcie się teraz. Nic z tych rzeczy. Wprowadźcie rosoły, imbirówkę, regularne ciepłe posiłki, jeśli trzeba aspirynę do porannej kawy. Jesień to czas katarów, kaszlu, grypy. Mogą się już zacząć w końcu września. A więc pomóżmy swojemu ciału, rozgrzejmy je (a głównie płuca), wydalmy zgromadzony śluz i zimno. Jeżeli tego nie zrobimy, trudno nam będzie zimą i wiosną – mogą pojawić się poważniejsze problemy. Proszę, zwracajcie baczną uwagę (i zapisujcie sobie) na przyczyny pojawiających się nagle dolegliwości u siebie lub u dzieci. Jeżeli jesteście już na żywieniu zrównoważonym i nagle pojawia się problem, musicie znaleźć przyczynę. Może nią być jedynie przemarznięcie lub silny stres, a przede wszystkim błąd w żywieniu: właśnie zjedzenie owocu, ciasta, wypicie zimnego napoju, kwaśna zupa. To wcale nie oznacza, że to żywienie nas wydelikaca, tylko że ciało daje nam znaki, że czegoś nie akceptuje, a my te znaki umiemy odczytywać!!! Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Anna Ciesielska
Witajcie! Odpowiadam po kolei. Uderzenia gorąca pojawiają się często u osoby niekoniecznie w czasie menopauzalnym, ale z pewnością wychłodzonej, z nierównowagą energetyczną (niedobór wilgoci – esencji). Taki stan może załapać nawet młoda dziewczyna. W takiej sytuacji wszelkie leki będą na chwilę usuwały dolegliwość, nawet te homeopatyczne, a problem wewnętrzny będzie się pogłębiał. Konieczne jest zdyscyplinowanie się w żywieniu, całkowita eliminacja kwaśnego-surowego-zimnego, no i oczywiście dyscyplina emocjonalna. Konsultacja na pewno by Pani pomogła. Dorzucam parę słów o homeopatii. Każdy sposób leczenia, nawet ziołolecznictwo, homeopatia czy bioterapia – który nie wchodzi w analizę przyczyn i nie eliminuje tych przyczyn – jest działaniem tylko na skutek. Tak czyni również homeopatia, choć z pewnością jest działaniem najmniej szkodliwym. Natomiast moje zalecenia dotyczą przede wszystkim usuwania przyczyn utraty równowagi. Proszę mieć świadomość, że jeśli jesteśmy w niewłaściwym odżywianiu, a trzymamy kondycję nawet dzięki homeopatii, to w naszym organizmie cały czas narasta nierównowaga, co może mieć fatalne skutki w przyszłości. Dla nas jest to bardzo jasne – zjadając duże ilości serów, popijając wodą i pogryzając owocami nie możemy oczekiwać, że leki homeopatyczne wszystko nam załatwią. Z pewnością przy naszym żywieniu w niektórych sytuacjach można skorzystać z leków homeopatycznych i to właśnie polecam (dzieci – duża pobudliwość, ząbkowanie). Madziu, to co dzieje się we Francji z okazji różnych uroczystości, jest dokładnie tak samo przeżywane w Polsce. Wszelkiego rodzaju wesela, imieniny, uroczystości, festyny, wczasy, wycieczki, to niekończące się objadanie łakociami i popijanie „oranżadą”. My też się czujemy jak ufoludki, choć wcale nam to nie przeszkadza. Pasożyty w organizmie pojawiają się wówczas, kiedy zakwaszamy swoje środowisko – chodzi o jelita. A zakwaszamy wówczas, kiedy nasze jedzenie jest niszczące dla żołądka, śledziony, trzustki i wątroby. W takim przypadku, jeżeli nie zmienimy sposobu żywienia na żywienie zrównoważone, mogą być trudności z oczyszczeniem się. Pomaga w tym jak zwykle imbirówka, ale tylko przy naszym jedzeniu. Również polecam konsultacje. Pani Igo, jakich radykalnych zmian oczekuje Pani po 3 miesiącach?! Jeszcze nie jestem pewna, czy Pani jest właściwie zdyscyplinowana. Cierpliwości! Pierwszy dobry objaw to wypadanie włosów – to znaczy, że coś się zaczyna dziać w wątrobie, zaczyna się ona oczyszczać, ale musi Pani poczekać, aby wątroba się zrównoważyła, włosy się wymienią, będą mocno odrastać, ale dopiero za jakiś czas i będzie to zależało tylko od Pani. Jagodo, cieszę się ogromnie. A poza tym ja bym ten Twój wniosek ubrała w inne słowa. Problemy, które zjawiają się przed nami, mamy traktować z wielkim dystansem, bo naszym życiowym zadaniem jest ewolucja i stawanie się coraz bardziej szczęśliwą. Ażeby tego dokonać, problemy albo rozwiązujemy i jesteśmy szczęśliwe, a jeżeli się nie da, to je akceptujemy i też jesteśmy szczęśliwe! A więc w każdym przypadku musimy dyscyplinować swoje emocje, bo gdy w nie ugrzęźniemy, nie mamy dystansu i właściwej decyzji nie podejmiemy. Całuję i pozdrawiam wszystkich!
data: 2005.11.16
autor: Anna Ciesielska
Dzień dobry wszystkim! Coraz lepiej mi wychodzi gotowanie, przepisy są przepyszne, jemy rano owsiankę, pijemy kawę, ja imbirówkę, a nawet raz przekonałem do niej męża - pomogła mu na ból brzucha (po słodyczach...:)).
Dziękuję za wszystko!
Mam jedno pytanie: w jakim smaku są goździki? Kwaśnym? Ostrym? Jakoś sama na to nie mogę wpaść...
Chciałabym wszystkim polecić leczenie homeopatyczne, które opiera się na zasadach trochę podobnych do pięciu przemian, generalnie też chodzi o energię, siłę życiową.
Oczywiście można się leczyć samemu kupując gotowe zestawy w aptece. Ale jeszcze lepszym rozwiązaniem jest znalezienie dobrego homeopaty. Tak samo z małymi dziećmi. Moja 1,5-roczna córeczka prowadzona od urodzenia homeopatycznie (5 przemian stosujemy dopiero od 3 miesięcy) nie choruje w ogóle! Ma dobrane do siebie lekarstwo na zęby, jak ją dopada furia zębowa, aplikuję je i furia mija po paru minutach.
Ataki naukowców na homeopatię to kolejny dowód na to, że współczena nauka nie radzi sobie tam, gdzie nie sięga szkiełko i oko, tam, gdzie nie da się wszystkiego policzyć i wsadzić w tabelki. To smutne.
Znani mi homeopaci odnoszą się się z szacunkiem do Porządku, mają odwagę podważać słuszność tego, co proponuje tradycyjna medycyna, kuchnia. Walczą z suplementami spożywczymi, pokarmami w proszku (żywienie niemowląt - brrr...), cytrusami, itp. Chwała im za to.
Tyle pochwały homeopatii.
Pozdrawiam serdecznie!
data: 2005.11.16
autor: Kaśka M.
Witajcie, czy możecie coś doradzić jak zwalczyć pasożyty u małych dzieci? DZiecko straciło apetyt, źle sypia, wymiotuje, ciągle się drapie i skarży się na bóle brzuszka. Oczywiście są specyfiki w aptekach...,ale może jest bardziej przyjazny-zrównoważony sposób na to ?Pozdrawiam serdecznie i z góry dziekuje za odpowiedź.jola
data: 2005.11.15
autor: 
Włosy wypadają mi garściami.Czyżby jesień tak wpływała na nie?A może popełniam jakieś błędy ? Co się dzieje?
data: 2005.11.14
autor: Iga
Witam!Jestem kolejną amatorką kuchni 5 smaków.Mam za sobą tylko trzy miesiące dość zdyscyplinowanej diety.Samo gotowanie sprawia mi ogromną przyjemność, chociaż trwa nieporównywalnie dłużej niż tradycyjne.Nie zauważam jednak dość radykalnych zmian w swoim organiźmie, ale potrawy smakują mi bardzo.Cieszę się,że funkcjonuje forum.Czuję się rażniej wiedząc ,że jest na świecie kilka innych bratnich duszyczek ,które nieco oszalały na punkcie zdrowego żywienia.Pozdrawiam Was wszystkie.!!!
data: 2005.11.14
autor: Iga
Dzień dobry:) przeczytałam niedawno Prawdy o życiu, która to książka zawiera wiele mądrych stwierdzeń, ale dla mnie ważne było jedno zdanie, dzięki któremu przestałam się bać pytań typu: co mnie jutro czeka? Chodzi o stwierdzenie, że nie jest ważne to, co mnie spotyka, ale to, jak na daną sytuację zareaguję. To zdanie przekłada mi się na emocje - czy rzeczywiście trzymam 5 moich koni (czyli emocje właśnie) na wodze w różnych sytuacjach. Reaguję różnie, nie zawsze udaje mi się nie zapanować nad swoim żalem czy gniewem, ale zauważyłam jednocześnie, że owszem - czuję to co czuję, ale emocje nie obezwładniają mnie już tak bardzo jak kiedyś, bo staram się je obserwować. Myślę, iż wiele sytuacji to po prostu testy, wywoływanie po kolei emocji i sprawdzanie, czy reagując nie myślę starymi kanałami. I szukając innych możliwości, czuję się bardziej wolna. Pozdrówka :)
data: 2005.11.10
autor: Jagoda
Dodam jeszcze parę słów nt słodyczowego szaleństwa bo jestesmy w takim okresie i o nim gadamy. Opowiem wam jak Francuzi świetuja Haloowen ze swoimi dziecmi. Mieszkam od dobrych paru lat w sympatycznej alzackiej wiosce gdzie stowarzyszenie młodzieży organizuje co roku przebierany dzień duchów i diabłów dla dzieci od 2 do 6 lat. Wczesnym popołudniem wszyscy wespól wzespół szykuja zupe dyniowa potem teoretycznie jest podwieczorek a nastepnie najbardziej wyczekiwany przez dzieciaki przemarsz ulicami wioski w przebraniach duchów, diabłów, czarownic i innych potworów z pukaniem do drzwi mieszkańców i wyłudzaniem upragnionych łakoci. Jakos tak wyszło że tym razem nie podali dzieciom podwieczorku ( Mój 5-latek ma termosik z kawą + chlebek z miodem ) tylko pogonili ulicami. I te głodne dzieci od 16-ej do prawie 19-tej godziny latały po całej całkiem sporej wsi o *pustym brzuchu* zaspokajając głód zgadnijcie czym ??? oczywiscie wyproszonymi cukierkami które zbierane były do sporych rozmiarów wózka. Na szczęście mój syn tak był zaaferowany samym faktem przebierania sie i misją zbierania cukierków że o samych cukierkach zapomniał. Zbieranie skończone więc wracamy do lokalnej sali na (?!!!!)podwieczorek (jest godz. 19-ta !!)Dla mnie był tego juz za wiele. Poprosiłam o wydanie przynależnej porcji słodyczy ( każde dziecko miało do niej prawo - w sumie ok 2 kg cukierków na łebka....)i wróciłam z synem do domu na kolację.Piotruś przez nastepne 2 tyg. o worku cukierków nawet nie wspomniał i zwyczajnie je wydałam za jego pozwoleniem. A inne dzieci te swoje worki pozjadały.I tak sobie mysle że brac udział w życiu wioskowym trzeba chocby ze wzgledu na dzieci ale cały czas sie czuje z moimi chłopami jak UFO i ciesze sie bardzo że Mama załozyła strone internetową i jest forum i Jagoda która uaktualnia to wszystko bo bym sie inaczej czuła bardzo samotnie na tej mojej obczystce a tak to sobie zerkne czasem i poczytam i popiszę. Raźniej mi jakoś na duszy. Pozdrawiam Mamę i wszystkie forumowiczki.
data: 2005.11.10
autor: Magda C
Witajcie, Kochani! Donko, nie kombinuj, dla mnie dobrym koncertem będzie Wasz „występ” na kursie. Najpierw przyjedź, później pogadamy. Madziu, masz rację. Zapomniałam wspomnieć, że w wyciszaniu łaknienia na słodycze pomaga na pewno, oprócz naszej dyscypliny, imbirówka, rosół, kawa, no i przecież istnieją jeszcze nasze kulki rozgrzewające, które dobrze by było mieć w puszce na wszelki wypadek. Dawniej również myślałam, że nasze zrównoważone ciasto jest bezkarne. Niestety. Ciasto pozostaje ciastem, chociaż to nasze lepiej się trawi. Możecie upiec, jeśli lubicie, ale rozdajcie. Agnieszko z Ostrowa, piszesz mądrze, zahaczasz już o świadomość swoich emocji. To jest, kochani, pierwszy krok do wtajemniczenia – umiejętność zapanowania nad ego i dyscyplinowania go. Ale możemy to zrobić tylko rozumiejąc wpływ pożywienia na stan ciała, narządów – mam na myśli tylko energetyczny aspekt naszego życia. To, co robimy, ociera się o wyższą świadomość, czyli tak zwaną duchowość. Ale dla nas jest to codzienność. Nawiązując do listu Pani Jagi – temperatura popołudniowa i wieczorna to przeziębienie i dziecko miało typowe tego objawy. Ciągły katar mówi o zimnych płucach, może nawet o zimnej śledzionie. Na pewno przeziębionemu dwulatkowi nie podajemy klusek z gulaszykiem ani pierogów. Potrzebne jest puree ziemniaczane z cebulą lub czosnkiem, kasza kukurydziana, ewentualnie gryczana niepalona. No i wiadomo – owsianka. Dziecko dwuletnie może jeść tylko! chleb pszenno-żytni, czerstwy, czyli 4-5 dniowy. Nie ma mowy o żytnim i w ogóle żadnym innym. Dzieci tego nie trawią! Imbirówka jest dziecku potrzebna na pewno, no i rodzice w anielskim nastroju – to konieczne. Zajady to jeszcze zimne jelita-dwunastnica, żołądek i z pewnością niedobór witamin z grupy B. A więc spokojne, zrównoważone jedzenie, ciepłe, mięsno-jarzynowe zapewni i właściwą energię narządom, i właściwe wchłanianie składników. Ola jedząca wołowinę – brawo! Radzę Ci jednak, abyś robiła sobie gulasze z dodatkiem jarzyn lub mielone sznycelki lub klopsiki. Będzie Ci lepiej smakowało. Dobrze tylko doprawiaj. Ach, ta lukrecja. Co Wy do niej macie!? Lukrecja jest niezbędna – regeneruje narządy. Im bardziej jesteśmy rozregulowani, tym gorzej na nią reagujemy. Proszę, abyście do herbaty dosypywali anyż, cynamon i zawsze więcej imbiru. Proszę, słodźcie choć niewielką ilością miodu. Poza tym tak jak każdą potrawę musicie dosmakować, tak i herbatę trzeba tak „spreparować”, aby Wam smakowała. To jest obowiązek!! Trenujący mężczyzna przede wszystkim musi dobrze jeść, bo inaczej stale będzie mu się chciało pić i przy tym będzie się strasznie pocił. Trudno przekonać takiego zaprogramowanego na herbatę czarną i zimny napój sportowca na gotowaną kawę przed treningiem i naszą herbatę po. Musi sam do tego dojrzeć, ty kobieto, tylko mu gotuj. Czy wiecie, że Jagoda wczoraj zjadła gruszkę, a dziś już ma katar i boli ją gardło?! Pilnujmy się, kochani! Pozdrawiam serdecznie
data: 2005.11.09
autor: Anna Ciesielska
Witam! Proszę o radę co robić w przypadku uderzeń gorąca. Jest to bardzo przykre i dokuczliwe. Używam kropli homeopatyznych, które na poczatku pięknie mi pomogły ale po jakimś czasie (około 3 miesięcy) dolegliwości, co prawda z dużo mniejszą siłą, ale zaczynają wracać. Nie jestem zwolenniczką hormonalnej terapii zastepczej. Szukam innych rozwiązań i może ma forum coś mi poradzicie.
Pozdrawiam
data: 2005.11.09
autor: Gośka
Zapewne trwa czas dojo, bo ja od jakiegoś już okresu nie jedząca i unikajaca słodyczy mam teraz jakoś dziwnie na nie ochotę. I to mimo,że zjem dobry, pożywny, zrównowazony obiad, nie minie zbyt długa chwilka, a mi się strasznie chce słodkiego. Dobrze,że nie robię tak jak kiedyś zapasów ze słodyczami, bo byłyby pod ręką. Jednak, jeśli coś jest i skuszę się na to z wielką ochotą, to mój organizm chyba juz sam na to jakoś reaguje, bo za chwilę mam niezbyt miłą nadkwaśność.I myślę jak sie jej pozbyć.Pewnie w tym momencie imbirówka byłaby najlepsza.Niech już ten czas dojo minie, bo cięzko będzie. Pozdrawiam.
data: 0000.00.00
autor: Renata
Czy maluchom można dawać chleb razowy na zakwasie? Znalazłam przepyszny w sklepie internetowym (w okolicach Gliwic gdzie mieszkamy można o takim zapomnieć) i mój dwulatek wcina go z wielkim apetytem,ale zastanawiam się,czy aby mu w końcu nie zaszkodzi? Pozdrawiam wszystkie Mamy i nie tylko.
data: 2005.11.07
autor: Jola II
Jeszcze o napojach - pisze Pani w Filozofii zdrowia, że osobom z ogniem wątroby (łuszczyca) nie wolno pić kilerki, której składnikiem jest lukrecja. Czy w takim razie stosować lukrecję w mniejszych ilościach w innych herbatkach? Muszę przyznać, że smak lukrecji jest dla mnie trudny do przełknięcia, nawet w niewielkiej ilości, a po wypiciu herbatki z jej dodatkiem odczuwam suchość w gardle. Pozdrawiam
data: 2005.11.07
autor: Agnieszka z Krakowa
Pani Aniu,
Śpieszę się pochwalić, że wczoraj poraz pierwszy od lat...8..9 zjadłam wołowinę:) Nie było to łatwe (smaczne też nieszczególnie), ale się udało. Pewnie minie trochę czasu zanim przyzwyczaje się do tego smaku, ale zdrowie najważniejsze, więc już teraz planuję pieczeń wołową.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i trzymajcie za mnie kciuki.
data: 2005.11.07
autor: Ola
Witam.Ja apropo słodyczy.Swego czasu objadałam się słodkościami codziennie.Potem przyszło Pięć Przemian i opamiętanie.Postanowiłam zrezygnować z nich całkowicie. Pierwsze trzy dni byłam senna i do niczego,potem przeszło. Trzymałam się długo,ale po paru miesiącach zaczęłam sobie pozwalać na więcej i więcej.Teraz wcale nie jem dużo słodyczy, ale tak się składa,że jak sobie w jeden dzień pozwolę na słodkie szaleństwo to na następny jestem tak rozdrażniona i wkurzona bez powodu,że szkoda gadać.Żal mi wtedy własnej rodziny i dlatego będę unikać słodyczy jak ognia:). Pozdrawiam
data: 2005.11.07
autor: Jola II
Pani Aniu proszę mi powiedzieć co oznaczają pojawiające się zajady w końcikach ust, teraz je właśnie posiadam, są parę dni i przechodzą, mam tak od paru lat. Nie chce używać żadnych maści, lekarstw, bo według medycyny chińskiej oznacza to, że jeżeli coś się dzieje w organizmie wychodzi to na zewnątrz. No właśnie , ale co się dzieje?
data: 2005.11.07
autor: Urszula z Wrocławia
Witajcie.
To jest jak narkotyk, bo ciągle zaglądam na forum. I pomyśleć, że jeszcze niedawno interesowały mnie zupełnie inne sprawy...
A teraz do rzeczy. Najpierw o braku pokory i chciejstwie. Moj mały dwuletni synek uwielbia jeść, a nie wygląda. I co robi niepokorna mama? Daje dokładki, szczególnie owsiankę, bo może dziecko powinno więcej ważyć... Osłabiony synek przy okazji złapał od kaszlącej babci jakiegoś bakcyla. Konsekwencje? Dwudniowa nieduża gorączka (37,8) , ciemieniucha na głowie, brak apetytu, trochę luźniejsze stolce. To chyba zastój, myśli mama. Gorączkę zauważyła późnym popołudniem lub wczesnym wieczorem, więc jaką wersję przyczyny wybrać? Popołudniową - zastój, czy wieczorną - przemarzniecie. Wybieram zastój, pomyślała mama. Rosołek, imbirówka. Po ustąpieniu gorączki zimne ręce, mokry kaszelek, to chyba wychłodzenie. Dawaj, rozgrzewać. Dalej rosołki i dużo smaku słodkiego: ziemniaczki, kaszka kukurydziana, a to nadszedł już tajemniczy, trudny czas dojo. Kaszel się skończył, został zapchany nos. Co ta śledziona wyprawia? Produkuje śluz, a więc jednak zastój. Po tygodniu nos się odetkał i z niego leci. To chyba dobrze, że wylatuje, tylko czemu już 5. dzień. Pani Aniu, czy lane kluski, z gulaszykiem wołowym (mało mięska) albo pierogi z nadzieniem mięsnojarzynowym są w przypadku kataru niewskazane? A dzieciak odzyskał już apetyt i woła: mama jeść!!!! I jeszcze emocje. Mama i tata liczą ile to już dni trwa ten katar. Bo przecież są już tak przeszkoleni w kuchni 5 smaków i tak mądrzy.. A tu klops..
Na pocieszenie dodam, że synek ( odpukać) nie dostał jeszcze żadnego klasycznego leku od czasu rewolucji jedzeniowej. Na szczęście kończy się na tych przydługich katarkach i analizowaniu, czy to zastój, czy przemarznięcie, a może emocje mamy i taty.
Pozdrowionka. Jaga
data: 2005.11.07
autor: 
Witajcie,
Wracam jeszcze do picia. Mój mąż wierci mi dziurę w brzuchu, o to co ma pić po wyczerpującym, półtoragodzinnym treningu, na którym mocno się wypaca. Nic nie zaspokaja jego pragnienia poza zimnymi napojami(!) i czarną herbatą, która go przecież wysusza. Co mogę mu poradzić?
Serdecznie pozdrawiam:)
data: 2005.11.07
autor: Ola
Bardzo dziekuję za odpowiedź na temat napięcia przedmiesiączkowego. Również z zainteresowaniem przeczytałam opinie na temat słodyczy (p.Ani oraz drugiej Agnieszki). Zaledwie od miesiaca gotuje wg 5 przemian i stało sie to dla mnie pasją!Przypuszczam, ze moje organy nie sa jeszcze zrównoważone i dlatego odczuwam pewne dolegliwości typu napiecie przed okresem. Nie skojarzyłam natomiast tego stanu z czasem dojo. Czy moge prosic o więcej informacji na temat czasu dojo? Bardzo chcę zrozumieć co się dzieje z moim organizmem i mieć na to wpływ. Gdy czytam Wasze wypowiedzi bardzo mnie one motywują do trzymania dyscypliny, przełamywania starych nawyków, wchodzenia na wyższy poziom świadomości - co jak wiecie nie jest sprawą łatwa i wymaga (przynajmniej na początku) siły, determinacji, odporności i wsparcia.
Wracając do tematu słodyczy: czy miodowe kulki rozgrzewające, ewentualnie ciasta wykonane naszym sposobem rónież mają negatywne działanie?
Pozdrawiam serdecznie!
data: 2005.11.07
autor: Agnieszka z Ostrowa Wlkp.
Mnie w ryzach antysłodyczowych trzyma wiszący na cycu 11-miesięczny Maks.Jak zjadłam raz czy dwa *słodkie* to mu sie zaraz brzydko odbijało i żle sypiał i miałam przechlapane. Więc od roku nie jem słodyczy. Co nie znaczy że nie mam na nie ochoty okropnej w chwilach stresu, zmeczenia i zabiegania. Co znalazłam jako ukojenie ? kieliszek wódki Soplicowej lub kromke chleba z miodem i imbirem , rosół. W ogóle zauważyłam że od kiedy pije codziennie kubek rosołu to nie mam juz ochoty na ciastka. Mam na mysli nasz rosół długo gotowany. Jedynym moim grzechem są książki kucharskie nt ciast, deserów, specjalności świątecznych; mam tego cała półkę, ogladamy czasem z moim 5-letnim Piotrusiem, ślinka nam kapie, marzymy, wzdychamy, obiecujemy sobie że juz niedługo cos upieczemy po czym zasiadamy grzecznie do jajeczniczki lub sznycelka a książki znowu pokrywa kurz.
Pozdrawiam serdecznie wszystkie grzesznice cistkowo-słodyczowe
data: 2005.11.07
autor: Magda C
Witam, witam, jesteśmy Pani Aniu:) to można odczytać po zmieniającej się szybko ilości otwierających pani stronę, już prawie 6000tys.:)
A ja wczoraj odczułam wielką ochotę na kontakt z muzyką klasyczną, tak bardzooo na żywo i pomyślałam sobie, że moglibyśmy się wybrać do poznańskiej filharmonii w czasie trwania warsztatów. 11 listopada czyli w piątek o godzinie 19.00 odbędzie się koncert orkiestry poznańskiej ze skrzypkiem:) będą grane utwory Moniuszki, Wieniawskiego i Noskowskiego. Bilety na parterze kosztują 35zł.
Czy ktoś z wybierających się będzie miał ochotę mi towarzyszyć? byłabym bardzooo uradowana;) Pani Aniu czy zajęcia w piątek skończą się przed 19?? Już bardzooo się cieszę na spotkanie ze Zrównoważonymi osobnikami;))) pozdrawiam bardzo
data: 2005.11.07
autor: Donka
Są Agnieszki (dwie czy jedna?), a gdzie reszta? No dobrze, byłyście zagonione, rodzina, wyjazdy, groby... Zbieg okoliczności – Agnieszko, pytasz o napięcie przedmiesiączkowe, a to jest przecież czas dojo! I z tego powodu napięcie może być większe, a i słodyczy bardzo się chce. Tak „wychowałyśmy” swoją śledzionę, że gdy potrzeba jej materii do produkcji dużej ilości wilgoci (dla zrównoważenia wątroby), to woła o słodycze. A jej potrzeba starannych, gotowanych posiłków. Napięcie przedmiesiączkowe pojawia się, gdy śledziona niedomaga i z tego powodu wątroba jest w niedoborze wilgoci, wywołując owo napięcie (skurcze). W stanie równowagi takie niedobory nie pojawiają się, mimo że przed okresem krew gromadzi się w narządach rodnych. Pamiętam z dawnych czasów, gdy znajoma w pracy zjadała całą torebkę „krówek”, wszystkie wiedziałyśmy, że następnego dnia dostanie okres. Cukierki robiły swoje – rozluźniały napięte mięśnie narządów rodnych, krew „koiła” wątrobę i już było dobrze. Jednocześnie my wiemy – i teraz tego doświadczamy – że energia słodyczy osłabia wątrobę, a skutki tego właśnie opisuje Agnieszka. Słodycze nas ogłupiają – zabierają wyobraźnię, twórczość, dyscyplinę, tolerancję, dobrą kondycję. Stajemy się bezwolni. To prawda, że bycie świadomym jest trudne, jesteśmy bowiem odpowiedzialni za swoje wybory, a to boli. Podobnie jak Agnieszka, sama doświadczam działania tych energii i tylko fakt, że już wiem, o co w tym wszystkim chodzi, pozwala mi na utrzymanie się we właściwej formie emocjonalnej. Jak zwalczyć napięcie przedmiesiączkowe? Słodycze was rozluźnią, ale nie dadzą dobrej kondycji po okresie. A więc może dobra zupa, jarzyna, mięsko, herbata i kawa z miodem, relaks, może jakaś komedia?... Czas dojo kończy się przed 15.11 i wejdziemy w czas zimowy, będziemy mieli ochotę na ryby, ale proszę, uważajcie. Jeden kawałek i koniec. Pozdrawiam wszystkich
data: 2005.11.03
autor: Anna Ciesielska
Witajcie! czy możecie coś poradzić na napięcie przedmiesiączkowe? Pozdrawiam serdecznie i z góry dziekuje za odpowiedź.
data: 2005.11.03
autor: Agnieszka
Przypomniało mi się jak na kursie w Karpaczu postanowiłam KOMPLETNIE nie jeść słodyczy i słowa danego sobie dotrzymałam. Owocem tego było cudowne fizyczne samopoczucie, a dodatkowo poczucie czegoś w rodzaju psychiczno-duchowego najpierw odetkania, a potem przepływu. Intuicja prawie że huczała w głowie, jeden niesamowity zbieg okoliczności poganiał następny, co chwilę pojawiał się ktoś, kto miał do przekazania TĘ WŁAŚNIE informację, która była akurat na ten moment najwłaściwsza - jednym słowem unoszenie się z prądem jakiejś rzeki błogości i radości. Ale do czego zmierzam; otóż po powrocie do domu znów pojawiły się słodkości tu i tam w moim menu i to wszystko w dal odpłynęło. Zauważyłam, że oprócz oczywiście innych rzeczy typu zmęczenie, przemarznięcie i stres, SŁODYCZE mają nieprawdopodobnie niszczycielskie działanie na moją radość życia, samopoczucie i emocje w ogóle, że o intuicji nie wspomnę. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że to aż tak działa. Wydawało mi się, że niewinne ciasteczko od czasu do czasu, czy mała czekoladka (popita potem oczywiście imbirówą) nie uczyni nic złego, a przeciwnie - ukoi i utuli. Nie wiem jak Wy, ale mnie gdy tylko zaczynam mieć fizyczną ochotę na słodycze, ogarnia niepokój równy temu jakbym miała ochotę na jakiś narkotyk. Kusi, ale wiem, że ma straszne działanie. Różnica tylko, na razie, mam nadzieję, polega na tym, że temu słodkiemu nałogowi czasami ulegam. Czy Wy też macie takie odczucia, że to szkodzi bardziej niż się ludziom wydaje? Pomijam nauki Pani Ani, chodzi o świadomość. Co innego wiedzieć, że to złe, a co innego czuć. Co o tym sądzicie? Pozdrawiam Was ciepło, choć na dworze zimno...
data: 2005.11.03
autor: Agnieszka
Witajcie, znów tydzień minął, a jesień nadal piękna. Złociście, kolorowo, róże kwitną. Pani Jago, cieszę się razem z Panią, bo wiem, że to wszystko jest bardzo proste. Spójrzcie, jaki to paradoks. Naukowcy, lekarze szukają pod mikroskopem, a tajemnica leży w kuchni i w świadomości kobiety. A propos napojów, które wciąż burzą spokój naszych zasad. Wynika to z pewnością z tego, że tkwicie jeszcze w starych schematach myślowych, a ego się nie poddaje. Przypominam więc w punktach: gorącej wody nie pijemy, bo jest wysuszająca, a zimnej, bo jest wychładzająca. Herbat owocowych również nie pijemy, bo są wychładzające, czarna i zielona są wysuszające. Picia latem dużej ilości kawy, nawet zbożowej, też nie polecam, bo również wysusza. Lukrecja jest niezbędna, bo jest jedynym ziółkiem, które regeneruje śledzionę i wątrobę i nie zastąpi jej lipa. Dobrą popitką jest gorąca woda i dodany do niej miód i imbir (1/3 – 1/4 łyżeczki). Dlatego uparcie polecam naszą herbatę neutralną, ewentualnie z dodatkiem anyżu i cynamonu i oczywiście kawę gotowaną, 2-3 razy dziennie. Wszystko słodzimy miodem. Generalna uwaga: nasze pragnienie gasi tylko aktywna śledziona, a więc zjadajmy posiłki gotowane, a napojów potrzeba nam wówczas niewiele.
Agnieszko, w swoich listach nawiązujesz do wypowiedzi Donki i do mojego komentarza, tzn. że całe życie jest zdeterminowane naszymi wyborami. Energia, którą wysyłamy (myśli, słowa, czyny), wraca do nas zwielokrotniona. A więc kierujmy się naszym zyskiem, naszą stratą – nie możemy mieć pretensji, gdy coś „spada nam na głowę”. Jednocześnie godnie i z radością przyjmujmy uznanie, pochwałę, chwile szczęścia, uczmy się radowania sobą i tym, co nas spotyka. Wracając do Agnieszki, przypominam, że każda technika musi być zakorzeniona w zrozumieniu i akceptacji teorii. Magdo C., lubię wymieniać z Tobą telefony, dlatego że jest w Tobie dużo przyzwolenia dla własnej nauki. Trzymaj tak dalej! Jagodo, Twoja wypowiedź jest akuratna, muszę tylko przypomnieć o konieczności gimnastyki. Ona nada waszemu ciału właściwą formę, śledziona to dopełni. Poza tym pamiętajcie, że wasz wygląd zewnętrzny i forma zależy od waszej emocjonalności – od tego, czy jesteście akceptujące dla otoczenia i dla siebie, a więc do roboty.
Jagoda wspomniała również delikatnie o tzw. „puszczeniu” (uwolnieniu). Jak ważny jest to problem, wszyscy wiemy. Czepiamy się często myślami naszych bliskich, jednocześnie jesteśmy w ciągłym chciejstwie, w ciągłym oczekiwaniu czegoś, co MA nas uszczęśliwić. Ten stan trzyma nas w ciągłym napięciu, w ciągłym niedosycie. Jesteśmy wówczas po prostu nieszczęśliwe. Uświadomienie sobie tego stanu jest pierwszym krokiem do wyzwolenia. Później tylko dyscyplina, aby nie dopuszczać tych myśli (chciejstw) do siebie. Cieszymy się i koncentrujemy na tym, co mamy. Ale aby tego dokonać, często musimy przejść bolesne doświadczenia – inaczej nasze ego się nie podda - musi być szok.
Pozdrawiam
data: 2005.10.26
autor: Anna Ciesielska
Witam wszystkich :) a propos wagi. Kiedy miałam w życiu okres "ciemnej doliny", czyli maksymalnego stresu, schudłam i wyglądałam dość okropnie - przy 168 cm niecałe 50 kg. Przy zdrowych zmysłach trzymała mnie tylko 5-smakologia i nasz sposób myślenia. Kiedy stres minął, waga samoistnie, w ciągu kilku miesięcy, wróciła do normy - obecnie 54 - 55 kg. Chodzi o to, że zjadając odpowiednie pożywienie, rozpoczynamy proces doprowadzania naszych narządów do stanu coraz większej równowagi, dzięki czemu - jeśli jest nadwaga, zaczyna znikać, bo lepiej trawimy i mamy więcej energii. W przypadku niedowagi sytuacja jest podobna - prawidłowe pożywienie i zrównoważone emocje rodzą odpowiednią jakość naszej materii, więc wszystkie niepotrzebne dołki w ciele zaczynają się wypełniać. Gdyby jeszcze udawało mi się zjadać posiłki o nieco wcześniejszej porze, byłoby super (pracuję do 17, zabieram termos z pożywną zupą i kanapki, główny posiłek ok. 18, to trochę za późno). Ale pracuję nad tym :) Chciałabym też podzielić się z Wami książką "Prządki mądrości", o 8 kobietach, które posiadły dar "innego bycia" - głębokiego patrzenia i wielkiego spokoju (autorka jeszcze nie odkryła Anny C.). To książka o tym, jak żyć i jako cel życia mieć "nic", bo wtedy można je (życie) widzieć bez nakładania pryzmatu oczekiwań. Ameryka. Pozdrawiam :)
data: 2005.10.26
autor: Jagoda
Do Agnieszki-kilka moich rad,które wprowadziłam po obserwacjach własnego organizmu,dla mnie są bardzo OK,a może i Tobie się przydadzą.Latem piję dużo kawy zbożowej,lekko osłodzonej miodem nie za gorącej lecz ciepłej.Wodę piję tylko przegotowaną,gorącą,jeśli odczuwam taką potrzebę,oczywiście nie w ilości 1,5 litra dziennie!W herbatach ziołowych często lukrecję zastępuję lipą-po prostu lukrecja nie do końca mi "podchodzi".Jeśli piję w składzie klasycznym to wygląda to tak:tymianek-lukrecja(mało)-koper włoski-imbir-tak mi bardziej służy i smakuje.Jesienią i zimą regularnie piję imbirówkę(w postaci,którą poleca p.Ania)nie za mocną ale 2,3 dziennie-pragnienie gasi wspaniale,poza innymi niezaprzeczalnymi zaletami.Pzdrowienia dla wszystkich wyznawców 5smakologii stosowanej!
data: 2005.10.24
autor: Gosia z Zielonej Góry
Dzień dobry!
Chciałam sie upewnić co do napojow jakie mozemy spożywac. Jestem poczatkujaca w kwestii gotowania zgodnie z zasada 5 przemian. Gotuję herbatę tymianek-lukrecja-imbir, daktylową; pije kawę gotowana; staram sie trzymać dyscyplinę ale czasami wrecz marze aby napic sie wody, do ktorej sie przyzwyczasilam przez te wszystkie lata - panuje przciez powszechna opinia, ze powinno sie pic 1,5l wody dziennie - teraz rozumiem, ze opinia ta jest błedna jakkolwiek odczuwam pragnienie, którego jeszcze w tej chwili nie potafie ugasic naszymi napojami (poza tym srednio mi one smakują). Czy od czasu do czasu moge wypic herbate zielona, czerwona, jasminowa czy tez owocowa? Poza tym małym dyskomfortem czuje sie swietnie, mam wiecej enenrgii, wiecej optymizmu i nagle zaczynam rozumiec o co w tym wszystkim chodzi; zycie staje sie prostsze.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
data: 2005.10.21
autor: Agnieszka z Gliwic
Agnieszka pisząc o ostatnio przeczytanej książce nt intencji, wysyłanych mysli i kształtowaniu życia idealnie napisała o czyms z czym sie szamoczę od paru tygodni. A mianowicie; mój kochany mąż zdecydował że przestanie palić papierosy, przestał radykalnie wspomagając sie takimi plasterkami które się nakleja na ramię i które mają pomóc zwalczyc głód nikotynowy.Nie bardzo się zgadzałam z tym totalnym odcięciem od papierosa ale chciał zrobić po swojemu. Moje obawy sie potwierdziły; źle sie czuje,marudzi okropnie, zrzędzi o byle co i w ogóle. Na początku znosiłam dzielnie te objawy ale po tygodniu zabrakło mi cierpliwości, wyrozumiałości i...zaczęłam sie nakręcać i pączkowac jak drożdże. Powiedziałam mu nawet by rozpoczął znów palenie bo nie wytrzymam takiej atmosfery.Pogadałam z Szefowa Mamą która mi uświadomiła że ta nowa sytuacja jest dla mnie kolejnym testem i sprawdzianem mojego luzu, moich emocji, mojego podejścia do męża i ponowne sięgnięcie po papierosa było by pójściem na łatwiznę dla mnie a nie dla niego. Tyle że zapomniałam - o czym tak dobrze pisze Agnieszka - że moje intencje nadal były negatywne wobec niego i nadal po cichu sie nad soba uzalałm. Rezultat: wciaż napieta atmosfera w domu i naburmuszone humory. Więc bardzo sie staram o mężu nie myśleć a jeżeli juz, to tylko dobrze i nie wściekać sie w duchu jak coś niemądrego powie bo wiem dobrze że to nie jest prawdziwy on. Trudna lekcja ale pouczająca.
PS. kuleczki na ząbkowanie są też polskie: firmy DAGOMED Pharma - CHAMOMILLA NR 44 - tych francuskich firmy Boiron na wyrzynanie nie można znaleźć w Polsce i jak byłam na wakacjach to wyszperałam w aptece na Św. Marcina w P-u właśnie te polskie. Bardzo skuteczne, polecam
data: 2005.10.21
autor: Magda C
Jeszcze tytułem aneksu do mojej wypowiedzi o "Umyśle duszy", dobrze jest zapoznać się wcześniej z poprzednią książką tego samego autora pt."Siedlisko duszy". Jest to rzecz o wartościach duszy - dzieleniu się, współpracy, harmonii, intencjach i sposobach na uzyskiwanie tzw. autentycznej mocy, w odróżnieniu od mocy zewnętrznej, uzależnianej od innych ludzi oraz o istnieniu i roli tzw. duchowych przewodników i nauczycieli - istot prowadzących nas i pomagających nam na naszej ziemskiej drodze, w realizacji ziemskiego planu naszej duszy. Brzmi trochę naukowo, ale napisane jest dość przystępnie, daje poczucie, że nic nie dzieje się przypadkiem, a przeciwnie - wszystko jest skutkiem wczesniejszych przyczyn, z których każda jest też skutkiem czegoś jeszcze wcześniejszego. Również fantastyczna książka. Co nie zmienia faktu, że dusza duszą, a gotować rosołki i tak trzeba... Pozdrówka jeszcze raz dla wszystkich.
data: 2005.10.20
autor: Agnieszka
Czytam ostatnio bardzo ciekawą książkę o samodoskonaleniu: "Umysł duszy - sztuka dokonywania odpowiedzialnych wyborów", autorzy: Gary Zukav i Linda Francis. W formie niemalże przewodnika można się z niej nauczyć jak świadomie kształtować swoje życie, swoją osobowość, jak odciąć się od starych schematów, jak radzić sobie z negatywnymi emocjami, jak rozróżniać swoje intencje i jak je modyfikować, aby były "właściwe", jak analizować siebie w oparciu o ludzi, których do siebie przyciągamy, po prostu - jak sensownie wybierać z wiedzą, że każdy wybór rodzi konsekwencje, bez względu na to, czy jesteśmy tego świadomi czy nie. To my dzięki działaniu swojej woli tworzymy jakość naszego życia. Energię, tak potrzebną nam do życia, czerpiemy właśnie z tych właściwych wyborów. Zauważcie, że jak np. kogoś nie lubicie i znajdziecie się w jego towarzystwie, wasza energia siada. Dlaczego? Bo wybieracie np. osądzanie zamiast akceptacji. Albo zaczyna was ktoś wściekać swoim zachowaniem, słowami. I zwykle np. w takich sytuacjach wybuchacie. Ale może przed wybuchem znajdzie się chwila, ułamek sekundy na zastanowienie pod tytułem: a może tym razem zachowam się inaczej? Wybiorę inną reakcję. I o to właśnie chodzi. Na każdym kroku wybieramy. Nawet rodzaj mysli, jakie żywimy do danego człowieka, że o intencjach nie wspomnę.
Cudowna książka! Ogromnie ją wam polecam, szczególnie zaś praktyczne ćwiczenia, dzięki którym można fantastycznie poeksperymentować z własną codziennością.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie.
data: 2005.10.20
autor: Agnieszka
Znalazłam Was przez czysty przypadek Dwa lata temu stałam się szczęśliwą posiadaczką męża. A chłop jak to chłop, zjeść coś czasem musi i lubi.Ja zaś kompletnie nie potrafiłam gotować. W ksiegarni na półce, wsród książek kucharskich znalazłam jedyną, która dokładnie podawała ile czego do gara wpakować. I tak się zaczęło. Teraz mam rocznego malucha, który uwielbia owsiankę, zupki, gulaszyk i wszystkie te nasze wynalazki. A co najwazniejsze - nie choruje i pięknie się rozwija (odpukać!). Czego wszystkim życze. I nigdy nie myślałam, że to takie proste.
data: 2005.10.20
autor: Jaga
Witajcie!
O czaciku myślę, sprawa dojrzewa, czekam na dobry czas. Donko, kasztanów jeszcze nie jadłam, te nasze zbierane z pewnością są nam bardzo przychylne. Układaj je przy łóżkach, miejscach wypoczynku, niwelują bowiem wszelkie szkodliwe promieniowanie. Twój morski ból głowy to skutek zimna, morskiego powiewu z jodem. A propos Twoich wykładów, poruszyłaś ważny problem. Poniekąd wszystko jest zaplanowane, ale to my programujemy życie swoimi wyborami. Stwórca stworzył tylko zasady – Porządek. Od naszej wolnej woli zależy, czy stwarzamy karmę, czyli „siejemy” przyczyny skutków, które w następstwie zbieramy. Stwórca nie planuje jakości naszego życia. On nas tylko motywuje do ewolucji, czyli przemieniania, wybarwiania się energiami. Inkarnacje sprzyjają jedynie temu, abyśmy w miarę dojrzewania naszej świadomości, rozplątywali karmiczne relacje ze swoimi bliskimi i sobą samym. Kochani, nie pytajcie więcej o miód, bo walnę. Ostatni raz tłumaczę. W miodzie jest niewiele enzymów i są one potrzebne pszczołom – nie nam. Poza tym w żołądku i tak ulegną one rozkładowi. Miodu używamy tylko jako naturalnego słodzika – cukry proste miodu są od razu wchłaniane, dlatego jest naturalnym, najbardziej bezpiecznym produktem. Miody z różnych zbiorów z pewnością zawierają składniki, które podkreślają walory smakowo-zapachowe i również zdrowotne, np. miód spadziowy, gryczany, lipowy, akacjowy, natomiast do naszej kuchni polecam miód rzepakowy. Pani Marzeno, wysypka na buzi dziecka rzeczywiście może być skutkiem Dentinoxu, proszę zajrzeć do apteki homeopatycznej i poprosić o „kuleczki” francuskie na ząbkowanie. Są skuteczne, córka je stosuje. Pani Ewo, w sprawie zegara narządów proszę zajrzeć do „Filozofii zdrowia”. Podaję przykłady praktycznego zastosowania tej wiedzy: rano aktywność jelita grubego – oczyszczanie; aktywność żołądka – solidne śniadanie; południe – praca, aktywność serca; malujemy włosy po południu w czasie aktywności nerek; wieczorem jemy małą kolację – to czas minimum żołądka i śledziony, a w nocy wypoczywamy, bo to pora aktywności i regeneracji wątroby i woreczka żółciowego. Pani bezimienna leci w dół z wagą, bo: oczyszcza organizm z toksyn, nie gimnastykuje się!, żyje w stresie, pewnie je w pośpiechu i jeszcze nie wiem co. Proszę dbać o siebie! Ewo - sąsiadko, no nareszcie się odezwałaś, to miłe. Potwierdzasz w całości to, że wszystko się dzieje w swoim czasie. A poza tym, w zeszły czwartek znowu zebrała się silna grupa, pili kawę, jedli ciastka i gadali – o ptasiej grypie, o akceptacji (jak to zrobić), o rosołach i jesieni. Odbył się również kolejny kurs weekendowy, tym razem były same panie znów z całej Polski. I kolejny raz potwierdził się fakt, że przyjeżdżają osoby gotowe i chętne do pracy z Porządkiem. Są zafascynowane tą wiedzą, szczęśliwe ze spotkania, pełne ufności i wiary w możliwość uporządkowania swojego życia. To ogromnie cieszy. Całuję Was.
data: 2005.10.19
autor: Anna Ciesielska
Witam Panie z Forum i serdecznie pozdrawiam> Chciałabym tylko zapytać o mała, ale ważną dla mnie rzecz. Tez gotuję po "naszemu" od jakiegoś czsu.Wszyscy pytaja o efekty chudniecia w tym żywieniu, a ja wrecz przeciwnie.
Przy moim niezbyt duzym wzroście(159cm), waże obecnie 47kg, schudłam, bo moja waga zawsze wahała się ok, 48 i troche wiecej.Dla mnie jest to juz pewnie niedowaga i za nic nie moge przybrac na wadze, chociaż jem sporo. Czy to wynik "naszego"zywienia, czy może efekt stresów, których ostatnio sporo przeszłam, a wiec jak przybrac na wadze- oto jest pytanie.
data: 2005.10.17
autor: 
Witajcie żony, matki, kochanki, a przede wszystkim domowe kucharki! Już minęły 4 lata,od mojego pierwszego spotkania z naszą "Guru" Anią C.i cóż mogę powiedzieć. Oczywiście na początku była fascynacja, praca, praca i jeszcze raz praca poparta kursami, spotkaniami,literaturą. Zresztą tak jest zawsze gdy uczymy się nowego.Były też wątpliwości, oddalenia, korekty wg swojej nie zawsze właściwej intuicji, próby robienia czegoś na "poł gwizdka". Dziś jestem pewna jednego - jest to wspaniały sposób na życie, poznawanie siebie i wspaniały rozwój,utrzymanie i poprawianie zdrowia. Przy okazji spadek (stabilizacja)wagi - w ciągu tych 4 lat ok.9 kg.Mąż ok.6 kg.
A teraz jest tak, że ciągle łapiemy "nasze" książki, trafiamy na "naszych" ludzi, ogladamy "nasze" filmy. Nasze myśli i emocje budują to co jest wokół nas, co zawsze było, ale patrząc nie dostrzegaliśmy sedna! Dziękuję swoim aniołom, że trafiłam do Ani Ciesielskiej, że spotykam tam wspaniałych ludzi, mam tam przyjaciół i jestem jak u siebie. Dzięki Ci Aniu i Wam dziewczyny za "cud" Karpacza, bądżmy silne (sorry panowie silni), radosne i pewne słonecznej drogi w blasku pięciu przemian wg A.C.Serdecznie ściskam i pozdrawiam
data: 2005.10.14
autor: Ewa K. (sąsiadka)
Cześć,uwielbiam Was czytać i cieszę się ,że jest tej lektury coraz wiecej!Izi,nie czuję się na siłach ,żeby występować w roli ekspertki,ale przez pewien czas miałam ten sam problem co Ty.Moja fascynacja kuchnią 5 przemian(którą stosuję prawie 2 lata)zaczęła się od książek pani Ani,ale oczywiście sięgnęłam też po inne ,bo jestem stworzeniem ciekawskim( m.in.Bielińska, Temelie).Wnioski moje są takie-jak masz wątpliwości co do klasyfikacji smaku,po prostu spróbuj i sie zastanów ,co czujesz.To działa!Ja się na przykład nigdy nie zgodzę z p.Temelie,której książki ogólnie bardzo cenię,że kminek i tymianek są przyprawami smaku ostrego,bo dla mnie jak u pani Ani kminek jest zdecydowanie słodki a tymianek gorzki.Tam np. groch jest w przemianie wody-jest coprawda strączkowy,ale ze swoim słonecznym kolorem i słodkim smakiem zdecydowanie jest w przemianie ziemi!To jest sprawa odczucia smaku, koloru i zapachu.A gdy jest się juz jakiś czas na naszej zrównoważonej kuchni ,to zmysły bardzo się udoskonalają i wyostrzają(wiem coś o tym)i trzeba im ufać.Pozdrawiam i dołączam do Donki w błaganiu o czacik owsiankowy...
data: 2005.10.14
autor: Gosia z Zielonej Góry
Przeczytałam parę książek o odżywianiu wg. 5-ciu przemian i zauważyłam nieraz znaczne różnice co do określania do jakiego smaku należą przyprawy.... a skoro one są podstawą doprawiania wg.przemian,to jak je stosować?
Inna sprawa - czy jest na forum ktoś, kto gotuje tylko dla siebie? bardzo trudno ugotować coś ciekawego ale w małej ilości na 1-2 dni... A co zabierać na całodzienne wyjazdy, skoro powinno się ograniczyć pieczywo, czyli odpadają wszelkiego rodzaju kanapki, a ilość zabranego ze sobą jedzenia jest ograniczona wagą torby... bo ileż można ze sobą nosić?
I jeszcze..... czy komuś udało się schudnąć na tej "diecie"?
Pozdrawiam cieplutko, choć mglisto dzisiaj na dworze....;-)
data: 2005.10.14
autor: Izi
Dzień dobry,

Co to znaczy maksimum energetyczne dla jakiegoś narzadu? W jaki sposób można praktycznie wykorzystać tę wiedzę?
Pozdrawiam
data: 2005.10.13
autor: Ewa
Witam wszystkich cieplutko! Jestem po raz pierwszy na forum, bo dopiero zaczynam wtajemniczać się w Filozofię 5 przemian. Na razie zaczęłam gotować w sposób zrównoważony. Te wszystkie moje poszukiwania to ze względu na moją córeczkę-alergika (20 miesięcy). Tak właśnie znalazłam Filozofię 5 smaków i od ponad 2 miesięcy staram się być konsekwentna wobec jej zaleceń a od paru tygodni wobec szczegółowych zaleceń pani Anny. Jest duża poprawa w stanie zdrowia mojej córci.Chociaż może to za szybko na ocenę, ale zjada cielęcinkę i ziemniaczki, które były dla niej silnymi alergenami i nic jej nie jest. Jest jedno małe "ale" -ostatnio pojawił się katar i silne, czerwone plamki na buzi. Dziecko nie dostaje absolutnie nic, co zimne, kwaśne i surowe.Żadnych witamin, syropków, preparatów.Ale przypomniałam sobie, że 3 dni temu wychodziły ząbki no i pojawiła sie w dużych ilościach maść Dentinox, która uśmierzyła ból dziąsełek, ale to chyba ona spowodowała zimno w organizmie,katarek i wypryski.? Rumianek jest przecież silnie wychładzający.Tak to sobie interpretuję, chociaż mój mąż zaraz zwątpił i pomyślał, że to na pewno ziemniaczki... A wierzę i gotuję dalej. Stąd moje pytanie do bardziej wtajemniczonych, czy te skutki uboczne to przez maść na ból ząbków, tak jak myślę? Jeśli tak, to co robić? Nie podawać, nie smarować?
data: 2005.10.13
autor: Marzena
Witam Wszystkich bardzo serdecznie, pewnie wiecie jak się człowiek cieszy gdy ma tyle listów do przeczytania:) coraz więcej i więcej;, piszę więc również, po krótkiej nieobecności, aby odwdzięczyć się piszącym tym samym.
Byliśmy parę dni nad morzem, po sezonie to poprostu magia, w tej miejscowości gdzie byliśmy, mieszka 80 osób:) lasy cudne, pogoda dobrotliwa, po raz pierwszy tak wyraźnie odczułam energię morza i wiatru i powiem Wam, że trochę mnie przytłoczyło, głowa lekko bolała.
A teraz chciałam słów parę o kasztanach, z każdego spaceru wracamy z koszykami pełnymi kasztanów, dla mnie to zjawiskowe odczucie jak wyciągam je ze skorupek, takie aksamitne i lśniące, pełne słońca. Amelcia też trzyma je w rączkach więc chyba już intuicyjnie czuje co w nich drzemie.
Pani Aniu jaką naturę mają kasztany? ja je odczuwam słodko-ostro. Na chwilę obecną wykorzystałam je w celach dekoracyjnych w ogródku i w domu, ale tak myślę czy zimą je spalić w jakimś piecu????? tak mi dusza podpowiada:) Uwielbiam te kasztanowe wyprawy, chyba mi się pradawna natura zbieracza odzywa:)
W weekend rozpoczęłam kolejny rok akademicki a wyznam wszystkim szczerze, że kierunek wybrałam dzięki inspiracji pani Ani, filozofię oczywiście:) brakowało mi już tych wyjazdów na uczelnię. Mamy teraz psychologię i rozmawialiśmy na temat przypadku, czy istnieje? czy też wszystko jest już zaplanowane, o naszej wolnej woli i determiniźmie.
A ja ostatnio zastanawiałam się co jedli Ci wszyscy odkrywcy i wielcy myśliciele, spróbuję się czegoś dowiedzieć i Wam napiszę.
A dzisiaj w radiowej trójce było parę słów o miodzie, że jest wielkim dobrodziejstwem, Pani Aniu proszę przypomnieć jak to jest z temperaturą i miodem bo pan opowiadający stwierdził, że 45 stopni to już zabójstwo dla enzymów zawartych w miodzie. Podano sposób sprawdzania czy miód jest prawdziwy, strużka lanego miodu powinna tworzyć zygzaki, jak leci prosto tzn. że był dosładzany lub rozcieńczany wodą, ale najlepszy jest skrystalizowany.
Pani Aniu czy można codziennie smażony czosnek na chlebku konsumować na śniadanie? plus oczywiście owsianka.
I tak na koniec zapytam jeszcze o czat? wieczory już długie więc przyda się pogawędzić w doborowym towarzystwie przy kieliszeczku żołądkowej gorzkiej:)))) co właśnie teraz czynię:)))wznosząc za Panią toaścik, jak dobrze że Pani JEST.Czy wiecie, że od tego słówka rozpoczęła się filozofia, myśliciele pytali: co jest, jak jest, dlaczego raczej coś jest niż nic i tak już od wieków i wciąż te pytania są aktualne. Pozdrawiam ciepło:)
data: 2005.10.13
autor: Donka
To, co napisałam w Głównym temacie na temat jesieni, jest nadal aktualne, bo ona trwa i mogą się pojawić niepożądane skutki wcześniejszych błędów. Podkreślam wagę dyscypliny, ponieważ „grozi nam inwazja wirusów”. Przypominam, że wirusy i wszelkie mikroby są stale wokół nas i w nas, natomiast ich uaktywnianie jest zależne od podłoża, czyli od naszego osłabienia, od naszej podatności. Czym możemy się osłabić – to już wiemy (pożywienie kwaśne, surowe, zimne, przemęczenie, przemarzanie, stres). A więc, jeżeli chcemy się zabezpieczyć przed „szalejącymi wirusami”, stosujemy zalecenia z książek. Szczepionki nie dopuszczają do dolegliwości, ale jednocześnie nie zabezpieczają nas przed utratą równowagi energetycznej. Dla nas niebezpieczne jest nasze osłabienie, na którym żerują wirusy. Kochani, rzecz jest więc w wibrowaniu naszego ciała, naszej energii. Każde nasze słowo, myśl i czyn ładuje nas pewną energią. A więc żyjcie świadomie. Nasze odżywianie jest podstawową formą energetyzowania. Jeżeli zapewnicie sobie pożywienie bez serów, jogurtów, mleka, surówek, kiszonek, kurczaków, nadmiaru wieprzowiny i wędlin, wszystkich owoców, soków, wody, świeżego chleba, no i słodyczy, jeżeli będziecie gotować na żywym ogniu (nie na prądzie!!!) potrawy zrównoważone, wybierając te szczególnie polecane na jesień i zimę, możecie być spokojni. Jedynie bądźcie czujni, nie przemarzajcie, nie stresujcie się, pilnujcie dzieciaków.
Ukłon dla Pana Adama, który przypomniał nam o gołych brzuchach i nerkach. No właśnie, dziewczyny, opamiętajcie się – jest jesień i idzie zima. Miło, że się Pan odzywa, chociaż jeden mężczyzna. Smalec się jesienią przypomina, ale tylko wg książkowego przepisu i nie za wiele. Natomiast potraw orzeźwiających po prostu nie jadamy. Soli jodowanej oczywiście nie kupujemy, bywa sól niejodowana do przetworów.
Kosmetyki zawsze mają wpływ na nas, moim zdaniem należy używać jak najbardziej naturalnych i neutralnych, bez dodatków enzymatycznych, hormonalnych, witaminowych, a przynajmniej nie używać ich zbyt długo. Kremy do twarzy powinny być raczej nawilżające, natłuszczające, nie regenerujące. Jakość naszej skóry zależna jest od tego, co się dzieje wewnątrz, a więc dbajmy o nasze emocje i jedzenie.
Jaglanka wzbudza wasze emocje na forum – nic nie szkodzi, ja też przez to przechodziłam. Jest zimna i niestety, śluzotwórcza. Jeśli zaczyna ją zjadać osoba, która ma osłabione żołądek, śledzionę i trzustkę – mogą pojawiać się zaburzenia. Doszłam tego dopiero po paroletnich obserwacjach, początkowo również byłam przychylna tej kaszy. Jest słodka, ale zimna.
Uwaga dotycząca imbirówki. Jest wiele zaleceń innych specjalistów i nie będę się na ten wypowiadać. Ja polecam imbirówkę z imbiru mielonego, a do Pani należy wybór.
Mrożenie mięsa w naszych domowych lodówkach nie jest tak groźne, jak kupowanie gotowych mrożonek (mrożenie głębokie). Ale zamrażajmy mięso tylko w wyjątkowych wypadkach i nie na długo. Natomiast nie ma mowy o zamrażaniu potraw gotowanych. Magda podała dobry sposób ich przechowywania.
Dzieci w wieku szkolnym wprowadzamy już w naszą wiedzę, tłumacząc w sposób przystępny regułę jin-jang i Pięciu Przemian, jednocześnie wprowadzając je w świat energetyczny naszego pożywienia. Dajcie im czas – rok, dwa, aby to zaakceptowały. Jeśli dziecko 2-letnie nie chce jeść owsianki, to mogą być następujące przyczyny: zjadało jej ostatnio za dużo, co spowodowało jakiś zastój lub niestrawność; owsianka mogła być źle dosmakowana!! (za mało soli, za dużo cytryny, za mało lub za dużo miodu, za dużo masła). Być może trzeba do owsianki podawać mu kromkę czerstwego chleba (pszenno-żytniego) z masełkiem i pieprzem ziołowym.
Kolacje u dzieci: do 3 lat owsianka, ewentualnie + chlebek, natomiast potem na kolację podawajcie zupy jarzynowe z kanapką lub inną ciepłą potrawę. Jajka, parówki, kanapki z mięskiem, sałatki na II śniadanie.
To do następnego razu. Pozdrawiam Was serdecznie
data: 2005.10.12
autor: Anna Ciesielska
Witam wszystkich! Jestem pierwszy raz na forum a od b. niedawna próbuję stosować w kuchni (narazie tylko w kuchni) zasady zawarte w książkach p.Ani. W związku z tym mam pytanie do bardziej doświadczonych "forumowiczów". Czy imbirówkę przygotowuje się ze swieżego imbiru czy z "przyprawowego" ? Znalazłam w internecie przepis na napój rozgrzewający i tam używa się świeżego imbiru i mam teraz problem.
data: 2005.10.12
autor: 
Jesień.
Jest to taki okres w którym gromadzimy w sobie i wokół siebie wiele zapasów.Zapasy jedzenia na zimę (co przygotować) obawy o zdrowie (jak szczepić od chorób)takie zdarzenia otaczają wszystkich przezornych z wyobraźnią i inteligencją z bodźcami obronnymi - dobrych gospodarzy swojego otoczenia i swojego ciała.Najlepszym antidotum upatrujemy we wczesnym chodzeniu spać,pełnym relaksie,zerwaniu z paskiem reklamy i byciu sobą tu i teraz.Ale do rzeczy.Była zimna wiosna , było umiarkowane i pogodne lato no i jest słoneczna sucha i ostra jesień.Zauważylismy z żoną po ponad 5 latach kuchni zrównoważonej,że to właśnie na styku obecnej przemiany w porach roku najwyraźniej widać "negatywne" działanie "dobrobytu".Mamy pozornie ładną aurę ale chłodną.Mamy nadal wysyp "owoców lata" teraz okazja bo b.tanie a jednocześnie nieprzydatne już w tej swojej letniej formule.To one w spożyciu łączone z cukrami prostymi i reprezantantami smaku gorzkiego powodują w nas efekt silnego wychłodzenia.Jesienią stosujemy smak kwaśny i gorzki w ilościach mikro.Podstawą jest ostry słodki(nie cukier)i zwiekszający się udział smaku słonego .A czemu tak? No bo w ten sposób ciepło zawędruje i na dół i do góry.Nie bedziemy się ponadto nadmiernie pocili a aspiryna usunie tylko wrażenie braku kataru.Skuteczniejsza jest zdecydowanie imbirówka,która nie ma skutków ubocznych takich jak łamliwość paznokci , pocenie się i wypadanie włosów z rozmiękłej i cuchnącej skóry.Nadmiar zawiązującej sie wagi wywołuje raczej przerośnięta od nadmiaru słodyczy trzustka która zasysa jedzenie porcjami w celu neutralizacji nadmiaru insuliny .Taka patalogiczna wilgoć obdarzy nas potem,katarem,uczuciem zimna,wilczym apetytem,wyższą wagą i znużeniem które ustępuje po nowym jedzeniu.Błędne koło ,prawda?Jest na to rada.Oprócz 5smaków mamy pory roku.Należy je respektować równie sumiennie jak pozostały porządek.Jin-jang w garnku i przyrodzie muszą się zgodzić.Odkryty pępek i nerki psują więcej niż daje kucharka.Jesień i zima dla kierowców są okresem zmiany płynów z letnich na zimowe.Soczyste orzeźwiające bogate w wodę owoce wiosny,lata i późnego lata tj.słodycze,surowizny,zimne napoje i dania z lodowki skończyły się wraz z latem.Teraz potrzebujemy środowiska bezwodnego takiego jak tłuszcze roślinne i zwierzęce.Witamy w świecie tranu,smalców,masła,oliwy,gotowania,duszenia i smażenia.W tym ubóstwie należy pamiętać o soli i solach mineralnych tj.NaCl,Mg i kilka pomniejszych dających w swej skoncentrowanej formie jak sproszkowany imbir,cayenne,cebula i czosnek dobrodziejstwo uczucia ciepła.Jedynym wrogiem w soli może okazać sie KJ -jodek potasu bo potas silnie spowalnia pracę serca..Ale w handlu jest już sól do posypywania ulic i do zapraw bez tego załącznika.Jesienią i szczególnie zimą do picia i jedzenia nie nadaje się tradycyjnie spożywany smak gorzki w takiej postaci jak chleb czy herbata.Ale te artykuły da sie zastąpić.Zresztą fani naszej kuchni nie są już miłośnikami kanapek popijanych czarną herbatką oraz kawy po turecku i czekoladowych ciasteczek lub kakao z biszkopcikiem jak to się przytrafiło JP II. Pozdrawiam miłe forum.
data: 2005.10.11
autor: Adam.
To i ja się dołączę do Joli. Mój synek ma również niespełna 2 lata. Co, poza owsianką, dawać takiemu małemu dziecku na kolację? Teraz dostaje owsiankę na śniadanie, na drugie śniadanie jajko lub czasem parówkę i na kolację znów owsiankę, której jedzenia powoli też odmawia. Generalnie śniadania i obiady są dla mnie jasne: owsianka, zupy jarzynowe, mięsko. Ale co z resztą? Serek z czosnkiem można tylko rano, zresztą dziecko nie zawsze chce go jeść, wędliny wszycy wiemy jakie są (jak czytam skład takich morlinek, to mam ochotę od razu je wyrzucić), a nie zawsze mam upieczoną szynkę czy łopatkę. No i ja też dołączam do pytających o kaszę jaglaną.
PS. Chętnie nawiążę kontakt mailowy z mamami małych dzieci, może ktoś mieszka w Krakowie?
Pozdrawiam
data: 2005.10.11
autor: Agnieszka z Krakowa \(agi74@poczta.onet.pl)
Rada dla Kaśki - czym zastapic mrozonki i miec spokój z gotowaniem na parę dni lub sie poratowac w razie ścisku czasowego czy posuchy w pomysłach gotowania. Ja gotuję gar cz to zupy czy kapusty czerwonej czy kabaczków z cebulą i pomidorami i wrzące wlewam do suchych słoików i mocno zakręcam. Potem studze i wkładam do lodówki i tak jedzonko wytrzymuje dwa tygodnie bez problemu nie psując się. Ale musi byc wlewany wrzatek i i fest dokręcone. Co do mrozonek to uzywam tylko frytki albo steki mrożone a mięso mrożę bo też robię zapasy i nie da się inaczej ale zjadamy do 2 mieś. max. Pozdrawiam serdecznie.
ps. Kiedys na początku gotowania 5-smakowego tez dodawałam jaglanki do owsianki i rodzynki i nawet tarte jabłuszko ale stwierdziłam i zauważyłam że robią sie z tego: dużo wilgoci i katary i wzdęcia. I tak jak mowi Szefowa Moja Mama czyli Pani Ania we wstępie powyżej, że organizm z biegiem czasu reaguje inaczej i mocniej na wszystkie nieodpowiednie już produkty,za jej radą zastąpiłam jaglanke kaszką kukurydziana a jabłko cytryną i juz ta owsianka jest dobra i nie ciężkostrawna i dobra dla jelitek.Często dodaje do niej gęstej marchwianki - zwłaszcza dla dzieciaków.
data: 2005.10.11
autor: Magda C
Pani Ani, mam bardzo wazne, mysle, ze dla nas wszystkich pytanie-co robić w strachu przed ptasią grypa? Szczepić sie, czy nie szczepionką na zwykłą grypę- chociaz tych szczepionek właściwie już nigdzie nie ma.Czy nasze organizmy, nawet "zrównoważone" poradzą sobie w razie, nie chcę nawet myśleć, najgorszego? Wprawdzie nie jem juz zbyt dużo drobiu- szególnie kurczaków i obróbka termiczna zabija wirusa, ale teraz to juz naprawdę nie wiadomo jakie mieso jest bezpieczne. Serdeczie pozdrawiam.
data: 2005.10.11
autor: Renata
To ja też nie rozumiem, o co chodzi z tą kaszą jaglaną... Na razie się uczę gotować pięciosmakowo, więc biorę przepisy, no i w tym na zupę śniadaniową jest: jako zamiennik dla kukurydzinaej - jaglana, można dodać rodzynki (pyszne takie napęczniałe), orzechy...
Jak nie dam to mi nie będzie smakować, a rodzina przestanie lubić :)
Mrożonek jarzynowych nie lubię, są bez smaku.
Ale dajmy na to, że wyjadę albo tyram od rana do wieczora. Ugotuję wielki gar dobrej zupy i część zamorożę i w takiej kryzysowej sytuacji wyciągnę i przegotuję? Czy lepiej wtedy jeść w knajpie, a nic nie mrozić, bo to bezwartościowe?
Albo mam możliwość kupienia połowy dobrego wiejskiego cielaka od znajomych gospodarzy, nie przerobię nawet połowy. Mogę zamrozić w częsciach mięso?
Pozdrawiam!
data: 2005.10.10
autor: Kaśka
Kochane mamy kochanych maluszków.
Od paru miesięcy wszyscy w domu (razem z niespełna 2 letnim bąblem) odżywiamy się zgodnie z zasadą Pięciu Przemian. Niestety od jakiegoś czasu mój synek zbuntował się przeciwko owsiankom i nawet patrzeć na nie nie chce !! Jestem w kropce, ponieważ do niedawna owsianki były podstawą śniadań i kolacji Bartusia, i nie wiem, co teraz ... Chętnie posłucham rad innej bardziej doświadczonej mamy. Będę bardzo, bardzo wdzięczna . Pozdrawiam wszystkich ciepło
Jola II
data: 2005.10.10
autor: 
Pani Anno! Dlaczego nie poleca pani kaszy jaglanej do owsianki? Tak ładnie pisze o niej Pani w filozofii zdrowia ( neutralna, lekko rozgrzewająca, można jeść w pośpiechu, wzmacnia śledzionę i nerki). Jestem w rozterce, w mojej kuchni obok płatków owsianych i gryki,jagły zajmują poczesne miejsce.Wiadomo, bez przesady i zawsze wszystkie smaki w komplecie. Ja gotuję owsiankę litrami, rano muszą być trzy talerze i dla najmłodszej zmiksowane w słojach do pani opiekunki na wynos.Pozdrawiam.
data: 2005.10.10
autor: Druga Magda
Dziewczyny mogę opowiedzieć o swoich panach mąż i syn (20 lat).Gdzy zaczęłam gotować wg pięciu smaków to dodawałam małą ilość przypraw, stopniowo je zwiększając. Wyczuwali te przyprawy, co nie bardzo się im podobało.To ja wtedy mówiłam, że się powinni cieszyć, bo się nie przeziębiają. Nie było problemu z surówkami. Mój mąż nigdy nie chciał ich jeść, bo mówił, że nie jest królikiem. W tej chwili do obiadu są tylko gotowane jarzyny, ale nie wszystkie chcą jeść. Nie chcą słysześ o owsiance, ale rano jedzą jajka gotowane na miękko lub gotowaną kiełbasę.
Ja mogę powiedzieć,że odkąd jem potrawy z książek pani Ani nie mam problemów z wypróżnieniem, a miałam je od urodzenia. Moja córka 17 lat jest bardziej chętna do jedzenia zrównoważonych potraw, ale jest pewne ale. Nie chce mnie słuchać jak mówię, że soki i sery są szkodliwe. Gdy we wrześniu zachorowała na zatoki i tłumaczyłam, że to skutek złego odżywiania wzruszała ramionami. Może jednak coś pomomogło, bo zrezygnowała z serów, na śniadanie je gorące parówki.Ja jestem cierpliwa co do mojej rodziny, bo ich kocham i myślę że z czasem będzie lepiej.
data: 2005.10.10
autor: Urszula z Wrocławia.
Pani Anno,

Skoro stan naszego ciała zależy od jakości pożywienia czy kosmetyki mają jakieś znaczenie? Z góry dziękuję za odpowiedź.
Pozdrawiam
data: 2005.10.10
autor: Ewa
Witajcie, zacznę od kataru, bo to jesienna dolegliwość. Gdy „zgrzeszę”, mój katar trwa 2-3 dni. Działa tylko rosół popijany na okrągło, ewentualnie imbirówka i aspiryna. Rosół może być ten „na jesienne smutki”, ale jeśli planujemy dłuższe wzmacnianie siebie (z przerwami kilkudniowymi - tydzień, miesiąc), to radzę rosół delikatniejszy, a najważniejsze, aby nie był zbyt esencjonalny. Po wyjęciu ugotowanych jarzyn i mięsa należy go uzupełnić dłużej gotowanym wrzątkiem. Kończymy go w smaku ostrym (oczywiście zawsze pilnujemy kolejności dodawanych składników). Rosół działa magicznie, możemy podawać go w konkretnych dolegliwościach i profilaktycznie, zarówno małym dzieciom, jak i dorosłym. Tylko proszę nie z makaronem! Rosół ma być nośnikiem dużej porcji energii, a makaron ją osłabi. Czosnkiem można się również wzmacniać, ale przypominam o okruszku sera, może być kozi. Poza tym, gdy już dopadnie nas katar, nie wolno jeść ryb, makaronu, wędlin, kwaśnych zup, słodyczy itp.... Proszę, jedzcie tylko gotowane potrawy. Kochani, każdy wyjazd będzie nas lekko dołował. Radzę wybierać z posiłków u rodziny czy w restauracjach „mniejsze zło”, czyli wołowinę, cielęcinę, indyka i duszone jarzyny, posypywać pieprzem i popijać gorącą herbatą. Natomiast w przypadku dłuższego wyjazdu radzę zabierać ze sobą kawę, miód, ziółka, przyprawy i małą kuchenkę i gotować sobie naszą kawę czy imbirówkę nawet na prądzie w łazienceJ Ochroni nas to właśnie przed wzdęciami, niestrawnością, bólami głowy. Pani Urszula z Wrocławia powinna skupić się na swojej emocjonalności i zastanowić się, jaki jej stan powoduje tak silne osłabienie energetyczne. Podejrzewam, że nie akceptuje Pani środowiska, w którym Pani pracuje. W zrozumieniu tego problemu pomógłby kurs II stopnia. Po powrocie z pracy proszę w pierwszej kolejności zjadać talerz zupy. Agnieszko, jestem pewna, że nasza droga jest drogą duchowości. Jedynie akceptacja fizyczności może nas doprowadzić do tego Szczęścia, którego tak wszyscy szukają. Gdyby było inaczej, nie rodzilibyśmy się na Ziemi. Z ostatnich konsultacji wnioskuję, że niektóre osoby po roku czy dwóch stosowania moich zaleceń uważają, że już są na tyle silne, by jeść „po staremu” – owoce, lody, soki itp. Kochani, bądźcie rozsądni, to wam się nie opłaci – wrócicie do starych schorzeń. Starego świata już nie ma – jesteśmy w innej rzeczywistości. Mrożonek warzywnych nie jadamy w ogóle, nie jesteśmy w stanie wzbudzić właściwej energii w potrawie gotowanej na mrożonkach. Owsianka jest to zupa śniadaniowa. Nie polecam jednak do niej kaszy jaglanej i rodzynek ani innych owoców poza daktylami. Można też dodać tartej marchewki. Kochani, nikogo nie zachęcajmy do naszego sposobu widzenia świata. Możemy wspomnieć, ale nic poza tym. O mężczyznach piszmy, bo na pewno będzie przy tym dużo śmiechu, ale przede wszystkim pamiętajmy, że trzeba ich akceptować takimi jakimi są. Cześć, lecę, bo Paweł czeka. Spójrzcie przez okno, jesień jest cudna. Pozdrawiam
data: 2005.10.07
autor: Anna Ciesielska
Nawiązując do tego ,co pisała Magda opowiem,jak sprawy mają się w mojej rodzinie.Jedzenie chwalą a wręcz wychwalają wszyscy-zwłaszcza potrawy obiadowe.W sens całej teorii "wgryzła"się porządnie tylko córka(lat 23),mąż wysłuchuje dosyć uważnie tego,co ja mu przekazuję,generalnie wszystko akceptuje,uważa za słuszne i ciekawe.Podobnie rzecz ma sie ze starszym synem(lat 18),młodszy(lat12)totalnie neguje,uważa ,że ja go prześladuję nie pozwalając pić soków i ograniczając(wyeliminować się nie da)ukochane kanapki z żółtym serem i ketchupem.Cóż,to dosyć frustrujące,ale rozumiem,że on jest wieku,w którym generalnie niczego i nikogo się nie akceptuje.Przeczekam-kiedy zwróciłam mu uwagę ,że tej wiosny po raz pierwszy nie miał cięzkiej anginy i że może ma to jakiś związek z niejedzeniem serków Danio i jogurtów,którymi sie opychał,to tylko wzruszył ramionami,ale ja swoje wiem.Imbirówkę pijemy tylko ja i córka -wiemy ,że jest niezastąpiona.Faceci są w tym względzie nie do przejścia-ale kilerkę piją,troche tylko narzekając.Ogólnie robię i gotuję swoję,jestem"na luzie"i staram się nie toczyć walk na noże o jakieś drobne lub grubsze grzechy kulinarne wychodząc z założenia,że jak odchorują czy odcierpią parę razy to ich to może nauczy rozumu lepiej niż moje gadanie.No cóż,trochę trzeba walczyć,cały czas być dyplomatką ale i tak ich wszystkich uwielbiam!
data: 2005.10.07
autor: Gosia z Zielonej Góry
Już miałam Was dziewczyny dawno zapytać, bo ciagle wspominacie o owsiance. Czy to jest ta sama zupa śniadaniowa, której przepis podaje pani Ania w Filozofii życia, czy może chodzi o jeszcze coś innego.
A może ,jak tak wspaniale radzice sobie z radami- też z nich korzystam,co robię nie tak, czy może coś źle równoważe, ale gotuję pod dyktando przepisów pani Ani-nie mogę pozbyć się wstretnych wzdęć.Poradźcie mi, może o czymś wiecie, czego nie wiem ja . Dzięki i pozdrawiam.
data: 2005.10.07
autor: Bożenka z Głogowa
Dzień dobry wszystkim! jestem tu pierwszy raz. Pod wpływem tego, co Pani Ania napisała nawracam się na Waszą dietę, usiłuję też agitować otoczenie, co nie jest proste... Jak to - nie dajesz 17- miesiecznemu dziecku soczków i ograniczasz owoce? Jakies herbatki ziołowe? fuj! :)
Nie przejmuję się zbytnio, myslę tylko o tym, jak będzie na wyjazdach i u Teściowej :).
Mam pytanie - co z mrożonkami? Czy są bezwartościowe?
Pozdrawiam serdecznie!
data: 2005.10.07
autor: Kaśka
Kiedyś Renata wspomniała że jej synek nie znosi imbirówki i nie chce jej pić. Ja miałam to samo ale z moim mężem, który owszem potrawy zajada i dobrze sie po nich czuje i we wszystko wierzy ale kilerki czy imbirówki jako antidotum na różne * schorzenia * nie uznaje. Przygladał sie z niesmakiem jak opijam sie imbirówką jak bąk i jeszcze faszeruje nią dzieciaki. Ale ja swoje wiedzałam, że przyjdzie jego czas i ja wypije. Jeżdżę co roku na wakacje letnie do rodziców z dziećmi - czasem na cały miesiąc. Mąż ma naszykowane żarcie w lodówce i zapasy na conajmniej 3 tygodnie...ale wiadomo - chłop sam w domu więdnie jak kwiatek i nie pilnuje jedzenia bo jest z natury stworzeniem leniwym i idzie na łatwizne. Dość powiedziec że tęsknota za rodzinką + bylejakie żarcie + stres z powodu pracy dały się odczuć w postaci bardzo wysokiego ciśnienia.I co ? I sie mąż wystraszył i zaczął pić imbirówkę. Tak tak. Wiedział że nie ma innego wyjścia i że to jedyny ratunek. Ciśnienie spadło, mąż poczuł sie lepiej i już nie marudzi jak od czasu do czasu czy to przy okazji kataru czy złego samopoczucia czy *przeżarcia* podczas wizyty u znajomych podaje mu kubeczek. Ja pękam ze śmiechu bo robi przy przełykaniu takie grymasy i tak sapie i trzyma mnie kurczowo za rekaw ze mógłby byc doskonałą reklamą tego *trunku*. Jaki wniosek mi sie nasuwa; ano taki że trzeba byc cierpliwym i ufnym i niczego nie poganiać. Na wszystko przychodzi czas a zwłaszcza meżczyźnie ten czas trzeba dać. Kiedyś się przemieni i zrozumie. A tak w ogóle to jak inne panie radzą sobie ze swoimi mężami tudzież chłopakami ?? Może więcej by napisać o reakcjach i zachowaniach naszych połówek ?? Czy wszystko rozumieją i akceptują ? czy grzeszą za naszymi plecami ? czy krytykują ? moze by tak coś napisac ku pokrzepieniu serc.
data: 2005.10.07
autor: Magda C
Jestem zmęczona, zajrzałam do nas na stronę po trochę wsparcia i otuchy. Agnieszka tak ładnie napisała odrodze duchowej przez codzienność, więc zbieram się do kupy i ruszam do pracy... wyciągam pawiany (moje trzy pociechy) z wanny, poczytamy bajkę, zrobię pasztet, kanapki i picie do szkoły, i owsiankę na śniadanie...Będzie dobrze dam sobie radę. pozdrawiam wszystkich gorąco
data: 2005.10.07
autor: Druga Magda
Alu!Ja też nie cierpię kataru(jak wszyscy)ale sam w sobie nie jest zły.W tym sensie ,że pewnie wywalasz stare świństwa i wilgocie.Jesień to właśnie taka pora.Kilerka nie pomaga to spróbuj rosołu(tego na jesienne smutki)i podsmażonego na oliwce czosnku(PYCHA).Ja cały czas zagaduję w sprawie owsiankowego czaciku-czy ktoś mnie jeszcze popiera?Proszę o głosy...
data: 2005.10.04
autor: 
Czytam "forum" po raz pierwszy, a czuję się tak jak bym tu była od dawna. Większośc myśli wyjęta jest prosto z mojej głowy... A droga każdej z Pań jest przeciez inna.
Moja pierwsza wizyta w Centrum miała miejsce w lipcu 2003 r. Od tego czasu uczyłam się jak pojmowac Porządek i co się z nim "je". Cóż... odpornośc alergicznych dzieci wzrosła, skóra się poprawiła, ewentualna temperatura była zbawieniem, obroty apteki zmalały. Było mi bardzo dobrze. Byłam już taka mądra... Pewnego dnia blask z moich oczu zaczął znikać i brakowało mi sił oraz entuzjazmu. Każdego ranka budziła się umęczona, apodyktyczna "matka-ścierka" z pretensjami do całego świata. Rodzina traciła cierpliwość, dzieci kwęczały, a pożyczone koleżance książki nie wracały.
Byłam ostatnio po raz drugi u Pani Anny, po telefonie do Niej, z którym zwlekałam od wiosny... tracąc czas "w dole". Głos w słuchawce zapytał dlaczego nie mam siły, co robiłam nie tak i co to znaczy, że młoda osoba nie wie czy zwlecze się rano z łóżka, żeby dojechać do Poznania, "trzeba się zaprogramować i już". OBUDZIŁAM SIĘ ...I PRZEKONAŁAM, ŻE DOM BEZ KSIĄŻEK UBOŻEJE. Miałam dwa tygodnie na najcudowniejszą analizę w moim życiu, a żadna dotychczasowa nie była tak pełna i świadoma. Jestem bogatsza od potentata naftowego, a życie jest surfingiem i nie należy bać się fal. Szanujmy każdą mądrość zawartą w książkach, nie dajmy się osłabiać zwątpieniu, włączmy na luz ... okno można umyć jutro, a dzisiaj lepiej przytulic dzieci i ugotowac kartoflankę /na trzy dni :) /.
data: 2005.10.03
autor: Gosia z Jeleniej Góry
Buuu, a ja mam katar gigant, zużyłam już chyba 100 chusteczek, biedna moja skórka pod nosem, oj biedna. No i czemu skoro w ciągu pół roku zjadłam loda sztuk 1, owoców tylko troszkę skubnęłam, soków zero, mineralki zero a tak to wszystko ciepłe, przyprawione wg pięciosmakologii stosowanej? Co robić, kilerka nie pomaga. To niesprawiedliwe... Poradzicie coś?
data: 2005.10.03
autor: Ala
Wczoraj wieczorem gdzieś tam w Internecie przykuło mój wzrok jedno zdanie: "Droga duchowa, która nie prowadzi do codzienności, jest drogą na manowce" (Willigis Jaeger). Dedykuję ją wszystkim bez wyjątku...
data: 2005.10.03
autor: Agnieszka
Jestem osobą, która dość dawno zetnęła się z odżywianiem zrównoważonym,do którego przkonuje Pani Ania. Robiłam to stopniowo i po pewnym czasie było widzać efekty. Rodzina przestała się przeziębiać. Ja miałam niski poziom hemoglobiny, bo jadłam niewiele mięsa i jajek, kiedy to zmieniłam, poziom hemoglobiny stał się normalny.
Poprawił się znacznie wynik w kierunku osteroporozy w moim wieku (52 lata)to ważne, tym bardziej że moja mama ciągle sobie coś łamała.
Jest tylko jeden problem z którym nie mogę sobie poradzić (zabiera mi radość z życia) kiedy jestem w domu na urlopie jest wszystko w porządku. W czasie wakacji schudłam 3 kg, kiedy tylko po urlopie wróciłąm do pracy, zaczęła się nerwowa praca.
Zabieram do pracy kanapki kawę i owsiankę, ale kiedy tylko wracam do domu czuję się wyczerpana, rzucam się na jedzenie i nie mogę się opanować. Już zaczynam przybietrać na wadze. Pani Ania moze powiedzieć, to proszę zmienić prac, ale w moim wieku to nie takie proste. Żyjemy w zwariowanych czasach i myślę, że to nie ja mam tylko taki probnlem.
Bardzo się ucieszyłam, że otwierając komputer mogę poczytać Wasze wypowiedzi, ciągle się czegoś nowego dowiaduję, bo nie każdy może pojawiać się na czwartkowych spotkaniach w Poznaniu, a Pani Ania w ten sposób może nam przekazywać swoje doświadczenia.
data: 2005.09.29
autor: Urszula z Wrocławia
Jolu!Ja też mam ostatnio(wczoraj,dziś)doła i huśtawkę nastroju,co ostatnio prawie mi się nie zdarza...Do tego ból głowy,jakiego nie zaznałam od ponad 1.5 roku tzn.od nawrócenia na 5smakologię.Tłumacze to sobie częściowo nagłą zmianą pogody na okropnie jesienną-jesteśmy częścią natury to też trzeba zaakceptować.Druga przyczyna to mój weekendowy wyjazd w góry,odcięcie od naszego jedzonka,herbatek i kawki.Jak mogłam wystrzegałam się kwaśnego,surowego,i zimnego,wybierałam do jedzenia rzeczy najbardziej przyjazne ale to nie pomogło.Wracając do domu musiałam w samochodzie rozpiąć spodnie-obwód w talii powiększył sie chyba o 10 cm już zapomniałam jaka niestrawność jest męcząca!!!Poza tym tak naprawdę nic mi nie smakowało,bo było bez smaku!!!Kiedy sie wpadnie w nasze gotowanie to już jak śliwka w kompot!Po prostu bez tego już się nie da normalnie,czyli dobrze funkcjonować!Przyjmuję to z pokorą ,popijam imbirówkę i rozmyślam jak załatwić sprawę ewentualnych przyszłych wyjazdów,Nie wszędzie da się gotować...no i odpocząć od nawet najukochańszych garnków też si
data: 2007.12.28
autor: Gosia
Kochani, tydzień minął, czas na refleksje. Listy wasze bardzo mnie cieszą. Donko, rozszyfrowałam Cię, Jola mi pomogła. Wiesz, że jesteś „odlotowa” i chwile, o których piszesz to po prostu kontakt z Twoim Domem. Tam tak jest! Cieszę się, że się odnalazłaś i gratuluję dzieci. Pani Jolu, wiem, że już Pani stanęła na nogi – wzloty i upadki przeżywamy co jakiś czas. Wszyscy. Problem imbirówki u dzieci – do tego trzeba podchodzić z dystansem. Pani Renato, proszę podawać ją słabszą, aby dziecko mogło zaakceptować ten smak, łyżeczką albo w kieliszku. Jednocześnie proszę karmić dziecko zrównoważonym pożywieniem, w którym też są przyprawy, w tym oczywiście imbir. Jeśli również wyeliminuje Pani z pożywienia „kwaśne-surowe-zimne”, to po jakimś czasie dziecko zaakceptuje smak ostry i jego organizm nie będzie tak reagować. List Pani Ali upewnia nas w tym, że dobrze jest się zdecydować na jedną interpretację tej filozofii, żeby się nie gubić. Do klasyfikacji produktów proszę podchodzić z większym dystansem, według mnie bazylia jest zawsze w smaku kwaśnym, jałowiec słodkim, słodka papryka słodkim, a fasolka szparagowa słonym. Proszę mi zaufać, tę kuchnię testuję już blisko 20 lat. Pani Olu, czekam na informację, że zjadła Pani całe mięsko z rosołu, bo jest pyszne. A poza tym, w połowie września odbył się w Centrum kolejny kurs podstawowy, który tradycyjnie słuchacze przyjęli z entuzjazmem :) Może by się ktoś odezwał!... Już niebawem czwartkowe spotkanie i kolejny kurs I stopnia. Hej dziewczyny, kursantki pani Alicji, pytam nieśmiało, czy wasze „konie” nie poniosły was za daleko?!... Hello, czas zejść na ziemię! Pozdrawiam serdecznie
data: 2005.09.28
autor: Anna Ciesielska
Witam serdecznie. Niedawno na forum pisałam o tym, że nie jem mięsa, które w TEJ diecie jest niezbędne. Za radą Jagody - serdecznie dziękuję - ugotowałam rosół. Poszłam do sklepu i poraz pierwszy w życiu kupiłam wołowinę(!). Rosół bym przepyszny. Mięsa wprawdzie nie zjadłam, ale pierwszy mały kroczek już zrobiłam, z czego się ogromnie cieszę. Może następnym razem się przemogę. Pozdrawiam wszystkich serdecznie, a zwłaszcza tych co stawiają pierwsze kroki na drodze zdrowego żywienia.
data: 2005.09.28
autor: Ola
Witam wszystkich bardzo serdecznie. Pół roku temu zamówiłam książki Pani Ani, zaczęłąm gotować i .... życie stało się piękne. Sięgnęłam po nie w bardzo kiepskim dla mnie momencie, byłam strzępem pod względem fizycznym (blisko rok faszerowania się lekami w nadziei na upragnioną ciążę) i psychicznym (brak jakichkolwiek efektów, poza ubocznymi, mało tego, brak jakiejkolwiek diagnozy). Odkąd zaczęłam się odżywiać wg Pięciu Przemian wszystko powolutku zaczęło się zmieniać. Wyrzuciłam lekarstwa, stanęłam na nogi, poczułam się jak nowo narodzona, zniknęło złe samopoczucie, czuję się nawet lepiej niż przed "leczeniem", nie mam zgagi i wzdęć, które nękały mnie od niepamiętnych czasów, wreszcie mogę jeść bezkarnie moją ulubioną cebulę. Mąż początkowo się śmiał, ale bardzo mu posmakowało, po krótkim czasie schudł. Teraz jedyny komentarz to: nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale gotuj tak dalej ;) Gotuje moja mama, moja babcia, obie czują znaczną poprawę w porównaniu z czasami "zdrowego" żywienia. Najważniejsze dla mnie jest jednak to, że życie znów nabrało kolorów, brak dziecka nadal bardzo boli ale nie jest już obsesją. Wierzę, że niezależnie od drogi, która nas jeszcze czeka i od końca tej historii będzie DOBRZE. Od niedawna leczymy się u dr Medycyny Tybetańskiej (zioła), który bardzo pochwalił nasz nowy sposób odżywiania się. Zabronił tylko kawusi :(

Pozdrawiam wszystkich forumowiczów. A Pani Ani bardzo dziękuję!

PS- Jeszcze pytanko. Ostatnio podkusiło mnie i sięgnęłam po publikacje innych autorów na temat kuchni zrównoważonej i nieco namieszało mi się w głowie. Otóż nieco inaczej klasyfikują oni (każdy na swój sposób) niektóre produkty. I teraz nie wiem czy ta bazylia w końcu jest kwaśna, gorzka czy może jednak ostra? Jałowiec słodki czy gorzki? Słodka papryka w proszku słodka czy gorzka? Fasolka szparagowa słodka czy słona? Eeech...
data: 2005.09.28
autor: Ala
Witam Wszystkich serdecznie, tak się cieszę ze mogę czytać tak wiele mądrych listów, więc i ja napiszę, wiele osób mnie zna/cieszę się ze jesteś tu Donko/ Dziewczyny!! ratunku! wpadłam w taki "DÓł",że nie mogę sobie z tym poradzić!!!!!Zwaliło mi się na głowę tyle spraw, tyle kłopotów,że dzisiaj wstałam rano i......KONIEC! nie wiem co robić, czy iść do pracy?, czy może wyprać firanki?a moze NIC?Wszystko na raz jest nie tak!Mam taką huśtawkę że poprostu nic nie wiem!Naraz zrywam się ...i jest OK i nagle...klapa.Czuję się z tym OKROPNIE, ale nie umiem sobie z tym poradzić!złapałam się na tym ze nawet nie potrafię skupić się na czytaniu, nie rozumiem co czytam!POMOCY nie poradzę sobie sama!Pani Aniu!dzisiaj..TONĘ!
data: 2005.09.28
autor: Jola
Chciałabym bardzo gorąco podziękować wszystkim dziewczynom za wspaniałe, cudowne i budujące słowa otuchy.Bardzo mi te wszystkie ciepłe słowa pomogły. Wiem, ze jestem dopiero na początku "naszej" drogi i mam jeszcze na tej drodze chwile zawahania i zwątpienia,ale dzieki takim osobom jak wy i pani Ania łatwiej jest nią kroczyć. Jeszcze raz bardzo mocno dziękuję i pozdrawiam.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby mój syn chciał pić imbirówkę, ale niestety jest to dla niego nie do przełknięcia.
data: 2005.09.23
autor: Renata
Witam Wszystkich ciepło:) ja też bardzo się cieszę, że tyle nowych wypowiedzi mogłam przeczytać.
Ja również jestem mamą i codziennie rano z radością patrzę na Amelcię (16m), która "wcina" owsiankę:), aż jej się uszy trzęsą:), generalnie moje Dziecko bardzooo lubi jeść:)
hmmmm czy Mamy dają swoim dzieciakom flipsy? (kaszka kukurydziana plus sól)
Teraz chciałam zadać pytanie, czy Wy macie czasami taką tęsknotę za stanem, który kiedyś był wam dany i go intuicyjnie wyczuwacie? Ja hmmm, chyba nawet dość często, na chwil parę lekko odpływam i trwam właśnie w takim stanie, który gdzieś, kiedyś doświadczyłam, jest on oczywiście cudny a potem bardzooo mnie boli to, że wracam:((
nie myślcie jednak, że jest mi teraz bardzoooo źle w tym życiu:) ale to tak jest, jakbym znała już istotę, esencję i była już nią a teraz znowu od początku muszę do niej zmierzać. Nie wiem czy przekazałam Wam dobrze to moje odczucie, ale jak wiadomo słowo pisane jest niewystarczający aby pokazać:) nurtujące nas kwestie:)
Napiszcie coś na ten temat, pozdrawiam
data: 2005.09.22
autor: Donka
Witajcie, dziewczyny! Dopowiem coś o temperaturze. Kilkunastomiesięczne dziecko nie miało apetytu, reagowało wysypkami na posiłki, lekarz polecił testy alergiczne i zrobiono ich kilkadziesiąt w ciągu jednego dnia. Na drugi dzień dziecko miało temperaturę powyżej 40 st. Matka nie była w naszej wiedzy, więc dziecko zabrano do szpitala. Temperaturę zbito, dziecko zaczęło tracić siłę i po kilku dniach zmarło. Lekarze stwierdzili posocznicę, na którą przecież nie ma ratunku. A czym jest posocznica? Jest to całkowita zapaść odporności organizmu. Gdyby zostawiono dziecko w temperaturze i stosowano się do naszych zaleceń... Jak można było małemu dziecku zrobić tyle testów?! Czy ten komentarz wystarczy, żeby utwierdzić się w tym, co robicie?
Serce mi się raduje, gdy czytam wasze listy – są mądre, pełne optymizmu, wiary w to, co robicie. Nie będę już poruszała problemów, o których piszecie, ponieważ pięknie wzajemnie sobie radzicie. Jesteście serdeczne i takie „z księżyca”. Choć przyznam, że komentarzy na temat kursów poznańskich i karpaczowskich spodziewałam się więcej. Te, które przysłałyście, są naprawdę autentyczne, potwierdzają to, co widziałam, że się w was działo. Mam jedną uwagę: podejrzewam, że boicie się pisać, boicie się, że nie umiecie, więc radzę wam – zacznijcie pisać na brudno to, co wam akuratnie myśli podsuną. Potem to sprawdźcie i wysyłajcie. Po paru takich wypowiedziach stwierdzicie, że pisanie jest naprawdę proste. Piszcie nawet o problemach, które na pozór wydają się wam błahe. Będziecie się przez to utwierdzać w tym, że nie jesteście same, że obok was są ludzie, którzy myślą i czują identycznie.
Jak tam rosołki - gotujecie? Ja tylko pytam.
Pozdrawiam serdecznie
data: 2005.09.21
autor: Anna Ciesielska
Ale się cieszę ,że forum tak się rozruszało i po prostu pęcznieje od wpisów.I to jak ciekawych.Listy od młodych mam dałam poczytać córce(ja jestem już babcią rocznej wnusi)aby ją podbudować i dodać wiary w nasze zasady.Jestem ich ortodoksyjną wyznawczynią od lutego 2004.Od tego czasu wiele zmieniło się we mnie i moim życiu-może nie jest to widoczne dla całego otoczenia ale moi bliscy i ja sama jestem o tym głęboko przekonana.Czuję i wiem,że idę teraz powoli i mozolnie ale świadomie(!)drogą,która jest mi przeznaczona i ufam,że wszystko,co jest mi pisane przyjmę ze spokojem,bo we wszystkim co nas spotyka jest cel i sens.A ta moja wewnnętrzna przemiana zaczęła się naprawdę od talerza zupy.Przekażę wam teraz,kochani wyznawcy pięcismakologii, pewien cytat,który nawinął mi się przypadkiem,bardzo spodobał i umocnił i tak zresztą już ugruntowane poglądy.
"Dialogi konfucjańskie"
...Nie jadł ryżu zatęchłego lub skwaśniałego,nadpsutej ryby ani nieświeżego mięsa.
Nie jadł niczego,co zmieniony miało kolor,ani też niczego co źle pachniało.
Nie jadł niczego,co nie było odpowiednio przyrządzone lub było niedojrzałe.Nie jadł,gdy było co źle pokrojone.
Nie jadł,gdy brakło odpowiednich przypraw.
Choćby obfitość była mięsa,nie dozwalał sobie jeść go tyle,by zapach mięsa przygłuszał zapach jarzyn.
W ilości wina-choć nie było ścisłej miary-dbał,aby nigdy nie zamroczyć głowy.
Nie spożywał wina ani suszonego mięsa od ulicznych sprzedawców.
Ze stołu nigdy nie schodził imbir,lecz Mistrz go nigdy nie jadł w nadmiarze..."
W dzisiejszych czasach niestety nieczęsto spotyka się tak przemyślane poglądy na temat jedzenia i stylu życia-ale dla nas brzmią one jakby trochę znajomo...Pozdrawiam i czzekam na czacik.
data: 2005.09.21
autor: Gosia z Zielonej Góry
Kochane dziewczyny bardzo się cieszę,że byłam w Karpaczu- od tamtej pory moje codzienne życie zmieniło się z "czarno-białego mono" na" stereo i w kolorze".Wstaję rano i znów cieszę się że żyję, słonko świeci,pachnie trawa i krzak jałowca w moim ogrodzie.Cieszę się, że odnalazłam moją prawdziwą psychiczną rodzinę- jak brzydkie kaczątko z bajki wiem,że jestem wreszcie wśród swoich- wśród łabędzi.Nie oznacza to że wszystkie jesteśmy identyczne jak klony- właśnie to ze kazda z nas jest zupełnie inna to pozwala czuć się pełniejszym i bogatszym członkiem tej rodziny i czuć w niej oparcie.Moja znajoma twierdzi że rodzina jest po to żeby było nas WIĘCEJ.Rozwijając tę myśl mogę stwierdzić że jeśli będzie nas więcej RAZEM,to wzrośnie też nasza siła- a jeśli będziemy silni to nikt nas nie złamie( w książce "Biegnąca z wilkami" jest opisana przypowieść o kilku suchych patykach które łatwo złamać pojedyńczo ale nie można tego dokonać gdy są związane razem)Każda z nas ma swoje miejsce w Porządku,każda wnosi wibrację o innej barwie-jak w tęczy.Kurs w Karpaczu się skończył ... i dopiero zaczęło się dziać! I dzieje się nadal.Życie może być piękne zabawne i radosne dla każdej z nas i można się tym dzielić na co dzień.Pozdrawiam całą Rodzinkę : Agusię,Jagodę,Doris,Erniego,Małgosię ,kłaniam się nisko pani Ani i dziekuję za ostatnie ''wytyczne" które doprowadziły mnie znów na ścieżkę dyscypliny- efekty już są!Pozdrawiam wszystkie z was które czują się inne i osamotnione wśród tłumu krewnych i znajomych- nie traćcie nadziei-wasza prawdziwa psychiczna rodzina gdzieś jest-trzeba tylko jej wytrwale szukać,bo warto.Do zobaczenia!
data: 2005.09.21
autor: Irena M.
Olu, na początek - jeśli mogę Ci radzić - zamień kurczaka na indyka, a potem z indyka i wołowiny ugotuj rosół. A potem to już powolutku. Nie jedz samego indyka, bo jest w smaku ostrym i wyschniesz:) Konieczna jest wołowina - zacznij od gotowanej z rosołu. Mięso jest nam potrzebne, trafiliśmy do takiego świata, gdzie aby żyć - musimy jeść, aby znieść zimno i mieć energię do działania - musimy jeść mięso. Warzywa nie "udżwigną" rozgrzewającej ilości przypraw. I to wszystko jest właśnie tak jak powinno, bo tu przerabiamy naszą "ziemskość". Pozdrawiam
data: 2005.09.19
autor: Jagoda
Niedawno koleżanka pożyczyła mi książkę "Filozofia zdrowia". Przeczytałam ją jednym tchem i choć zawsze podchodziłam sceptycznie do różnego rodzaju diet, to to co przeczytałam było bardzo przekonywujące. Postanowiłam spróbować. Nakupowałam przypraw i zabrałam się do przyrządzania dań według przepisów pani Ani. Wszystko co zrobiłam było naprawdę smaczne. Mam jednak pewien problem. Prawie nie jadam mięsa. Poza kurczkiem (tylko pierś) i rybami, nie moge jeść mięsa. Poprostu go nie lubię i nie jestem w stanie się przemóc. Tyle tu czytam o zbawiennym rosole (z kurczaka jeszcze zjem - ale baranina, wołowina,...)Co robić? Czy można pominąć mięso? Pozdrawiam
data: 2005.09.19
autor: Ola
Aha! I jeszcze jedno. Ja bym powiedziała inaczej: Jesteś AŻ Matką. I Kobietą. To powody do dumy.
data: 2005.09.19
autor: Agnieszka
Renato, piszę właściwie ku pokrzepieniu Twojego, ale i niejednego matczynego serca w podobnej sytuacji. Przeszłam pewnego razu tego typu drogę. Dziecko 1,5 roczne. 40 stopni goraczki i jeszcze rosnie. Placz, ze boli głowa, zero apetytu i mój strach. Ale też determinacja, że spróbuję normalną, czyli naszą drogą. Podawałam co parę godzin imbirówkę (mimo, iż dziecko było juz i tak "fest" rozgrzane ;)) - opór malucha rwał za serce, ale wiara, że to właściwe dodawała mi wiary, że to właściwe... Nasza herbata do picia na życzenie i delikatny rosołek w chwilach, kiedy wydawało mi się, że gorączka słabnie. Temperatura przez 3 dni oscylowała wokół 41st.C - istny horror, tym bardziej, że pozostała dwójka dzieci musiała się temu przyglądać i też coś w międzyczasie jeść. Dziecko nic w tym czasie nie jadło, wyłącznie piło, bardzo niespokojnie spało i płakało. Jedynym farmakologicznym wspomagaczem był, po obgadaniu tego osobiście z Panią Anią, paracetamol w płynie, a to tylko po to, aby zmniejszyć dziecka cierpienia z powodu bólu głowy i dać mu mozliwość zapadnięcia w głębszy, uzdrowicielski sen. Na głowie malucha śmiało można było smażyć jajka sadzone; tak gorącego czoła nie miałam okazji wcześniej w swoim życiu dotykać. Tak jak opisują to w wielu pozycjach literackich o tzw. dawnych czasach, kiedy medycyna była jeszcze w powijakach, kryzys pojawił się trzeciej nocy - gorączka była taka, że myslałam, że termometr pęknie, a czwartego dziecko obudziło się chłodniejsze, spokojniejsze i przytomne. I życie znów powróciło. Od tamtego czasu tak jakby jego odporność wzrosła. To tak jakby już nic nie było dla niej (bo to dziewczyna) straszne. Choroby pomniejsze są na tyle banalne, że szkoda jej czasu, żeby na nie zapadać. Niemniej reżim w czasie kryzysu był absolutny. Zero soków, zimnej wody (jedynie jako kompres na rozpalone czoło), czegokolwiek, co mogłoby wywołać skurcz organizmu. Te tzw. drgawki, których obawia się każda średnio oczytana w czasopismach typu "Mamo to ja" matka, są niczym innym jak reakcją organizmu na szokowy bodziec, jakim jest kwas z owoców, jogutów czy zimna woda. To tak jakby parę godzin leżeć na hawajskiej plaży w pełnym słońcu i zostać nagle oblanym lodowatym prysznicem. Każdy by się skurczył (i wkurzył, jak sądzę).
Pani Ania mawia, że jak się już coś schrzaniło, to się mówi trudno. Trzeba siebie z tym błędem zaakceptować, rzecz całą przemielić, wyciągnąć konstruktywne wnioski i następnym razem spróbować już z nową świadomością. Drugą złotą myślą jest to, że tą tzw. perełkę mądrości zdobywamy tylko wtedy, kiedy wpadamy do dołka. Kiedy jest nam dobrze, z reguły cieszymy się tym co jest, a nie szukamy dziury w całym. Dopiero tam na dole przychodzi myśl: "o co tutaj,piiiii, chodzi?" I to nam daje kopniaka na wydostanie sie do góry.
Nie życzę Ci, Renato, drugiego razu, ale jakby co, to nic się nie bój, tylko próbuj po naszemu. Powodzenia
data: 2005.09.19
autor: Agnieszka
Małe słowo dla Renaty z 16.09. Renato nie bój sie temperatury, jest ona dla każdego z nas zbawieniem i lekarstwem. Leczy przeziebienia, katary, zastoje. Widac twój syn musiał pojadac coś nie tak albo ty coś przegapiłaś że doszło do gorączki. Mam dwójke małych dzieci( 5 lat i 9 mieś),starszy synek w wieku 12 mieś. i 2 lat miał 2 razy konwulsje związane z nagłym podniesieniem sie temperatury. Widok straszny, dziecko odpływa,sztywnieje, jest sine, dusi się, myslisz że go stracisz. Byłam w szpitalu, robili badania i nic nie wykryli. Podejrzewam teraz że było to na tle emocjonalnym, gdyż mały jest bardzo wrażliwy a moje początki matkowania nie były łatwe i często byłam w stresie. Nauczyłam sie teraz pilnowac temperatury i kontrolować ją ale nie zbijam aspiryną albo paracetamolem tylko pozwalam rosnąć jej i obserwuje jak dziecko sie zachowuje. Jeśli temperatura trwa juz parę dobrych godzin, nawet ta 40-stopniowa i dzieciak się męczy to daje czopek. Wtedy sie wypoci i z reguły później juz jest ok. Nie martw sie że nie podołałaś tym razem i poszłaś do lekarza, nie miej wyrzutów sumienia. Wszak jestes tylko na początku nowej drogi i nie raz będziesz wątpiła i pytała siebie czy dobrze robisz. Poza tym masz wokół siebie presję otoczenia, stare nawyki, przekonania. Głowa do góry, kontynuuj a mężowi powiedz że bierzesz na siebie odpowiedzialność za to co robisz i WIESZ CO ROBISZ .Jeśli bedziesz stanowcza i twarda, mąż uszanuje ciebie i twoje wybory. Ja przeszłam przez to samo...
Pozdrawiam serdecznie
data: 2005.09.19
autor: Magda C w odróżnieniu od drugiej Magdy przed którą chylę czoło pełna podziwu
Jagodo! Dziękuję za pozdrowienia i dobre słowo.

Renato! Widocznie tak miało być,że Twój synek dostał tym razem antybiotyk,najważniejsze ,że wiesz co jest dla niego najlepsze.Ciężko nam matkom wziąć na barki taki ciężar, z pełną świadomością nie podawąć antybiotyku gdy brzmią w uszach słowa lekarza - "Czy zdaje sobie pani sprawe z powikłań jakie mogą towarzyszyć anginie...Gdy brakuje wsparcia najbliższych.To przychodzi z czasem, tak od rodzi się od wewnątrz. Wszystko będzie dobrze,zyczę dużo zdrowia.Pozdrawiam wszystkich u progu nowego tygodnia i idę robić klopsiki.Dobranoc.
data: 2005.09.19
autor: Magda
Skapitulowałam, po prostu skapitulowałam. Jestem tylko matką i zabrało mi odwagi. Mój 9 letni syn zaczął gorączkować.Gotowałam mu "nasze" herbatki, rosół, zupy, tak jak gotuję od 4mies wg zasad pani Ani.Wieczorami dochodziło do 39st. Podawałam mu wtedy środek przeciwgorączkowy. Po 4 dniach poszłam do lekarz. Oczywiście infekcja gardła, oczywiście antybiotyk. Czekałam z podaniem aż do wieczora, wierząc,że gorączka się nie podniesie, ale gdy było to samo, podałam antybiotyk. Później miałam z kolei wyrzuty sumienia, że mogłam jeszcze poczekać.Mąż jednak już robił mi awantury, że męczę dziecko.Tak wyglądała moja porażka,bo wolałam uniknąć antybiotyku,ale strach o dziecko wziął góre.
data: 2005.09.16
autor: Renata
Magdo z ostatniego listu, jesteś dzielną kobietą i tak trzymaj. Czy nie zadziwia Cię Twój własny upór i pewność, że to właściwa droga? No ale w końcu wspiera Cię cały Wszechświat. Pozdrawiam Cię serdecznie
data: 2005.09.16
autor: Jagoda
Jest już wieczór,położyłam dzieci.Idę cedzić mój bulion (pykał na gazie całe 12 godzin),parzyć kawę na jutro do termosu do pracy,owsiankę na śniadanie dla dzieci już mam, zupę jarzynową i zmiksowaną owsiankę dla najmłodszej córy też już mam(w słoikach wieziemy do pani opiekunki).Zrobię kanapki z jajkiem na twardo do szkoły,kawę zbożową do butelek bo starszaki siedzą w świetlicy do trzeciej,zanim odbiorę ich po pracy.Przygotuję zapiekankę na jutro na obiad.Dziś to juz muszę umyć podłogę w kuchni i sprzątnąć półkę w łazience i powiesić pranie i zrobić listę na jutro....Skontrolować tornistry!I tak dzień po dniu samemu z trójką dzieci na pełnym etacie.Doba jest za krótka,sił musi starczyć,dobrze,że 2001 siostra pożyczyła mi "filozofię zdrowia" ona zrezygnowała,ja zostałam.Dziś to już mam pewność,że to dobra droga.Trwam i idę moją zrównoważoną scieżką,ciągnąc za sobą cały mój ukochany majdan.Dobrze,że jesteście, już od dłuższego czasu wspieram się emocjonalnie na forum.Kiedyś gdy maluchy podrosną pojadę i ja do Karpacza,mój czas przyjdzie...Wsród przyjaciól i znajomych nie mam żadnego "zrównoważonego", dlatego cieszę się że was znalazłam.Pozdrawiam
data: 2005.09.16
autor: Magda
Miłe dziewczyny, widzę, że wynurzyłyście się już z letniego upajania słońcem, ciepłem i beztroską. Doładowałyście się właściwą energią i macie piękne przemyślenia. W sprawie naszej życiowej ścieżki dodam tylko, że każda chwila daje nam mądrość, daje przeobrażanie, niezależnie od tego, czy zakończy się sukcesem, czy też wpadką. Ważna jest refleksja i porządkowanie. Dotyczy to zarówno spraw codziennych (kuchni), jak i naszych problemów emocjonalnych i duchowych. Do tego z pewnością potrzebna jest wiedza, którą wam przekazuję. Miło mi, że odnajduję fanki Wilbera i porozmawiamy o tym w niedługim czasie w naszym specjalnym czatowym pokoiku pachnącym gotowaną kawą. Do „pięciosmakologii stosowanej” przyznaję się (ku chwale ojczyzny!) i mniemam, że złagodzimy obyczaje w narodzie i wzmocnimy w nim poczucie wartości. Marleno, dobrze, że wspomniałaś o swojej alergii. Mogę tylko dodać, że już wiele osób pozbyło się bardzo uciążliwych alergii (astma, całoroczne katary), a Ty również potwierdzasz tę regułę. A wspominając Karpacz chciałabym zachęcić pozostałych uczestników do wypowiadania się na temat swoich przemyśleń, przemian, bo wiem, że działo się w was wszystkich bardzo wiele. Piszcie o tym! A na koniec o rosołach i pilnowaniu siebie. Proszę, gotujcie rosoły – są nam one teraz absolutnie niezbędne. Usuwają problemy przeziębieniowe, trawienne, osłabienie, przemęczenie. Wszystkich całuję, wszystkich ściskam mocno
data: 2005.09.14
autor: Anna Ciesielska
I ja sie dołączę do jesiennych wypowiedzi dodając trzy słowa nt rosołku. Nic innego mi teraz do głowy nie przychodzi bom matka karmiąca i zmęczona kołowrotem codziennym.Wiem jedno - gdybym sie tak nie pilnowała w czasie lata z jedzeniem jak to robiłamw w tym roku i nie piła PRAWIE CODZIENNIE treściwego długogotowanego rosołu wołowo-indyczego to bym padła jak kawka i nie mogła sprostać dzwiganiu mego 10-kilowgo klocka Maksa.Mały ma 9 miesięcy, do 8,5 mieś. zycia spijał tylko mleko moje. W porównaniu ze starszym synkiem imało sie go mniej chorób bo trzymałam sie bardziej w ryzach i nie pozwalałam na ciasteczkow-serkowe wyskoki. Najdziwniejsze że wcale nie czułam żalu że nie zjem ciasta, loda, sera, itp.Przyświecał mi tylko jeden cel - miec świety spokój i niezamęczyć sie z katarkami, kaszelkami,bólami brzuszka jesienią i zimą. (mała uwaga dla mam kilkumiesiecznych bąbli-odradzam podawanie maluszkom czerstwego chleba do ssania i pogryzania pierwszymi ząbkami. mój sie zakorkował, nie strawił jakiegoś kawałka i dostał bardzo wysokiej 40-stopniowej gorączki z bardzo brzydkimi kupami. Uratowała go tylko imbirówka i cyc).
Lato jest piekną pora roku i sprzyjająca rozpuscie kulinarnej - bo ciepło, bo wakacje, bo luz.A później sapiemy i stękamy bo nas katar,szaruga i chandra dopadły i nie możemy sobie z nimi poradzić.
Pozdrawiam wszystkie kursantki z lipcowego Karpacza.
Magda
data: 2005.09.14
autor: 
Z zaciekawieniem czytam wypowiedzi wszystkich, którzy tak jak ja gotują wg zasady 5 przemian.W moje ręce pierwsza książka wpadła 4miesiące temu i jakże zaczęłam się przemieniać. Uwielbiam takie niesamowite odkrycia, bo sama interesuję się medycyną chińską, parapsychologią, itp.Najbardziej z mojego nowego gotowania ucieszył się mój mąż, bo uwielbia ostre, dobrze przyprawione dania. Ja do tej pory nie używałam prawie cebuli, czosnku i ostrych przypraw. A teraz, nie uwierzycie co najszybciej schodzi mi w kuchni- właśnie one. Najmniej zadowolony był mój 8-letni syn. Nauczony jeść jałowo, słodko, bez przypraw, ale trudno będę cierpliwa i gotowała swoje.Najtrudniejsze dla mnie jest zdobycie odpowiedniego mięsa-cielęciny nie ma wcale(uroki małego miasta), wołowina raz lub dwa razy w tygonu, dobrze,że z królikiem nie ma takiego problemu.
I moja refleksja na koniec.Wiem komu podziękuję za to, że zesłał nam panią Anię. Bardzo chciałabym wziąć udział w jakimś warsztacie organizowanym przez panią Anię.Pozdrawiam wszystkich czytających i"mistrzynię".
data: 2005.09.09
autor: Renia z Góry
Witam Wszystkich bardzo serdecznie!
chciałam podzielić się z Wami moimi „sukcesami”, malutkimi, ale dla mnie bardzo znaczącymi.

Od grudnia 2005 r. gotuję i żyję zgodnie z zasadą pięciu przemian, (wg. teorii p. Ani Ciesielskiej). Udało nam się dotrwać do dnia dzisiejszego i tak już zostanie!!! Piszę „NAM” ponieważ trwamy w tym razem z mężem, on jest wsparciem dla mnie, trzyma się dzielnie, chociaż wcześniej miał duże problemy (zjadał dużo słodyczy i często podjadał). Ale teraz jestem z niego bardzo dumna – przede wszystkim schudł, poprawiło mu się samopoczucie, ćwiczy ze mną codziennie „rytuały tybetańskie”, je owsiankę i pije naszą cudowną kawę i herbatę, ale najważniejsze, że nie ma ochoty na słodycze! Nasze samopoczucie jest cudne, chce nam się żyć i gotować! To odżywianie powoduje, że moja dusza, jest jeszcze bardziej otwarta na wszelkie doznania duchowe, których wcześniej nie odczuwałam i - często - nie dostrzegałam.

Jeśli zaś chodzi o efekty zdrowotne – to pomimo tego, iż mam alergię - to po raz pierwszy od pięciu lat postanowiłam nie zaszczepić się przed okresem letnim (alergicy dobrze wiedzą jakie to wielkie ryzyko) i uwierzcie mi NIC złego się nie działo! Nie były mi nawet potrzebne tabletki. I przypomniałam sobie – mogłam znowu poczuć - jak super jest kiedy można pójść do lasu, chodzić po nim, oddychać, i nic się nie dzieje, nie umieram (nie kicham, nie płaczę…). Właśnie wczoraj leżeliśmy z mężem w lesie na kocyku i jedliśmy obiad, ugotowany przez nas w domu i było cudnie!

Bardzo dużo też dał mi tygodniowy pobyt w Karpaczu (II stopień). Mocno mnie ugruntował, ale dzięki temu – bez żadnego ryzyka - mogę częściej zaglądać w „chmurki”. Poznałam tam świetnych ludzi, ale też mogłam poznać bliżej panią Anię, za co jestem bardzo wdzięczna.

A teraz jeszcze bardziej osobiście: Pani Aniu, jest Pani moim Aniołem. Tworzonej przez Panią „mądrej” atmosfery nigdy nie zapomnę. Wszystko to – co tam się działo - było dla mnie bardzo emocjonalnym przeżyciem, zaczęłam więcej odczuwać (a nawet doznawałam mistycznych uniesień), jakich do tej pory nie zaznałam. Podsumowując - naładowałam swoje baterie na baardzo, baardzo długo. Już się „szykuję” na wyjazd przyszłoroczny po kolejne doświadczenia.

Chciałabym pozdrowić Wszystkich bardzo serdecznie i życzyć wszystkim - przede wszystkim - wytrwałości, bo jest ona nam bardzo potrzebna. Pozdrawiam i całuję mocno Panią Anię, Kasię i Bartka, Olę, Danusię, Beatę, Renię, Agatę, Karolinę, Martę – dziękuję Wam za wszystko – jesteście CUDNI – mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. :-)

Dziękuję, pozdrawiam Marlena z Warszawy
data: 2005.09.08
autor: marlena.gabrysiak@ant.art.pl
Witam :) Wszystkich
Jagódko:) masz rację, że my pewnie o tym samym myślimy i piszemy więc polemiki nie będzie;)
Najważniejsze jest to, że słowa, które piszemy inspirują do myślenia i poszukiwań nas a może i jeszcze kogoś:)wiadomo nic nie dzieje się przypadkowo więc i nasze listy nie są od tak sobie i pewnie ich treść nie "ginie", dlatego też pomyślałam sobie abyśmy dzielili się informacjami,z którymi
stykamy się w naszym życiu.
Ja zapraszam na stronę Kena Wilbera (info o medytacjach i nie tylko) oraz na stronę o liczbach gdzie zamieszczona jest mini rozprawka o liczbie PHI ( fonetycznie fi)czyli liczbie złotego podziału http://www.samadi.republika.pl/mmed06.htm
http://www.open-mind.pl/Ideas/LiczbyM1.htm
Co do liczby złotego podziału to ostatnio sama umyśliłam, że prawidłowe ciśnienie krwi człowieka też oscyluje wokół tej wartości:) może macie jakieś własne przykłady?
AAAA i jeszcze jedno ostatnio dowiedziałam się, że odnaleziono nieopublikowane przygody Mikołajka:) 6 listopada wyjdzie książka, wydawnictwo Znak, dla dzieci i dorosłych, polecam bardzooo
A na koniec przypowieść: " Tytuł-Prawdę znajduje się w domowej pracy. Pewien człowiek zapytał Bayazida, czy zechciałby przyjąć go na ucznia. Jeśli tym czego szukasz jest Prawda-rzekł Bayazid-musisz wypełnić pewne wymagania i obowiązki, którymi zostaniesz obarczony. - Jakie? -Będziesz musiał przynosić wodę, rabać drewno i zajmować się domem oraz gotowaniem. - Ależ ja poszukuję Prawdy, nie zatrudnienia-rzekł ów człowiek i odszedł.
Pozdrawiam ciepło
data: 2005.09.08
autor: Donka
Podpisuję sie "rękami i nogami"pod pomysłem owsiankowego czaciku.Chwile spędzone na pogaduszkach z wyznawcami"pięciosmakologii stosowanej"-tę nazwę wymyśliły moje dzieci-byłyby wielkim wsparciem, dla mnie napewno a myślę ,że nie tylko.O kursie w Karpaczu mogłam,niestety,tylko pomarzyć.Ale może w listopadzie...pozdrawiam serdecznie panią Anię,pana Kazika i wszystkie kursantki z pażdziernika 2004 i stycznia 2005.
data: 2005.09.07
autor: Gosia z Zielonej Góry
Witam Cię, Donko, bardzo lubię polemiki i chętnie pogadam z Tobą w tym miejsu, zanim zgodnie z Twoją sugestią stworzymy owsiankowy czatowy pokoik (rzecz jest zdecydowanie godna rozważenia). Pisząc o jajku na miękko miałam na myśli koncentrację na tu i teraz, a o wąskiej drodze to, że wiele (jak wiele!!...) pułapek czeka na wędrowniczka. Może niefortunnej przenośni użyłam :)jednak mam wrażenie, że nasza droga nie jest prosta i jasna jak autostrada, gdzie wszystko na zasadzie przyczyny i skutku jest przewidywalne. Droga jest w nas, to pewne. Może to tylko kwestia zwizualizowania sobie pewnych zjawisk, których w trakcie upływu drogi jesteśmy coraz bardziej świadomi, znaków, które otrzymujemy, przeszkód, które musimy pokonać. Jesteśmy pokręceni, ale taka nasza ludzka natura, to właśnie mamy do przerobienia (łącznie z nieziemsko przystojnym Kenem W.) Jeśli nie czuję od czasu do czasu, że wlazłam w maliny, zaczynam się pilnie rozglądać, bo prawie na pewno siedzę w nich wtedy po uszy. Ale w gruncie rzeczy myślę, że po dalszej wymianie zdań dojdziemy do wniosku, że mówimy o tych samych rzeczach, tylko ujętych z różnego punktu widzenia. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :) i całą resztę też
data: 2005.09.02
autor: Jagoda
Witam, pozwolę sobie zacytować pewien fragment:
" Jest takie powiedzenie zen: To, od czego można zboczyć, nie jest prawdziwym Tao. Mówiąc inaczej, w pewnym sensie nasza wiedza jest rzeczywiście kwestią korygowania nieścisłych map; ale również i to na głębszym poziomie, istnieje Tao, Droga,Nurt Kosmosu, od którego nie zboczyliśmy ani nie moglibyśmy nigdy zboczyć. Nasze zadanie częściowo polega na odnalezieniu tego głębszego Nurtu, owego Tao, i wyrażaniu go, objaśnianiu i celebrowaniu.
Dopóki niewolniczo próbujemy jedynie korygować swoje mapy dopóty nie ujrzymy, że zarówno ścisłe jak i nieścisłe mapy są takimi samymi wyrazami Ducha."

Te słowa powiedział nieziemsko przystojny;) Ken Wilber w swojej książce " Krótka historia wszystkiego", z pewnością Pani Ania wspominała o tej pozycji.
Pomyślałam o tych słowach po przeczytaniu listu Jagody, którą serdecznie pozdrawiam:)no bo właśnie gdzie by była Jagoda gdyby nie spotkała Pani Ani? Hmmmm..... mam taką intuicję, że nie powinno się gdybać bo zawsze jesteśmy tam gdzie powinniśmy być, choć czasami trudno się z tym pogodzić.
Ja na ten przykład czytając o Waszych cudach kursowych, które mogę poczuć gdzieś tam w środku w sobie, chciałabym być właśnie z Wami, w Karpaczu bo cosik mi tych cudów:) ostatnio brakuje i takich właśnie spotkań z osobami
"od owsianki";)
I tak sobie Pani Aniu myślę, czy nie można by było np. raz w miesiącu lub oczywiście częściej spotkać się wirtualnie na jakimś czacie, gdzie założylibyśmy sobie "owsiankowy" pokoik i trochę poklachulali o zrównoważonych sprawach przez godzinkę (lub dłużejjjjjjjj) wieczorową porą.
Takie rozmowy na żywo przypominałyby poznańskie czwartkowe spotkania i pewnie cała reszta Polski bardzooooo by się ucieszyła z takiej możliwości.
Oczywiście nie "zadręczalibyśmy" Panią prośbami o porady ;) tylko tak ogólnie wszyscy byśmy się porozwijali:)) jak szpulki;))nawzajem rzecz jasna.
Mówiąc inaczej CELEBROWLIBYŚMY TAO
I jeszcze sobie myślę wracając do listu Jagody, czy ta droga równowagi na pewno jest wąska i kręta? i jeszcze z jajkiem na miękko?;), droga równowagi jest przejrzysta, uporządkowana, działająca na zasadzie przyczyny i skutku i ma mnóstwo znaków po drodze a to raczej my jesteśmy wąscy, pokręceni i wypełnieni do bólu schematami a czasami nawet jak jajo na mięko;)no i dlatego te nasze czasy też jakieś takie niemrawe.....
A co do tej "góry" to przecież my też jesteśmy "górą" i "dołem" i "bokiem" i WSZYSTKIM więc chyba nam nie zależy aby specjalnie sobie nakładać po głowie.
Kończę już bo moja głowa się przepełnia:))
Pozdrawiam rzecz jasna ciepło.
Lubię Panią.....Pani Aniu:)
Donka
data: 2005.09.02
autor: 
Zastanawiam się czasem nad jednym - gdzie bym była, gdybym nie weszła dzięki spotkaniu Anny na tę wąską ścieżkę łapania równowagi. Piszę o wąskiej ścieżce (w końcu biblijnej), bo trzeba nią iść na łyżce trzymając jajko na miękko, a jednocześnie pilnie i czujnie rozglądając się dookoła, bo jak się coś istotnego przegapi, to nie czekając "góra" spuszcza bęcki. Trzeba też uważnie patrzeć pod nogi, bo ścieżka jest nie tylko wąska, ale też dość kręta. No na przykład. W Karpaczu było .... nie wiem, jakiego słowa tu użyć. Po prostu pięknie, mądrze, latająco, pouczająco. Wróciłam naładowana, silnik aż buczał. Więc oczywiście rzuciłam się do książek i dawaj. W końcu się zaczopowałam, a Hanka mądrze - jak ma w zwyczaju - mówi: czy ty czasem nie zapomniałaś żyć?? Otóż to. Książki mają potwierdzać moją własną mądrość i wnioski, do jakich dochodzę. Trzeba pozwolić rodzić się własnym myślom - odkrywanie tego świata na własną rękę przynosi całkiem inne efekty. Tylko wtedy ta wiedza zaczyna DZIAŁAĆ. Na bazie tej reflesji powstała następna - o samotności. Nie potrafiłam jej pokochać, no bo skoro jestem sama, nie mam dzieci, to jest to poważny powód do smutku. I tu jest pies pogrzebany. Kolejny sprytnie ukryty schemacik. Dlatego nie mogłam dosięgnąć tej kropli smutku, która nieustannie, nawet chwile największej radości, zaprawiała goryczą. Rozumiem kurkuma w zupie, ale nie gorycz. Trudno jest utrzymać na łyżce jajko na miękko, kiedy się wlezie w maliny. I tyle. Wszystkich bardzo pozdrawiam. W szczególności Agę, Irkę, Gosię, Agatę, Agnieszkę z Tomaszowa, Magdę i Matkę.pl, a czoło chylę przed Anną.
data: 2005.09.01
autor: Jagoda