Forum


WYSZUKIWARKA
słów w tekście:
autora wypowiedzi:
według daty (rrrr lub rrrr.mm lub rrrr.mm.dd):
Aktualny temat
ARCHIWUM
 poprzednia  38    39    40    41    42    43    44    45    46    | 47 |   
2005.01.15    Zimowa senność
Moi Drodzy! Noworocznie pozdrawiam, życząc Wam jednocześnie spełnienia zamierzeń, dużej odwagi i dużej radości. Zima niebawem się skończy. Koniec stycznia to już czas dojo. Od połowy lutego wchodzimy w czas wiosny. Wszyscy doświadczamy teraz osłabienia, spowolnienia, jest to normalne dla tego okresu. Zima to czas totalnego zastoju. Bądźmy cierpliwi, nie popełniajmy błędów, ten czas minie. Jest to okres problemów jelitowych, krążeniowych, nadmiaru śluzu (bóle uszu, katary, kaszle). Pomagamy sobie wtedy gotowanymi potrawami, imbirówką, kilerką, aspiryną, kawą gotowaną z przyprawami. Jednocześnie eliminujemy całkowicie kwaśne, surowe, zimne, słodycze, ciasta, tłuste potrawy, wędliny. Zaliczyliśmy w Centrum kolejny "drugi czwartek miesiąca", kolejne miłe spotkanie chętnych do wymiany myśli i wrażeń. Myślą przewodnią były jak zwykle czynniki otwierające naszą świadomość, a więc żywienie i schematy emocjonalne. Dyskusja była gorąca. Omawialiśmy kwestię posłuszeństwa, pokory, intuicji, poczucia własnej wartości. W kwestiach żywieniowych poruszony był problem objadania się potrawami nadmiernie energetycznymi, tłustymi i niezrównoważonymi smakowo (mało przypraw i brak smaku kwaśnego). A w ogóle widzę, że naprawdę jesteście w zastoju, bo się nie odzywacie. Pani Mirko, pomalutku. Boimy się zawsze nowego. Ale na tym polega nasz rozwój i odkrywanie siebie. Proszę korzystać z przepisów. Odwagi! W dalszym ciągu oczekuję na refleksje związane z książkami. Cały czas jestem z Wami. Pozdrawiam.
Witam wszystkich i chiałbym prosic zeby Pani Ania mogla napisac diete jaka powinno sie jesc poniewaz ostatnie u mnie kiepsko z samopoczuciem chciałbym cos zmienic pozdrawiam serdecznie
data: 2007.12.28
autor: Łukasz
Pani Tereso. To jakie sniadania jemy zalezy tylko i wylacznie od naszej tworczej inwencji. Jesli dla Pani idealne sniadanie sklada się z sera lub wedliny to wspolczuje. Wyobrazna pomaga! A jesli boi się Pani sterydow i chemi w miesie, to raczej powinna Pani unikac serow i wedlin bo tam tego jest jeszcze wiecej.
data: 2005.02.27
autor: Kucharka Ela
Odnośnie postu Pani Ewy:
Wszystkie posty są przez nas czytane zanim zostaną umieszczone na forum. Jest to spowodowane tym, że nie ma tutaj opcji logowania i każdy anonimowo może pisać co mu ślina na język przyniesie. Istnieje zatem ryzyko, że pojawią się wypowiedzi obraźliwe, bądź wulgarne, bądź nie na temat. Taka kontrola jest ogólnie praktykowana na wielu forach; dla przykładu podam chociażby listy dyskusyjne na onet.pl. Zapewniam, że jesteśmy bardzo liberalni...
Pozdrawiam
data: 2005.02.26
autor: Paweł Ciesielski
DOPIERO USŁYSZAŁAM O TYM "INNYM" A ZARAZEM "STARYM" SPOSOBIE ŻYCIA, BYCIA I OCZYWIŚCIE JEDZENIA. ZABIERAM SIĘ ZA LEKTURĘ I MAM NADZIEJĘ,ŻE UDA MI SIĘ PRZESTAWIĆ.POZDROWIENIA .2005.02.25
data: 2005.02.26
autor: OLESIA
Dlaczego na forum nie nie trafiają wszystkie listy. Jest selekcja i tylko niektóe, te które są "si" i które promują porządek mają możliwość zaistnieć. A przecież są wsród nas tacy którzy czują, ale nie tak do końca potrafią "to" zrealizować. Kocham Anię. Żyję po swojemu, ale każdego dnia o niej myślę, bo otworzyła we mnie coś o czym nie miałam wcześniej pojęcia.
data: 2005.02.26
autor: Ewa z Gdyni
Witam wszytkich - szczególnie kursantki ostatniego II stopnia +. Po każdym kursie sposób widzenia siebie i swiata ulega transformacji, to oczywiste, ale to, co tym razem "się zadziało", przynajmniej we mnie, przeszło moje oczekiwania. Nie przypuszczałam, że zejdę do takich podziemi podświadomości i że dzięki temu staną sie dla mnie bardziej zrozumiałe moje zachowania, wybory, ludzie wokół i los. A przecież nigdy nie miałam poczucia, że ze mna coś jest nie w porządku. Wszystko ok!!.. ;)To było jednak zobaczenie swojego życia w całkiem innej perspektywie. I na szczęscie na tej drodze 'Góra' nie pozostawia nikogo bez wsparcia. Nie muszę specjalnie wyjaśniac, że mam na myśli Annę, ale też wszystkie super dziewczyny, z którymi kursiłam.
Pozwolę też sobie odpowiedzieć w kilku słowach na list Pani Teresy. Nie czuję się wystarczająco kompetentna, żeby wchodzić w szczegóły związane z żywieniem - powiem tylko, że własnie na któryms czwartku była mowa o "odkazających" wlaściwościach np. imbiru. Szkoda, że z założenia zrezygnowała z nich Pani (mam na myśli czwartki), bo przecież w tym wszystkim chodzi o świadomość Drogi, a droga to ruch, czyli kolejne kroki, również, a teraz to już przede wszystkim, w sferze emocjonalnej.... to wszystko jest nierozdzielne
data: 2005.02.21
autor: Jagoda
Witam serdecznie:)
Jestem po lekturze książek pani ani i po spotkaniu z panią anią. Od kilku dni gotuję zrównoważone potrawy ( głównie dla mojego 11 miesięcznego alergika ), mam nadzieję, że w końcu się wdrożę i będzie to łatwiejsze.Nie jest to proste, kiedy ma się dookoła siebie sceptyków....ale nie zamierzam się poddawać bo jakoś wierzę... Chciałabym jedynie za pośrednictwem tego forum nawiązać kontakt z mamami małych alergików, bardzo chętnie wymieniłabym się jakimiś spostrzeżeniami. Mój e-mail : renata_s2@gazeta.pl
Pozdrawiam cieplutko
data: 2005.02.19
autor: renata z poznania
Autorka prosi o refleksje nt.książek więc poczułam się zaproszona...choć nie będzie to tak entuzjastycznie jak większość opinii....to chyba z powodu mojego krytycznego rozumu...Książke czytałam z wypiekami na twarzy, przy drugim czytaniu podkreślałam najważniejsze informacje,aby dobrze zapamiętać i uchwycić istotę, potem czytałam ponownie żeby zapamiętać i utrwalić. Pragnę zaznaczyć,że nigdy nie wkładałam do garnka "byle czego", nie korzystałam z fast foodów.Nie mam też kłopotów z poczuciem własnej wartości i nie szukam wsparcia emocjonalnego etc. /w związku z tym spotkania czwartkowe chyba nie dla mnie.../
Poszukiwania zdrowego odżywiania związane są tylko z kłopotami zdrowotnymi...
Co do uwag krytycznych: dotyczą one głównie gotowania zup na kościach -fakt,że taka jest nasz tradycja kuchni domowej,ale kiedyś nie było problemu krów nafaszerowanych antybiotykami, kurczaków karmionych sterydami-dlatego wtedy takie zupy mogły być naprawde zdrowe...czy teraz są ?....
Druga wątpliwość związana jest ze zubożeniem posików, których nie potrafię zastąpić tylko przyprawami-bo jeśli na śniadanie nie płatki /bo mleko na czczo/ , nie twaróg /bo nabiał/, nie wędlina...to pozostaje...jajko i dżem-codziennie.....
Nie chcę "smucić" i zanudzać, cągle jestem na TAK choć kawa rozgrzewająca nie smakuje mi tak jak ta z ekspresu i nie ma to nic wspólnego z blokadą emocjonalną....piję ją od 2 miesięcy,ale to chyba za krótko,bo właśnie znowu się zaziębiłam....
Pozdrawiam serdecznie
Teresa
data: 2005.02.02
autor: Teresa
Witam Wszystkich po dlugim milczeniu,z ogromną radością czytam Wasze listy,i powiem szczerze ze czasami myśle że jestem z innej bajki. Gotuję oczywiście po "naszemu",już nie potrafię wkladać do garnka rzeczy bezmyślnie jak leci, już nawet zapomnialam jak to bylo kiedyś, nie wyobrazam sobie dnia bez porannej "naszej "kawy, po dlugiej przerwie zaczelam znow ćwiczyć, wiem , wierzę ze jestem na dobrej drodze,ze pozbylam sie wielu dolegliwości,ale nie potrafię poradzić sobie z jeszcze z emocjami,z moim"Ego'może jeszcze nie przyszedl na mnie czas?a moze jeszcze nie mam tej swiadomości zmiany?Pięknie o tym pisze Agnieszka, Jagoda, rozmawiam o tym z P. Hanią, wiem ze trzeba mieć pokorę, poczucie wartości,wiem że"Porzadek" uczy cierpliwości,ale czuję ze jeszcze to mnie nie dotyczy , Jagoda musze zrobić chyba Twoje cwiczenie z kartką, to bardzo trudne pozbyć sie starych nawyków, sposobu myslenia ,ja to wszystko wiem, ale czy wszyscy mieliscie taki niedosyt?takie poczucie ze jedzonko pychota, wszystko robie w/g zasady ale..jeszcze nie ma we mnie tej rownowagi,tego poczucia ladu,spokoju. Nie chcialabym być zrozumiana ze zwatpilam NIE!!!, ale teraz przyszlo mi na myśl ze moze jestem poprostu niecierpliwa!że wlaśnie tego mam sie uczyć?

Pozdrawiam
Jola
data: 2005.01.26
autor: Jola
Witam wszystkich serdecznie !!! Zdrowia i uśmiechu przez cały ten Nowy Rok dla Wszystkich, którzy tego chcą!!!
Z wykształcenia też jestem technologiem żywności (AR w Poznaniu).Po skończeniu studiów zmieniło się moje spojrzenie na sprawy żywieniowe, a po pracy w Zakładzie Przetwórstwa Mięsnego byłem już pewny co należy serwować rodzinie i znajomym. A teraz spotkałem się z Pani książką, z czego jestem bardzo zadowolony.Po pierwsze dlatego, że jest Pani również technologiem. Po drugie, że wiadomości zawarte w książce odpowiadają rzeczywistości. A po trzecie, że przepisy są Polską Kuchnią - a do tego bardzo smaczne (o czym się przekonaliśmy sami).I ta normalność jest tu najlepsza - w przeciwieństwie do zaleceń np. P.Tombaka gdzie jest już trochę za dużo udziwnień i wychłodzenia organizmu.
Będę "w kontakcie" i pozdrawiam !
data: 2005.01.17
autor: Tomek
Przeczytałam Filozofie Zdrowia i jestem w rosterce. Boję się jeść. Co mam robić ?
data: 2005.01.14
autor: Mirosława Stycharska
A ja sie przeprowadzilam do Anglii i zastanawiam sie jak ten klimat wplynie na stosowanie jedzenia zrownowazonego. Bo tu zwykle jest cieplej niz w polsce. I jeszcze dodam, ze milo poczytac o innych gotujacych z pasja. pozdrawiam. Kaskodor@poczta.onet.pl
data: 2005.01.06
autor: Kasia
Chciałbym podzielić się z Wami sposobem na rozplątywanie nitek starej świadomości, schematów, zastałego myślenia. Sposób nie jest autorski, ale dobry. Trzeba podzielić kartkę papieru na 2 części. Z jednej strony wpisać mantrę, np. Jestem kochana, jestem szczęśliwa lub Jestem silna, mądra, swietnie pracuję. Lub jakąkolwiek inną, która jest na czasie. Po drugiej stronie trzeba z kolei zapisywać wszystkie, ale to wszystkie skojarzenia, które przyjdą do głowy w związku z mantrą. Powtarzać to przez 21 dni. Po kilku dniach z podświadomości wypłyną stare wzorce myślenia, zahamowania, blokady. Można się zdziwić. I w końcu zaczyna się myśleć inaczej. Bo - jak mówi Hanka - zrozumieć problem = rozwiązać problem.
data: 2004.12.11
autor: Jagoda
Jestem po pierwszym miesiącu doświadczeń z wyposażaniem dzieci do przedszkola w pełne własne wyżywienie. Dwa pierwsze, o przedszkolnym wikcie, dzieciaki odchorowały biegunką i zastojami. Chciałam trochę sobie ułatwić życie, wierzyłam, że są już silni i odporni, ale to myślenie chyba się na mnie zemściło. Teraz kosztuje mnie to sporo pracy i dyscypliny, bo co wieczór muszę mieć dla nich gotową przynajmniej zupę na dzień następny, ale - odpukać - na razie nic złego zdrowotnie się u nich nie dzieje. Nie taki diabeł straszny. Można mieć małych w państwowym przedszkolu, a jednocześnie nie rezygnować z własnej drogi. Tylko być świadomym, że trzeba się przy tym trochę napracować. I przyjąć, że tak widocznie musi być, jeśli ma być dobrze.
Dzieci dostają w przedszkolach świąteczne paczki ze słodyczami. Bałam się, że jak im nie pozwolę, to będzie im przykro, a jak im pozwolę, to będą chorzy. Udało mi się jednak tak to zorganizować, że to ja skomponowałam im zawartość tych paczek, a w przedszkolu zapakowano je tak, że z zewnątrz wyglądały tak samo. Dzieci wyglądały na zadowolone. Ja też miałam wrażenie, że pozornie niemożliwe może stać się możliwym, trzeba się tylko trochę postarać.
data: 2004.12.10
autor: Agnieszka
To nie książka, a czwartkowe spotkania zainspirowały mnie do tego, aby wszelkie tzw. świateczne porządki zacząć robić już teraz, zakupy częściowo też, to co się da, a resztę zostawić na później albo ... w ogóle odpuścić. Może w tym roku uda mi się poleniuchować nie tylko w, ale i przed Świętami? W końcu po to m.in. są. Będę próbowała dać na luz, niech sobie inni myślą co chcą. A okien nie będę myła. Jak będę chciała popatrzeć na słońce i śnieg (który, mam nadzieję, pojawi się wkrótce), wyjdę na dwór. Pozdrawiam wszystkich szczęśliwych leniuszków!
data: 2004.12.02
autor: Agnieszka
Przy owsiance poczytuję sobie (nikt nie widzi) - ostatnio zajrzałam do Filozofii zdrowia. Czytam o pracy poszczególnych narządów i tak mi błogo, bo czuję, jak wszystko w moim srodku ładnie sobie chodzi, produkuje, pompuje, trawi i co tam jeszcze potrzeba. Bez specjalnych zgrzytów, a jak zazgrzyta, to wiadomo, co naoliwić. Baaardzo to pozytywne.
Agnieszko, dzięki za liścik, w którym piszesz o rozumieniu i pozbywaniu się niezyczliwych myśli o innych osobach. Chyba ten temat też wszedł mi na tapetę - czasem spotyka się kogoś, kto trochę irytuje, może trochę mu zazdrościmy i spiralka leci. W każdym razie - mądre słowo!
data: 2004.11.20
autor: Jagoda
W odpowiedzi, Kingo, na Twoje wątpliwości, powiem jedynie, że znam kilku "wrzodowców", którzy tylko dzięki żywieniu zrównoważonemu całkowicie pozbyli się swoich dolegliwości. Obecnie mogą cieszyć się życiem, bo nic ich nie boli oraz odczuwać przyjemność z jedzenia, jedząc to, na co praktycznie mają ochotę, oczywiście pod warunkiem, że całkowicie odrzucili "stary" sposób odżywiania. Smakowitą pieczenią, czyli czymś, co zwykle stoi w sprzeczności z osobą mającą problemy tzw. gastryczne, mogą cieszyć nie tylko swój wzrok, ale przede wszystkim podniebienie. Wymagana jest tylko pewna dyscyplina i szacunek dla zasad Porządku (pięć przemian, zasada jin-jang). Pewien wysiłek na początku wróci do Ciebie z ogromną nawiązką.
data: 2004.11.14
autor: Agnieszka
Witam wszystkich serdecznie:)) Mam 21 lat i jak na swój wiek- bardzo wiele problemów ze zdrowiem. Odwiedziłam już wielu lekarzy i z każdą wizytą czuje się coraz bardziej osamotniona w swoich dolegliwościach- nikt z nich nie potrafi pomóc a nawet powiedzieć co właściwie mi dolega.Sporym problemem sa wyniki krwi- zawsze nei w normie- za duzo białych ciałek, za duże OB-i nieustanne szukanie przyczyn, nieustanne łykanie coraz to nowszych lekarstw.
Niedawno trafiłam w księgarni na książkę Pani Anny i wstąpiła we mnie nadzieja że może idąc ta drogą uda mi się pokonać moje problemy i w końcu będę mogła cieszyc się życiem. Powiedzcie- czy mając problemy gastryczne- refluks, zapalenie żołądka- mona stosować przepisy podane w książce Filozofia Zdrowia?Niektóre z nich zawierają spora ilośc ostrych przypraw i nie jestem pewna czy nie zaostrzy to moich dolegliwości, w których raczej powinno się stosować potrawy " łagodzące"? Pozdrawiam serdecznie i liczę na odzew;) Jeśli ktoś miałby ochotę podzielić się ze mną swoimi doświadczeniami będę bardzo wdzięczna:)
data: 2004.11.11
autor: Kinga
Bardzo podoba mi się stwierdzenie, że jeśli mam ochotę kogoś zmienić, bo coś mi się w nim nie podoba, to znak, że muszę zmienić siebie. A tego kogoś zaakceptować. To trudne i łatwe zarazem. Jak to zrobić? Chyba czasem wystarczy poluzować, pomyśleć dlaczego tak się dzieje, otworzyć się, może nawet pomodlić i ... czekać. Często nazwanie swoich niechęci po imieniu, uświadomienie ich sobie już samo z siebie jest rozwiązaniem. Daje nam potrzebny dystans, żeby z pewnej oddali dostrzec to, co faktycznie nas złości czy boli. Jeśli lubimy samych siebie, to raczej nie chcemy, aby ta lubiana przez nas osoba (czyli my sami) cierpiała. A przecież nasze złości, złe czy złośliwe myśli pod czyimś adresem, zazdrości, niechęci, nieżyczliwości i inne takie zwyczajnie nas męczą, czyli zżerają nam naszą dobrą energię. Dołują nas. Krzywią nasze twarze. Czyż nie lepiej pozbyć się tego balastu? Ja już trochę próbuję i stwierdzam, że po każdym takim "akcie akceptacji" czuje się radość, a przynajmniej błogość, a mięśnie twarzy w sposób niekontrolowany (ale jednak zauważalny - stąd wiem) układają się same w błogi filozoficzny uśmiech. Polecam wszystkim ten stan.
data: 2004.11.10
autor: Agnieszka
Taaaak... Kursy, to trochę tak jakby dotknąć anioła. Znów. Jako małe dziecko wierzyłam, że anioły są, że tylko czekają, aby przychodzić nam z pomocą, kiedy tylko je zawołamy. A potem o nich zapomniałam na długie lata. I teraz, właśnie na kursie, pamięć o nich wróciła. Wydaje mi się to trochę magiczne, że mój pierwszy okres zmagań z nowym Porządkiem upłynął mi bez aniołów i że można by go nazwać tak jak pierwszą książkę Pani Ani - filozofią zdrowia (nowe jedzenie, wychodzenie z chorób i ogólnie te tzw. techniczne sprawy). Kurs objawił mi na nowo aniołów właśnie (oprócz, rzecz jasna, masy innych spraw) i jakimś niesamowitym zrządzeniem losu zapoczątkował kolejny okres, który - jak nic - nazwałabym czasem filozofii życia, czasem nowej świadomości, innego postrzegania tych samych spraw. To tak jak z czytaniem "Małego Księcia". Jako dziecko czyta się go jak bajkę dla dzieci. W dorosłym wieku odnajduje się w nim drugie, a może nawet i trzecie dno. A to przecież ciągle ta sama książka... Pani Aniu, ten kurs to był cudowny czas magii zwykłych życiowych spraw. Znowu Pani za coś dziękuję, ale tak mi już chyba zostanie. Nie widzę możliwości wyczerpania tego źródła wdzięczności za to, jakich moich objawień jest Pani współautorką. Oprócz aniołów i... No właśnie. Dziękuję również moim wszystkim bez wyjątku współtowarzyszom z tego kursu. Część tych objawień jest bez wątpienia również i Waszym udziałem.
data: 2004.11.10
autor: Agnieszka
Witam serdecznie wszystkich. Swoja przygode z gotowaniem zrownowazonym zaczelam ok 3 lat temu, kiedy mialo sie urodzic moje dziecko.Od tego czasu doswiadczylam wieu wzlotow i upadkow.Bylabym bardzo zainteresowana wymiana doswiadczen z paniami w wieku mojego dziecka lub troche starszymi. Podaje swoj adres mailowy: anias@blueyonder.co.uk
data: 2004.11.10
autor: Anna
Bardzo, ale to bardzo sie cieszę, że na nowo ruszyły kursy w Centrum. Dobrze było się spotkać, pogadać, a przede wszystkim posłuchać. Takie umocnienie w wierze, że się jest na dobrej drodze, że wszystko w porządku, a problemów nie trzeba nazywać problemami, tylko kolejną lekcją.
Co jest w tym miejscu, w osobie Anny, w naszych relacjach? Jest Moc, ktorą chyba wszyscy odczuwamy, bo inaczej czwartki przeszłyby już dawno do historii. No i super. Niech tak się dzieje dalej. Dzięki, Haneczko! Dwa i pół dnia, a dziesięć kroków bliżej!
data: 2004.11.05
autor: Jagoda
Witam serdecznie wszystkich. Jestem początkującą w nowym stylu jedzenia i życia.Czy w związku z tym istnieje możliwość umieszczenia na stonie internetowej chętnych, którzy chcieliby nawiązać kontakt z rozproszonymi po całym kraju zapaleńcach NOWEGO ŻYCIA.
data: 2004.11.05
autor: Grażyna z Bytomia tel. 0 698627003
Wakacje to dla mnie czas odmiany, ale niekoniecznie całkowitej.Przekonałam się że kawy gotowanej brakowało mi nad morzem niemal jak tlenu, więc postanowiłam zachęcić tych co tam mieszkają żeby też spróbowali.Nie było to łatwe ale się udało!W restauracji ,,Nostalgia" w Jarosławcu będzie nasza kawa.Podczas delektowania się nią można obserwować z okien panoramę Bałtyku od brzegu urwistego klifu aż po horyzont.Atmosfera tego miejsca jest wyjątkowa także za sprawą prowadzących je ludzi-pani Tamary i pana Marka.Polecam!Chętnie dowiedziałabym się czegoś o takich miejscach w Polsce jak Stawisko-może jest ich więcej? W wakacje pragnę odmiany ale jedzonko musi być W PORZĄDKU-wtedy są naprawdę udane.Jeżeli byliście w takich miejscowościach-napiszcie ,myślę że inni też są tego ciekawi.Pozdrawiam ciepło i życzę słońca jesienią.
data: 2004.09.02
autor: Irena Matysiak
Witam Cię ponownie,Aniu.Nadszedł ten moment,kiedy już nie mogę dłużej dreptać na brzegu Oceanu,i chcę wypłynąć w Nieznane.Spałem na Ziemii,pod gwiazd niebooknem i widziałem Drogę Mleczną i inne Światy.I wiem,że Człowiek ma nieograniczoną moc tworzenia i niszczenia.Że jest bardzo ważnym elementem Kosmosu,tylko musi znaleźć swój Cel i swoją Drogę.Tak jak wszystko co nas otacza ma swój Cel i swoje Miejsce.I łyk chłodnej,czystej wody-tylko trzeba wiedzieć kiedy...I ciepły smak owocu ze starej,dobrej jabłoni-tylko trzeba wiedzieć kiedy...I dotyk słońca zamkniętego w ananasie-tylko trzeba wiedzieć kiedy...Wszystko jest ważne,tylko trzeba wiedzieć kiedy...Trzeba umieć patrzeć i słuchać i odczuwać.Z miłością,z pokorą,z współczuciem,z uwagą.I kochać i akceptować siebie.Dokładnie takim jakim się jest.Uwolnić się od starych programów,które nam powkładali w mózgi.Intuicja powie nam,co jest dla nas dobre.Nawet gdyby to było zaskakujące.Nie oceniajmy,nie klasyfikujmy,nie nazywajmy.Po prostu czujmy i patrzmy Sercem.I Mówić tylko wtedy,kiedy ma się coś do Powiedzenia.Wtedy możemy zostać Wysłuchani.Wszystko się zmienia nieustannie,i to co było dla nas dobre kiedyś,może być niewłaściwe teraz.Nie wiem,co przyniesie mi przyszłość,ale wiem,że to co dostanę,będzie dla mnie właściwe.Bo to ja wybieram chwile z przyszłości i buduję własną teraźniejszość.Może przez jakiś czas bedę wegetarianinem,może będę mógł odżywiać się Światłem?I wszystko po to,aby moje koło zatoczyło kolejny krąg,abym mógł poznać i poczuć zmiany w Naszym Świecie?
Ufam sobie,że to czego doświadczę,będzie dla mnie dobre.Rozstaję się z Tobą,droga Aniu,i z Wami drodzy Pięcioelementowcy.Chcę wyruszyć w osobistą Podróż w Nieznane.Świat jest ogromny,i taki mały,że napewno się spotkamy.Życzę Wam wszystkim dużo zdrowia,Mądrych Ludzi w Waszym życiu,niech Światło Was prowadzi do Waszego Celu.Do zobaczenia.
data: 2004.08.14
autor: Przemek Cuske
Serdecznie witam...!!!
Jestem u rodziny korzystam z internetu przeglądam strone pani i chcę złożyć z okazji imienin dużo zdrowia uśmiechu, aby otaczali panią ludzie godni ciepła i zaufania.
Pozdrawiam Małgosia Brzóska z Wronek
data: 2007.12.28
autor: Małgosia Brzóska
Jeśli chodzi o mnie to siedzę w "tym" od zawsze... Pamiętam jak byłem małym bąkiem, gdy w domu zostało zarządzone: nie ma owocków, nie ma mleczka itp. Nawet mi się to spodobało. Nigy nie znosiłem malinek, truskawek, kwaśnych papierówek. Cowieczorne picie mleka także z radością pożegnałem :)))
Pamiętam z dzieciństwa także to, że zawsze byłem pewnego rozdaju odmieńcem. "Śmichy-chichy" w klasie i na podwórku nie dawały mi spokoju. Do dziś to niezbyt miło to wspominam, ale przynajmniej się nie załamałem i w pewien sposób zahartowałem. Wiem, że idę tam gdzie trzeba. Nie chodzi tu tylko o jedzenie - to jest tylko dodatek. Mam na myśli cały światopogląd, podejście do otoczenia.
Niedawno ta moja "wiara" była wystawiona na bardzo ciężką próbę (zauważyłem, że się zdarzają takowe co jakiś czas). Po paru tygodniach katuszy stwierdziłem, że nadal nie będę schodził z kursu.
Nawet dla osoby którą kocham.
Nie jestem ortodoksem jeśli chodzi o trzymanie się zasad jedzenia. Zgrzeszę od czasu do czasu jakimś lodem, czy hamburgerem. Wiem jednak, że bez litra imbirówki nie ujdzie mi to płazem :)
Najbardziej mnie wkurza jedna rzecz. Ludzie myślą ze jesteśmy jakąś sektą (raz spotkalem się z takim określeniem), bredzącą herezje, nie uznającą witaminek, owocków i innych pierdół, kwestionującą lekarzy. Cha cha!
Boże jacy oni są ślepi - skoro nie widzą tak oczywistych spraw. Często nawet nie mieli książki w dłoni, a oceniają i odrzucają.
To nie ludzie - to beton.
Ale w sumie co mi do nich. Nie umiem jeszcze nie zwracać uwagi na innych. Ale się uczę. Olewać trudności i troszczyć się o siebie i swoje życie.

Na koniec słowo do Pani Ani :)
Dziękuję Ci Mamo, za to że jesteś i za to, że mnie zawsze wspierasz. Z czasem doceniam Cię coraz bardziej...
data: 2004.07.18
autor: Paweł
Czasami zmęczona codziennością zaczynam szukać potwierdzenia słuszności tego co robię u innych .Podpatrując ich sposób życia,staram się dostrzec tam odpowiedź na swoje pytania dotyczące mojego życia,rodziny,dziecka.Patrzę na tych którzy nie żyją według Porządku i widzę inny świat pełen pozornej wolności,kolorowy i błyszczący jak papierek od cukierka,pędzacy na oślep bez chwili zastanowienia dokąd i po co.Oddycham wtedy z ulgą,że to już nie mój świat.Wracam do mojej codzienności i odnajduję to co najcenniejsze nie wychodząc z domu -tak jak bohater ,,Alchemika''.Wyruszając po skarb nie trzeba odbywać dalekiej drogi bo okazuje się,że jest tuż obok, w zasięgu ręki- to świadomość istnienia Porządku i tego że odtąd nie jestem pionkiem w grze lecz sama mogę wpływać na swój los.Nie porównuję się już z innymi,przyglądam się im z większym dystansem i uczę się akceptacji tego co jest. Czuję się silniejsza i spokojniejsza.Jestem wdzięczna, że mogę żyć w ten sposób- godnie, odpowiedzialnie i ciesząc się z małych codziennych rzeczy takich jak smak każdej przygotowanej przeze mnie potrawy i obecność tych których kocham.A zmęczenie codziennością? Pojawia się i zapewne pojawiać się będzie, myślę,że także dla zmobilizowania się aby spojrzeć na wszystko z dystansu- jak mądrze napisała Agnieszka ,,z pewnej odległości więcej i często znacznie dokładniej widać'' Pozdrawiam wszystkich ,,widzących inaczej''
data: 2004.07.12
autor: Irena
Kochani!!!!!!!!! znaczy się wszyscy którzy zerkaja na ta stronę! dzisiaj siedzę sobie przy oknie w Karpaczu skrobię do was i staram się nigdy nie zapominać jak to było kiedyś. Kiedy ktoś mnie pyta jak to możliwe że jestem w takim cudownym miejscu, żyję zadowolona i spokojna do niczego nie gnam i nieczgo na siłę nie szukam odpowiadam: kiedyś Bóg postawił na mojej drodze dobą wróżkę i ona uratowała mi życie. tyle. nieby niewiele a wiele. kto chce wiedzieć więcej prosi o więcej kto nie - uważa mnie za dziwną ale nawet ci ostatni po jakimś czasie wracają bo przecież to nie jest normalne żeby nie złościć się i nie krzyczeć, żeby nie ulegać wpływom i wyraźnie mówić nie, żeby nosić rumieniec na policzkach i chichrać się jak jest taka potrzeba. Ania uratowała mi życie i to jest fakt. lekarze nie mieli mi nic ciekawego do powiedzenia a ja tego po prostu nie chciałam i tak się zaczęło. wiele razy wątpiłam i dziś też mi się to zdarza ale to jak z lękiem jeśli robię coś ważnego i nie myślę o tym i nie czuję respektu przed sobą samą to znaczy że nie mam z soba kontaktu a takie działanie nie jest nic warte. jeśli wątpicie to świetnie. nie przestawajcie i nie przestawajcie też szukać odpowiedzi. każdego dnia wstaję, patrzę na niebo i pamiętam jak było kiedyś. robię kawę, drapię za uchem psa i wszystko jest inaczej. teraz też mam taki czas że dużo myślę o tym co się dzieje ze mną i wokół mnie. gotuję gulasz z kapustą, w całej kuchni pachnie i wiem że tego chcę przez resztę mojego życia. spokoju. równowagi. miłości, również tej własnej. uśmiechu i pewności że tak właśnie bedzie czego i wam wszystkim życzę. Pozdrownienia!!!!!!!!!!!!!!
jeśli macie ochotę coś do mnie skrobnąć to proszę pod adres: mailo2@op.pl
data: 2004.07.10
autor: karolina
Oprócz wielku aspektów żywienia zrównoważonego zauważam też, nazwijmy to, aspekt towarzyski. Wiele osób uznawszy, że coś z nami (moją rodziną) nie tak, odsunęło się od nas. Jakiś czas temu bolało mnie to, że tak naprawdę, to ludzie często lubią jak się jest do nich podobnym, inność postrzegana jest jako negatyw. Teraz mam spokój, tym bardziej nie zamierzam zmieniać tej "inności" w "takąsamość", bo to jest to co ma być. Jest miejsce na nowych ludzi, a i większą wartość mają też dla mnie ci, którzy zostali z "nowymi" nami. Oczywiście miarą tych co zostali i co przybywają jako nowi nie jest wcale to, że wyznają zasady Porządku. Nie wszyscy gotują wg p.Ani, ale mają pełną akceptację dla tego, w co wierzymy i co robimy. Lubią i cenią nas za nas samych, bez względu na to, co i jak jemy. To jest też jakby tą "psychiczną" konsekwencją żywienia zrównoważonego, a propos tego, co ktoś już wcześniej tu na forum wspomniał. Nieco większy dystans do ludzi i świata. Ale dystans zdrowy. Z pewnej odległości więcej i często znacznie dokładniej widać.
data: 2004.07.05
autor: Agnieszka
Od roku stosuję "zrównoważoną kuchnię". Jestem zachwycona jej rezultatami nie tylko fizycznymi ale przede wszystkim psychicznymi. Czuję się spokojniejsza przestałam gonić za idiotycznymi dietami cud i tym podobnymi nowinkami. Kuchnia ta podoba sie nawet mojej 10 letniej córeczce. Chciałabym bardzo podziękować Pani Ani za jej cudowne książki. Czekam z niecierpliwością na następne.
data: 2004.07.02
autor: Izabela Szamałek z Gdyni
Jednym z fajniejszych aspektów wyznawania tej filozofii jest absolutny brak chęci próbowania kolejnej "cudownej diety" czy podejścia do życia - wszyscy wiemy, że "to jest to" i już. Jesteśmy niepodatni na wszystkie super nowinki z dziesiątków różnych pism i książek. Wcale nie dlatego, że jesteśmy tacy twardogłowi, ale dlatego, że ten sposób myślenia SPRAWDZA SIĘ W PRAKTYCE. I to jest naprawdę piękne. Wielkie pozdrowienia dla wszystkich Zrównoważonych!
data: 2004.06.25
autor: Jagoda
Witam po krótkiej przerwie, ale widzę ze wszyscy "pauzowali" ponieważ listow jak na lekarstwo, przyznam się ze spodziewałam się tłoku, ale wierzę ze wszyscy zrównowazeni z calej Polski napiszą, bo przecież to nie wstyd pisać o swoich uczuciach, wrażeniach po zjedzeniu "kartoflanki". Pani Ania pyta czym są dla mnie jej ksiązki. Kiedy je kupilam, a bylo to przed swiętami Bozego narodzenia wyrywkowo przeczytalam parę rozdziałow, zdań pomyślalam "co ta Kobita wypisuje?" mam nie jeść pomarańczy?, pomidorów? sałaty? - odlozylam ksiązki na pólke. "Dochodzilam" do nich pewnie z miesiąc, az zdecydowałam się z czystej babskiej ciekawości ugotowaćjakąś potrawę, smakowało, potem następną i tak to się zaczęlo, poprostu wszystko bylo bardzo smaczne, wcale nie ostre, nawet mój mąż jarosz zjadl rosół na wołowinie!
Zaczęlam czytać nie bardzo rozumialam o co chodzi, ale do oporu czytalam, zresztą czytam je ciągle, zawsze znajduję w nich coś innego, nie wiem na czym ta magia polega, ale pewnie moja świadomość staje się inna. Znajduję w tych książkach odpowiedz na wiele moich problemów /kto ich nie ma/, Po pierwszych warsztatach w Poznaniu wiedziałam, ze to jest to, samo spotkanie z P. Hanią bylo dla mnie B. wazne, poznalam fantastyczną otwartą na ludzi osobę, konkretną do bólu i co najwazniejsze nie poklepujacą ludzi po plecach, zmuszającą do myślenia, do dzialania, do walki o kazdy dzień swojego zycia z uśmiechem, radością. Różnie to bywa z tą radością, ale uczę się, codziennie doświadczam i wiem napewno ze te małe grzeszki jedzeniowe powodują spadek energii, gorsze samopoczucie. Nie miewam już "dołów", pozbywam się strachu uczę się szanować samą siebie, bo wierzę ze że mam prawo być szczęsliwa, tego nauczyły mnie książki P.Hani i sama autorka. Czytam je jak tylko mam czas, potrzebę, zabieram je wszędzie, nie potrzebuję juz "ściągi" przy gotowaniu, ale lubię je mieć przy sobie, to nic ze poplamione marchewką, buraczkami, posklejane, zawsze je mam. Wierzcie mi to nie jest sugestia, to wszystko dzieje sie naprawdę, tylko trzeba nauczyć się to zauwazać, wiem ze jest Porządek, to wszystko działa, wystarczy popatrzeć dokola siebie, ale tego musi doświadczyć kazdy na własnej "skórze" i oto wlasnie chodzi!!Pozdrawiam Wszystkich.
data: 2004.06.25
autor: Jola
do jakich mięs zaliczyć strusia
data: 2007.12.28
autor: Irena
Witam serdecznie Wszystkich "zrównowazonych", bardzo się cieszę, ze mamy już wiecej listów, tak pieknie piszecie Panstwo o swoich doswiadczeniach, wiec ja też napiszę. Z Panią Anią zetknela mnie "opatrzność", wtedy myślalam "przypadek", szukałam pomocy dla mojego meża, ktory to tak się "zdrowo " odzywiał / przez 11 lat był jaroszem /, ze az dostał potęznego zawału, a następnie bardzo powaznej choroby nerek. Gdzieś podswiadomie wiedziałam, ze to coś nie jest w porzadku, ze czlowiek, który jada same "zdrowe" surówki, pije wodę, jada prawie beztłuszczowo, tylko ryby /chude/ soję itp, tak powaznie choruje! Nie bedę pisać jak dotarłam do P. Hani, bo to dluga historia, ale bede jej do końca zycia wdzieczna, ze jednym zdaniem potrafila spowodować ze moj mąż zaczął jeść mięso / zadna sila nie działala na niego /.
Jemy w/g zasady oboje, jeśli zdarzy sie "grzeszek" wiemy czym sie ratować, od roku Jacek nie miał ataku nerki, a Pan kardiolog kazał się zglosić do kontroli za pół roku / poprzednio groziła męzowi operacja/bajbasy/. Codziennie doświadczam nowego, uczę sie, nie boję się zycia, niestety z powodu czestych wyjazdów służbowych mam problemy z jedzeniem, ale wiem ze to własnie jedzenie jest powodem mojego złego samopoczucia, zlości, rozdraznienia, niskiej energii. Dziekuje za dar świadomości!
Kasi mogę zaproponować picie wody z miodem i imbirem, ja też mialam problem z herbatą z lukrecją, teraz już mniejszy.
Moze macie jakis fajny "swój" przepis na fajną zupę lub danie. Napiszcie. Pozdrawiam wszystkich serdecznie, Pani Haniu uklony!Bez porannej naszej kawy nie da się żyć!
data: 2004.06.14
autor: Jola z Bytomia
Pare dni temu wyrazilem swoja opinie apropo jedzenia. Tak to dla ciala, a co z dusza? Czy przemiany fizyczne ida w parze z przemianami naszej psychiki?
Owszem, zauwazylem kilka spraw pozytywnych ale czy one sa spowodowane jedzeniem czy lektura, moze doswiadczeniem, a moze przemysleniami lub programowaniem sie. Jezeli masz podobne pytania lub juz odpowiedzi i zechcialbys sie, zechcialabys sie podzielic, moze wytlumaczyc to prosze daj znac na gg1337379
data: 2004.06.14
autor: Bernard
No a ja bede kolejna osoba ktora powie tak jedzeniu zgodnie z zasadami podanymi w ksiazkach pani ani. Taka jestem szczesliwa. Tak czytalam juz rozne ksiazki, bo chcialam sie zdrowo odzywiac. Przez pewien czas stosowalam zalecenia pana Tombaka, och ile ja sokow wypilam a wody mineralnej, to mozna bylo mierzyc juz w litrach. Albo jogurty na sniadanie. Tak ci ktorzy juz wiedza jak to jest z tym co takie "zdrowe" poczuli pewnie razem ze mna ulge. Ja pokochalam siebie, swoje cialo ta moja opoke. Ciesze sie ze opatrznosc sprawila ze ksiazka trafila w moje rece, 2 ksiazki. Zaczelam gotowac zgodnie z przepisami w moich "bibliach". Jestem studentka wiec ostatnio wszyscy moi znajomi chcac nie chcac testuja nowe przepisy. Dzis znajoma weszla i powiedziala ze chyba sie zakochalam. Nie...powiedzialam jej to energia z jedzenia. W koncu sie ciesze z tego ze jem ziemniaki, ze jestem Polka, zyje w takiej sferze klimatycznej a nie innej. Cudowne uczucie. I choc moga byc na poczatku chwile zwatpienia to warto byc wyprostowanym wsrod tych co na kolanach, jak Norwid mawial. I rzeczywiscie nagle tyle ludzi sie pojawia w kuchni, nagle taki spokoj i radosc. Zachecam wszystkich tych ktorzy zmeczeni juz tym pilnowaniem diety, jogortow, Boze!!!Badzmy szczesliwi wszyscy, bo tak tez mozna. Albo te kolory. Kupilam wielka pomaranczowa donice dla mojej paprotki. Jakby ktos chcial napisac do mnie przedyskutowac, podzielic sie swoimi doswiadczeniami to napiszcie, bo nie moge sie jakos przyzwyczaic do tej imbirowej herbaty ;-] kasia_pultusk@wp.pl
data: 2004.06.25
autor: Katarzyna Juchimiuk
Zaczęłam gotować według Pięciu Przemian i sama zdumiona zaczęłam się zmieniać. Domowe ognisko na nowo płonie, żywy ogień dają mu moje dłonie. Znikają cienie, chandry i smutki, to przyprawiania nowego skutki. Ważna jest moja praca kuchenna, tym bardziej cenna, że codzienna. Zaproszę bliskich sercu do stołu, niech ich raduje magia rosołu. Na drodze Przemian wszystko jest w porządku, dobrze mieć tę świadomość od samego początku.
data: 2004.06.07
autor: Irena
Czy miales problemy ze zdrowiem? A moze problemy z zyciem? Nie?To sie jeszcze nie spotkamy. Ale jezeli zle sie czules i chodziles od lekarza do lekarza a oni ci mowili b/z, a ty sie czujesz coraz gorzej i gorzej, to albo masz nadzieje i czekasz na w miare lekka smierc, albo nie masz nadziei i probujesz znalezc inne rozwiazanie. Jezeli nie uklada ci sie w zyciu z najblizszymi to idziesz do poradni zdrowia psychicznego i masz nadzieje ze psychiatra rozwiaze twoje problemy. Jezeli psychiatra ci nie pomogl to tracisz nadzieje i sam probujesz rozwiazac swoje problemy. Wtedy jest szansa ze sie spotkamy u anny. W obu przypadkach sprawy musisz wziasc w swoje rece. Nikt poza toba ich nie rozwiaze. I tak bylo w moim przypadku. Wreszcie trafilem na badania ktore potwierdzily ze kazdy organ pracuje 30 do 50% swoich mozliwosci, a jest to spowodowane brakiem jakis skladnikow. Czekala mnie perspektywa ze co miesiac do konca zycia bede zmuszony kupowac preparaty za 800 zl. Pierwszy raz kupilem za 400zl i szukalem dalej. Gdy bralem lekarstwa czulem sie dobrze. Gdy nie bralem czulem sie zle.
I tak trafilem do Centrum Anna - tu lekarstwem jest codzienne jedzenie. Zaczalem sie odzywiac w/g Anny i robilem badania. Moje organa zaczely przychodzic do normy. Po roku zaczely pracowac od 80 do 100% swoich mozliwosci.
data: 2004.06.14
autor: Bernard
Jakiś czas temu, kiedy zaczynałam wywracać wszystko do góry nogami wg zasad Pani Ani, bałam się co powiedzą o mnie inni i wstydziłam się tego, że np. daję moim dzieciom jakąś paskudną herbatkę, której one nie znoszą, a inne w tym czasie piją pyszne soczki, wciskam im co rano okropnie wyglądającą owsiankę zamiast smacznej chrupiącej bułeczki z zółtym serkiem i pomidorkiem, którą konsumują inne szczęśliwe dzieci. Czułam, że muszę się wszystkim tłumaczyć, że moje dzieci z uwielbiających dotąd jeść (mówiono mi zawsze, że bardzo smacznie gotuję) stały się niejadkami i to dlatego, że zmieniłam coś NA LEPSZE. Wszyscy naokoło pokpiwali, że co to za lepsze, skoro takie niedobre. Że niby skąd mam wiedzieć, że im to służy jeśli nic im nie jest i dotąd (zdaniem innych) nie było, a teraz nagle tego "pysznego, zrównoważonego" jedzenia nie chcą jeść. Nie umiałam im tego wyjaśnić. Czułam jedynie, że tak ma być i już. Nieustannie bałam się kolejnej rozmowy na ten temat i okazywania się po raz kolejny osobą nawiedzoną i niekompetentną w temacie. Okropne uczucie. W Swarzędzu, gdzie wówczas mieszkałam, czułam się jak wiedźma, która na wszystko stosuje czarcie żebro, odczynia egzorcyzmy i każe dzieciom - sadystka - pić palącą imbirówkę. A - co już w ogóle nie do pomyślenia - swojemu niemowlęciu daje zupki z CZOSNKIEM, CEBULĄ, KAPUSTĄ, SOLĄ, IMBIREM, KURKUMĄ, KOLENDRĄ i innymi rzeczami, od których przewróciłby się każdy zwykły pediatra i dietetyk. A nie daje kurczaczka w pomidorkach bez soli. Miałam ochotę zamknąć się w czterech ścianach i nikomu nie pokazywać na oczy. Dzieciom miałam ochotę zakleić oczy i uszy jak w tv leciały reklamy Danio, cukierków, Pij mleko - będziesz wielki itp. Zaczęło się żmudne tłumaczenie im, dlaczego mamusia mówiła niedawno, że to wszystko pyszne i zdrowe, a teraz nagle stało się "fuj ble ble" (cytat) i dlaczego synek sąsiadów - najlepszy ich kumpel - wszystko to je i jemu NIC NIE JEST po coli, lodach, czekoladzie itp. Sama jeszcze wtedy niedokładnie wiedziałam dlaczego mu nic nie jest i nawet byłam o to zła, bo powinien być chory i zasmarkany, na dodatek musiałam udawać, że jestem pewna tego co robię, że wszystko jest super i jeszcze się uśmiechać dla dodania im otuchy, choć miałam ochotę wyć jak zbity pies. W dodatku od różnych moich błędów, jak to na początku, ciągle mieli jakieś katary, a ten mały od sąsiadów przy takiej "ekstra" diecie, jak na złość, nic, zero. Okaz zdrowia. Byłam wówczas jednym wielkim kłębkiem nerwów i niepewności. O spokoju nie było mowy. On pojawił się poźniej. Piszę to jednak na pocieszenie dla tych wszystkich, którzy być może są jeszcze na etapie wielkiego strachu, jak żyć w otoczeniu tzw. normalnych ludzi, którzy uważają cię za jednostkę opętaną i jak wyjaśnić motywy swojego postępowania najbliższym, którzy mają do tego prawo. Ja po jakimś czasie przestałam się tłumaczyć innym, uznałam w końcu jakimś cudem, że to moja sprawa, dzieciom jak zdarta płyta wyjaśniałam, co im służy, a co nie i skąd ta wiedza się u mnie wzięła i dlaczego wcześniej jej nie miałam i co to znaczy, że inni jedzą niewłaściwie i nie chorują W DANYM MOMENCIE, ale że prędzej czy później ich dopadnie coś dużego, a nas najwyżej mały katarek czy kaszelek, który łatwo przegonić. I tak z czasem tym gadaniem przekonałam samą siebie, że nie ma się czego bać. To moje życie i nikomu nic do niego. Dzieci jakoś po swojemu to przyjęły. Przestałam się czuć dziwolągiem, zaczęłam się czuć indywidualnością. Nawet poczułam trochę dumy z faktu, że nie każdego byłoby stać na taką konsekwencję i determinację, żeby zmienić w życiu wszystko i jeszcze śmiać się z tego, co powiedzą o tym inni. Już mnie to nie rani. Robię swoje i jeśli komuś się to podoba, chętnie dzielę się swoją wiedzą, jeśli nie, nie namawiam i nie przekonuję. Odpuszczam. Nie czuję już strachu. Ten etap mam już za sobą i zrobiłam miejsce na następne. A dzieci polubiły nowe smaki i nie mam z nimi w tym względzie większych problemów. No i los zrządził, że w międzyczasie zmieniłam miejsce zamieszkania. I teraz nie mam już żadnych sąsiadów :)
data: 2004.06.05
autor: Agnieszka (ta sama co poprzednio)
Hej, Kochani! Gdzie jesteście?, dlaczego tak mało listów? Czekam na listy od kursantów ze Stawiska z lipca: Małgosi, Tomka z Krakowa i całej reszty, popatrzcie jaką mamy piękną możliwość pogadania, spotkania Pani Hani. Czekam - odezwijcie się! Pozdrawiam Wszystkich "zrównoważonych" z całej Polski
data: 2004.06.03
autor: Jola z Bytomia
Witam Pani Haniu, jak to dobrze że moge do Pani napisać, mam nadzieję pogadać z wieloma osobami, dla których spotkanie Pani na swojej drodze jest do dziś ogromnym wydarzeniem, ale dziś wiem również ze to nie przypadek. Dziękuję losowi za to spotkanie, jestem z siebie dumna za wytrwałość. Wiem, że jestem na dobrej drodze, mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia, zdarzają mi się jeszcze "ściskania" w żołądku, walczę ze strachem, ale wiem ze zwyciężę, --WIERZĘ--.
data: 2004.06.02
autor: Jola Grzeszkowiak z Jackiem i Felusiem
Jak to było, zanim wkroczyłam na tę ścieżkę? Dosyć ponuro, przede wszystkim dlatego, że nie potrafiłam zrozumieć, DLACZEGO w moim życiu działy się takie a nie inne sprawy, dlaczego nieudane małżeństwo, rozwód, dlaczego smutek i samotność. Potem, małymi krokami (które wydawały mi się co najmniej siedmiomilowe) zaczęłam rozumieć. Wreszcie odkryłam podstawową dla mnie prawdę o szczęściu. Nie przyszło z zewnątrz. Muszę dogrzebywać się go w samej sobie. Gdybym jednak nie zetknęła się z Anną, z jej spsobem myślenia i jej książkami, pewnie teraz byłabym daleko stąd - nieszczęśliwa, niespełniona i samotna.
Co do kuchni - czuję się jak czarodziejka, bo wszystko, co ugotuję, jest po prostu pyszne. Zadziwiłam wszystkich, ale najbardziej samą siebie, bo gotowania kiedyś po prostu nie cierpiałam (smak słonej zupy owocowej i naleśników z mąki ziemniaczanej były przez rodzinę długo wspominane).
Jednym słowem - to działa. Czarodziejstwo. Za które wdzięczna jestem do grobowej deski Autorce, jej książkom, a w gruncie rzeczy to po prostu w odpowiedzniej chwili zadziałała Opatrzność.
data: 2004.05.28
autor: Jagoda
O istneniu pani Ani dowiedziałam się pięć lat temu, z wywiadu, którego udzieliła dla gazety "Super linia". Miałam wdety niespełna 20 lat.Pamiętam ,że powiedziałam do siebie "TO JEST TO". Zaraz pobiegłam sobie kupić pierwszą książkę.Jednakże, to nie był jeszcze mój czas. Zachwyt gdzieś szybko uleciał, najbliżsi nie wykazywali zainteresowania moim odkryciem, czułam się bardzo osamotniona. Dalej trwałam w "starym". Książka trafiła na półkę mojej biblioteczki. Aż tu nagle, pewnego dnia wpadła mi znów w ręce, było to ponad dwa lata temu. Moja sytuacja życiowa była wtedy bardziej ustabilizowana, na studiach najgorsze minęło i ruszyłam " z kopyta".Przeczytałam drugą książkę, zapisałam się na jeden kurs, potem na drugi w Stawisku no i co najważniejsze przejęłam dowodzenie w kuchni w moim rodzinnym domu. Oczywiście dokuczające mi dolegliwości zdrowotne te drobne i te bardziej zawansowane zaczęły ustępować, czułam znaczną poprawę. Właściwie nie tylko ja bo i również wszyscy domownicy.
Dziś jestem radosną mężatką, mimo iż mój Ukochany nie do końca przestrzega wszystkich zasad żywienia wg pani Ciesielskiej. Ja również popełniam błędy, czasem też zgrzeszę jakimś ciasteczkiem, jednak mam tego świadomość, wiem że na następny dzień będzie mi trudniej wstać, będę ociężała lub będzie mnie boleć głowa i będę musiała ratować się imbirówką.
Wciąż się uczę. Czuję że jest to ciężka praca nad sobą, nad swoimi słabościami, nad sposobem życia, które przejęłam od rodziców. Dużo mi pomagają comiesięczne spotkania u pani Ani, wychodzę z nich bardziej podładowana. Wiem, że jest jeszcze dużo przede mną do zrobienia, nie zawsze jest łatwo, wielu patrzy na mnie jak na jakieś dziwadło. Jestem jednak przekonana w 100% że idę własciwą drogą i mam ochotę odkrywać, codziennie, cudowność Porządku. Dziękuję Bogu, że postawił na mojej drodze panią Anię i wszystkie mi bliskie osoby, które mnie wspierają.
data: 2004.05.20
autor: NATALKA
Siedzę w kuchni 5-u przemian po uszy od ponad 10-u lat, zaczęło się wszystko kiedy jeszcze byłam młodą studentką z nadszarpniętym zdrowiem, pełna bóli żołądkowych, katarów, kaszli, alergii i ciągłej nadwagi. Weszłam w TO ŻYWIENIE z nadzieją i wiarą że przestanę cierpieć, chorować, że coś się zmieni. Musiałam być sumienna i uczciwa ze sobą i swoim organizmem, jasne że zdarzały się skoki w bok i małe grzeszki, ale jaka frajda że w końcu mogę jeść dużo i nie tyć, pozwolić sobie czasem na ciacho które potulnie zaleję gotowana kawą z przyprawami, jak jest kolacja niezrównoważona u znajomych to w razie czego pomoże kilerka lub imbirówka. Nie mam juz tego stresu : a że niezdrowe, a że zaszkodzi, a że zaboli brzuszek lub pojawi sie katar. Wspaniała świadomość swobody i wewnetrznego luzu. To nic, że trzeba taszczyć termos z kawą lub z herbatą albo kanapki - kupiłam sobie pojemną torbę i nawet do kina jak trzeba biorę termos - bo akurat jest moja godzina na herbatkę. Nic mnie nie obchodzi co powiedzą inni, narzuciłam mój styl i jestem z tego dumna. Mam szczęście, że mój mężczyzna zaakceptował w miarę szybko tę kuchnię choć jest obcokrajowcem a synek w przedszkolu, choc ma dopiero 3,5 roku potrafi odmówić komuś cukierka bo wie, że to mu nie służy. Cuda. Do tego gotowanie stało się moją prawdziwą pasją choć byłam totalnym antytalentem kulinarnym. Wg 5-u przemian wszystko jest takie proste i smakowite. Ten list adresuję do wszystkich którzy jeszcze wątpią, którzy się wahają pomiędzy STARYM i NOWYM. Spróbujcie i idźcie do przodu bo warto. Czujemy się lepiej, nic nam nie dolega, zjedlismy dobry obiadek który nam nie zaszkodzi więc ładniej patrzymy na świat i ludzi wokół nas. Może to stwierdzenie jest naiwne ale coś w tym jest. Dziekuję Opatrzności że tak pokierowała moim zyciem bym wpadła w sieć filozofii 5-u przemian, nie mam zamiaru się z niej wyplątywać.
data: 2004.05.15
autor: MAGDA
Wszystko u mnie po zetknięciu z Pani książkami przebiegało wg schematu filmów Hitchcock'a: na początku było trzęsienie ziemi, a potem napięcie zaczęło wzrastać. Do tego czasu ciągle czegoś szukałam, wiecznie byłam niepewna, od 20-tu lat chorowałam na astmę lecząc się dziesiątkami specyfików, a tu nagle w ciągu miesiąca od zmiany stylu jedzenia i życia lekom powiedziałam Pa! - tak po prostu, choć ponoć byłam nieuleczalnie chora, skazana na ten tryb życia do grobowej deski. Ale nade wszystko ten SPOKÓJ, że moje życie wkroczyło na właściwą drogę już w tak młodym wieku, choć inni często umierają ze świadomością, iż jej nie znaleźli lub w ogóle bez świadomości istnienia takowej. Jestem Pani, Pani Aniu, wdzięczna, że już teraz potrafię nie żałować niczego z mojej zagmatwanej przeszłości, że w bieżących przeciwnościach losu widzę dla siebie znaki, czerpię z nich wiedzę i buduję mój wewnętrzny Porządek. Wiem, gdzie Go szukać. I wiem, że trzeba Go szanować, bo jak nie... Nauczyłam się też jak czerpać dla siebie fizycznie i duchowo ze zmienności pór roku, jak analizować swoje (bardzo liczne) błędy i jak wykorzeniać z siebie błędy moich rodziców, nie mówiąc o tym jak nie uczynić z własnych dzieci najnieszczęśliwszych ludzi świata. Mam dalej wymieniać? Lista byłaby dłuuuuuga. Podsumuję to w ten sposób: dwa lata temu uwierzyłam Pani, że Porządek jest. A teraz juz WIEM, że jest. Dziękuję za wszystko...
data: 2004.05.18
autor: Agnieszka Matysiak
Witam serdecznie Pani Aniu! Niezmiernie się cieszę,że nasze drogi nałożyły się ponad dwa lata temu.Spotkanie z Twoimi Prawdami było dla mnie bardzo inspirujące,pozwoliło spojrzeć inaczej na siebie,na innych,na nasz kosmos.I tak jak kometa przemierza jej tylko pisane otchłanie,tak ja,po złowieniu ważnych dla mnie przesłań,mogę dalej podążyć swoim kursem.Wszystko,co dzieje się wokół nas,ma konkretny cel,i spotkanie Ciebie pozwoliło mi na otwarcie oczu i duszy na Piękno i Porządek naszego Świata.Pozdrawiam Cię z całego serca,życzę dużo Światła i Mądrych Ludzi na Twej drodze.
data: 2004.05.21
autor: Przemek Cuske