Luz blues… ciąg dalszy rozważań – a w tle czarna rzepa czeka

 

Co zauważyłam ostatnio? Otóż nasza emocjonalność (u wszystkich!) jest inna. Jest cienka, szklista, nadwrażliwa, jest tuż, tuż, wystarczy okruszek i jest gotowa bić się, bronić, pyskować. Da się powściągać, ale musimy o tym pamiętać, stale. I to nas irytuje. Bo się staramy, dyscyplinujemy, a tu d..pa, znowu coś. A to boli głowa, a to boli  gardło, znów kaszel, wzdęcie, źle się czuję, wysiadły korzonki, jakaś wysypka!

Tak, to są skutki naszych nabzdyczeń z byle powodów. Dolegliwości większych i mniejszych z tego powodu jest sporo, opowiadacie o nich zniecierpliwieni. Sprawdzacie jedzenie po wielokroć, zapewniacie, że ciepłe gacie i skarpetki były, więc w czym rzecz? A no w tym, że zapominamy, że walą w nas pociski (jak z kałasznikowa) naszych emocjonalnych myśli, reakcji, zachowań, dając niezłą zadymę, wyzerowując z energii.

Przerobiliśmy jedzenie, gotowanie. Potrafimy doskonale równoważyć, dosmakowywać, radzić sobie z codziennymi potrzebami i oczekiwaniami rodziny.Przerobiliśmy też zimno, jego skryte i niszczące działanie. Staramy się o nim pamiętać. Tak, nasza Kuchnia PP daje nam solidny fundament, na którym możemy budować swą nową świadomość, z mądrością i uwagą akceptując codzienność. Sami przyznacie, że jest nam łatwiej.

No i przyszła kolej na emocje, na poukładanie się z nimi – zrozumienie i zaakceptowanie – czyli ich zracjonalizowanie. Wówczas nasza podświadomość nie będzie przepastnym zbiornikiem bólu i cierpienia, lecz tajemną szkatułką wypełnioną wydarzeniami, które nas stworzyły takimi, jacy dziś jesteśmy a wspomnienia nie będą już dla nas mroczne.

W tym naszym przemienianiu (które już trwa!) pamiętajmy, czy jesteśmy jin, czy jang i właściwie zarządzajmy naszymi zasobami/darami/talentami :))  liczę na Was!!

Kochani, o rzepie jutro, hej! Śpijcie dobrze :))