Zamiast wiosennego oczyszczania, radzę się wiosennie wzmocnić. Jeżeli uspokoiła się już około-dojowa zadyma – będąca skutkiem letniego, jesiennego, czy zimowo-świątecznego „zapomnienia”, jeżeli zastanawiacie się, co by tu zrobić lub zjeść, aby ten nasz „silnik” pracował miarowo i radośnie – proponuję gotować zupy. Wiem, że je gotujecie! Chodzi mi jednak o te z Filozofii smaku ; na jagnięcinie lub baraninie lub na wołowinie, z ciecierzycą i fasolą. Dają dobrego kopa, idealnie nawilżają, po prostu kłaniają się nerkom, likwidują opuchlizny.Koniecznie je gotujcie! Maluchom dacie posmakować, nastolatkom talerz na obiad.
Kochani, musicie być jednak bardzo rozważni, punktuję; – zupy muszą być na mięsie! – mocne doprawienie! – zjadamy, gdy jesteśmy głodni! – jest to danie całościowe, więc jedynie chleb, jako dodatek! -jeżeli macie wątpliwości, to mała porcyjka i parę godzin przerwy! – dobrze gryźć! – jeżeli macie niestrawność to sobie podarujcie, ratujcie się imbirówką! – zupa raz dziennie wystarczy!
Proponuję; – zupa fasolowy garnek – dodać jedną puszkę fasoli więcej, ale zmiksowaną, dodać więcej ziemniaków, cytrynę dopiero po ziemniakach, gdy będą miękkie, no i dobrze doprawić, zupa z soczewicą i ciecierzycą – dodać dwie marchewki i dwie pietruszki, cztery cebule ale pół puszki pomidorów, makaron zaś ugotujcie osobno i dodawajcie według uznania, podobnie z – zupą z czerwonej fasoli z kiełbasą, więcej cebuli a kiełbasa niekoniecznie.
Próbujcie, ale nic na siłę. Obserwujcie, zapisujcie. Raz na dwa tygodnie, aby starczyło na dwa dni.