Aktualny temat |
ARCHIWUM
| 2005.05.15 Lato | Skończył się trudny okres dojo (18 dni), czas zastojów, nadmiernej aktywności żołądka, śledziony i trzustki. Niedobrze w tym czasie było zjadać nowalijki, kwaśne zupy, słodycze, nadmiar mięsa. Byliśmy ociężali, senni, drażliwi. Było, minęło.
Wbrew temu, co jest ogólnie przyjętym zwyczajem, starajmy się jeść nadal mądrze, a znaczy to, że gotujemy rosoły, z nowalijek jemy tylko szczypior, ewentualnie szparagi, młodą kapustę duszoną z czosnkiem i pomidorami, od czasu do czasu szpinak, duszone kabaczki, bakłażany, papryka, zielona pietruszka i koperek do zup. Pozwalamy sobie już na młode ziemniaki i niewiele rzodkiewek. Przypominam, że ładujemy nasze jang – ogień. Wspomagamy krążenie, jelita i serce. Pomogą nam w tym tylko potrawy gotowane na ogniu, zrównoważone, do których dodajemy więcej niż zimą warzyw. Ograniczamy (nie jemy) wieprzowinę, kurczaki i wędliny. We właściwym budowaniu naszego jang i jednocześnie jin zawsze nam przeszkodzi spożywanie lodów, soków, wody, owoców, surówek, jogurtów itd. Wiemy, o co chodzi.
Odbyło się kolejne spotkanie czwartkowe, na którym rozmawialiśmy o przyczynach powstawania nowotworów (zawilgocenie organizmu i zastoje, niedobór energii jang) oraz epilepsji. Jest pewne, że przyczyną jednej i drugiej choroby jest pożywienie kwaśne, zimne i surowe, co stwarza sprzyjające im podłoże. Walka z samą chorobą bez zmiany stylu życia i sposobu odżywiania jest oznaką braku szacunku dla własnego ciała i życia. Traktujemy wówczas nasz organizm instrumentalnie, nie wchodząc w niezbędny kontakt z własnym ciałem i intuicją. Usunięcie samej dolegliwości daje nam wątpliwy spokój, gdyż wiemy, że choroba w każdej chwili może wrócić, a my nie będziemy wiedzieli, dlaczego.
Pamiętajmy, że są dwa światy – nasz, czyli odmiennej, otwartej świadomości, porzucenia stereotypów i schematów myślowych, świat, w którym nie ma lęku przed temperaturą, przed bólem, bo wiemy, jakie są ich przyczyny. Ale jest też świat starej świadomości (naszej – przed przebudzeniem), trzymania się przyzwyczajeń, obawa przed opinią publiczną, lęk przed stratą. Dlatego nie dyskutujmy, nie radźmy się, nie dzielmy się naszymi problemami z osobami o odmiennej świadomości. Akceptujmy je, bądźmy dla nich serdeczni, ale szanujmy własny „kawałek podłogi”.
Oczekuję od „naszych” stałej pielęgnacji intuicji, uświadamiania sobie pierwszych skojarzeń, pierwszych myśli, pierwszych reakcji w momencie, gdy pojawia się problem, choroba, konflikt w rodzinie, jak również w codziennych wyborach. Ważna jest ta pierwsza myśl, ale również analiza i dociekanie przyczyn, strat i zysków. Kochani, życie jest dla inteligentnych, pretensje o to proszę kierować do Stwórcy.
Pozdrawiam Was serdecznie. Anna Ciesielska | | Pani Małgosiu, bardzo się cieszę, że poruszyła Pani ten ważny temat. To, co proponuje Bert Hellinger, jest pierwszym krokiem do procesu zrozumienia, po co przyszliśmy na świat. My wiemy, że nasza decyzja o urodzeniu się w danej rodzinie nie jest przypadkowa, lecz związana z naszą karmą (prawo przyczyny i skutku). Na kursach i spotkaniach tłumaczę, że pierwszą i najważniejszą sprawą w zrozumieniu naszego zadania na ziemi, jest zaakceptowanie miejsca, w którym żyjemy i ludzi, którzy nas otaczają. Wiem, że jest to bardzo trudne, ponieważ kiedy próbujemy to zrobić, budzą się w nas różne, często bardzo negatywne emocje, nawet w stosunku do najbliższych osób. Samo uświadomienie sobie potrzeby akceptacji już czyni cuda, które są drogowskazem, gdyż idziemy po omacku, wszak otrzymaliśmy w chwili urodzin dar zapomnienia. Każda nasza pozytywna przemiana wzbogaca nas w energię, którą emanujemy, jednocześnie „łagodząc obyczaje” otoczenia. Pani Małgosiu, może to niedowierzanie brało się stąd, że Pani świadomość nie była jeszcze wówczas przygotowana na tak głębokie przeobrażanie – wszak wychowywano nas w pewnych stereotypach i schematach. Tak jak wspomniałam, samo uświadomienie sobie i zaakceptowanie tych zadań już wyzwala proces ewolucji. To ciekawy temat, czekam na Wasze opinie. Pozdrawiam Anna Ciesielska. PS. Czy wiecie, że kawa teraz bardzo smakuje? Mamy czas ognia.... data: 2005.06.05 autor: Anna Ciesielska | | Kochana pani Aniu!Piszę tak poufale ale tak odczuwam zwłaszcza po otrzymaniu Pani odpowiedzi :"wspierająca obecność z daleka".Trudno mi iść ,jeszcze ciągle częściowo po omacku,lecz mam nadzieję,że z mojej drogi nie zejdę i nie zbłądzę.Zawsze uważałam siebie za osobę poszukującą,teraz po przeczytaniu Pani książek,po około półrocznym stosowaniu zawartych w nich zasad zgodnych z Porządkiem mam nareszcie siłę(przede wszystkim fizyczną!)aby szukać,podążać,zmieniać i cieszyć każdym dniem,odczuciem i spotkaniem.A zaczęło sie naprawdę od gotowania...Kawa jest pyszna! Podczas ostatnich upałów wróciłam do zbożowej i ze współczuciem obserwowałam bliźnich bezskutecznie zalewających się litrami zimnej wody mineralnej...ale cóż, skoro kawa zbożowa jest niedobra... data: 2005.06.05 autor: Gosia z Zielonej Góry | | Pani Anno!Kiedy na kursie II stopnia w styczniu słuchałam(przyznam,że z niedowierzaniem)o tym,co musimy"przerobić" w obecnych i tych z dalekiej przeszłości relacjach z rodziną-nie mogłam ogarnąc,zaakceptować prawd,które usiłowała nam Pani przekazać.Przed kikoma dniami trafiłam na artykuł o teorii Berta Hellingera,który niezwykle mnie zainteresował.Teraz jestem na etapie zgłębiania.Zachęcam wszystkich naszych forumowiczów-poczytajcie!Jest stronka http://www.hellinger.pl albo wpisać w Google.Serdeczne pozdrowienia. data: 2005.05.26 autor: Gosia z Zielonej Góry | | Teraz o wiele latwiej jest zrozumieć innych ludzi, którzy dość często postępuja nielogicznie. Są to nawet ludzie wysoce wyksztalceni, którym udaje się czasami uciec pewnemu życiowemu porządkowi. Ale generalnie nie przepadamy za zmianami, poczynając od żywienia, aż do stylu życia. Zakrzepliśmi w jakimś żalu, poczuciu niespelnienia, to takie polskie. Wiem,że wprowadzenie jakichkolwiek innowacji w żywieniu w mojej rodzinie bylo stoczeniem prawdziwej walki, ale oplacalo się, czuje się zdrowsza, a oni tkwią niezmiennie, pod pozorem obrony tradycji. Jestem wdzięczna moim dolegliwością zdrowotnym oraz perypetią życiowym, że moglam odkryć siebie, moje potrzeby żywieniowe, zakończyć wiekszość cierpienia. Życzę, aby z kuchnią zrównoważoną też wam się wszystko udalo. Pozdrowionko! data: 2005.05.16 autor: Ewa ze Szczecina | | co moge jesc zeby zdrowo sie odżywiac i bezpiecznie zeby nie wpasc w anemie bardzo mi to jest potrzebne data: 2007.12.28 autor: magdalena | | Witam.
Trochę mało chłopa w tym Forum dobrego jedzonka się ujawnia.Myślę ,że my chłopaki bardziej materialnie zalatani chowamy sie za kotarą obowiązków i świętego spokoju.Ale bez nas a zwłaszcza małzonka P.Anny Pana Kazika nie tak dynamicznie rozwijałoby się one forum.My też poczuliśmy oddech wiosny i zaraz zabraliśmy się do nowego zorganizowania się aby dynamika mogła udzielić się szerszemu otoczeniu.Zauważamy ,że już sam schabowy jest nudny o tej porze roku i należy stosować szersze spektrum zabiegów uszlachetniających ciało i ducha.Do biesiad czasu jeszcze sporo zatem cała nasza energia skupia się w działaniu którego owoce dojżewać będą w cieple lata i lenistwie cielska wygrzewanego na bardzo nasłonecznionych zboczach w otoczeniu wszechobecnego Jing-Jang.Piszecie Panie o duszy a ciało w swej codzienności jeśli już zostało właściwie przebudzone , w regule 5 przemian znajduje esensję ukojenia . Ukojenie pozyskuje tym większe im bardziej starannie potrafimy stosować zasady 5 przemian w szarej codzienności.Niegroźna nam jest wtedy perspektywa spedzania czasu ze zwykłymi niewolnikami reklam telewizyjnych czy dość pokrewnie wyglądających wielbicieli innych kultur żywieniowych jak chociażby Optymalni gdzie ja osobiście dopatruję się bardzo wielu zbieżnych pierwiastków zwłaszcza w okresie o nazwie zima.Ale ten okres już za nami wobec tego polecam wszystkim zainteresowanym mały rachunek sumienia : co straciliśmy , a co zyskaliśmy po przeżyciu kolejnego kwartału w naszym doczesnym życiu.Mam na myśli wyłącznie rachunki błędów żywieniowych które zaowocują w ciagu najbliższych 3 potem 6 potem 9 a potem 12 miesięcy.W okresie wiosny zwłaszcza tak zimnej jak obecna doceniłbym ciągłość strategii z zimy bo sama wewnętrzna przemiana w ustroju może okazać się za słaba i być przyczyną chorób wynikajacych z nadaktywności śledziony i doprowadzić paradoksalnie do wychłodzenia organizmu.Doceniamy nadal role nerek a jak nie to z pokorą bedziemy musieli szukać schronienia w cieple otoczenia a to oznacza ciepłe kraje lub pierzynę.Na koniec polecam wiarę w siebie i znaczący wzrost optymizmu bo wiosną one w nas spontanicznie narastają.Pozytywny strumień myślenia wymaga jedynie skierowania go na podatny grunt a owoce oraz satysfakcja są gwarantowane. Może to dziwny list ale mimo wszystko od uczestnika szkoły P.Anny i z życzliwości do czwartkowego Towarzystwa .Proszę o wybranie z moich myśli tylko przydatnych porad a inne zignorować. data: 2005.04.16 autor: Adam 15-04-2005 | | Nawiązując trochę po wypowiedzi Jagody do choroby i śmierci naszego Papieża, to chce tylko powiedzieć że szkoda że w tak bezsensowny sposób zmarnowano człowieka który mógł sobie jescze troche pożyć. Miał przecież swego czasu taki potencjał sił, był wysportowany, aktywny. A 84 lata to nie jest jeszcze taka straszna starość.Będąc w Polsce w lutym usłyszałam raz w wiadomościach że po kolejnej jakieś operacji podano mu na śniadanie biszkopta i jogurt (!!!!!). Jak czlowiek - rekonwalescent ma sie wygrzebać z choroby i nabrac sił po takim *posiłku* ????. Nie wspominając o antybiotykach którymi faszerowano go na końcu. Naprawdę szkoda że dobra Bozia nie podsunęła mu pod nos Filozofii i nie postawiła na jego drodze Pani Ani...widać nie było mu to dane.Tylko czy chciałby z tej wiedzy korzystać ? Co do wypowiedzi Jagody, którą pozdrawiam serdecznie, to chce powiedzieć że ja jestem za kultem młodości, ale takim normalnym bez botoxu i innych naciągaczy skóry. Chce jak najdłużej wyglądać młodo i świeżo i byc dumna z tego że mimo moich 35 lat nikt mi ich nie daje i uważa mnie za 28-letnią pannicę. Fakt, mogą byc uwarunkowania genetyczne ale ja swoje wiem - nie ma to jak imbirówka, czosneczek, zupki i inne cuda 5-u przemian.I wiem że jeszcze troche na tym ludzkim padole pobedę w zdrowiu, sile i co najwazniejsze: nie będę balastem dla moich dzieci, wymagajacym opieki i wsparcia bom stara i niedołężna. Czego też innym z całego serca życzę. data: 2005.04.10 autor: Magda. Francja | | Smierć Papieża zabolała i poruszyła. Spowodowała wiele dyskusji - sensownych i mniej sensownych. Tematem, który mnie uderzył jakos szczególniej (i myślę, że to jeszcze jeden stereotyp) - jest kult młodości. Wszyscy (prawie wszyscy?) dajemy się uwieść temu, by bić pokłony młodemu wyglądowi, brakowi zmarszczek pod oczami, by dawać sobie mniej lat niż mamy i mieć dobry dzień tylko dlatego, że ktoś powiedział, że "nie wyglądamy na tyle". Tymczasem - to niewolnictwo, kolejna odmiana zależności. Z poglądami Papieża niezupełnie się zgadzam, nie całą Jego naukę chcę wchłonąć, ale chylę czoło przed nim, gdy myślę, jak godnie przyjmował ograniczenia wynikające z wieku i że nigdy nie chciał sprawiać wrażenia, że jest kimś innym, kimś młodszym i bardziej dziarskim niż w rzeczywistości. I tak sobie myślę - co się stanie, jeśli nie będę tuszować zmarszczek pod oczyma i przyznawać się bez wstydu, że mam określoną ilość lat?? Nic. Będę bardziej wolna. I tyle. data: 2005.04.07 autor: Jagoda | | P.S. Oczywiście mogłabym wszystkie wypowiedzi tego autora skomentować, ale sądzę że każdy mój uważny Czytelnik, potrafi zrobić to sam... Spróbujcie! data: 2007.12.28 autor: | | Moje zdanie na temat artykułu, które Panie poleciły: jestem za! Autor jest mężczyzną świadomym, posiada wielką intuicję. Przedstawia sprawy bardzo logiczie i właściwie. Co nas różni to to, że ja swoje rozważania oparłam na Porządku Natury (jin-jang i Reguła Pięciu Przemian), który jest niezmienny i który daje nam właściwą wolność. Podstawą jest uwalnianie się od schematów żywieniowych, przyzwyczajeń, wzorców religijnych, rodzinnych, kulturowych, bądź naukowych - od bycia "trendy". Porzućmy konformizm! Przestańmy bać się własnego zdania i własnych wyborów. Życzę Wam wszystkim bardzo wesołych i bardzo ciepłych Świąt! Bawcie sę dobrze!
P.S. Oczywiście mogłabym wszystkie wypowiedzi tego autora skomentować, ale sądzę że każdy mój uważny Czytelnik, potrafi zrobić to sam... Spróbujcie! data: 2005.03.25 autor: Anna Ciesielska | | Pani Aniu, ten adres do artukułu - sprawdziłam - to
http://tygodnikforum.onet.pl/1220784,0,8640,,1,artykul.html
Można by podać dalej, bo tamten, podany przez p.Gosię, nie działa. Artukuł, a właściwie wywiad wart przeczytania. Ja też jestem ciekawa Pani zdania, choć właściwie chyba je znam... Pozdrawiam ciepło - Agnieszka (to niekoniecznie tekst na forum, raczej forma pozakulisowej korespondencji) ;-) data: 2007.12.28 autor: | | Właściwy adres do tekstu to:
http://tygodnikforum.onet.pl/1220784,0,8640,,1,artykul.html -
Dziękujemy Pani Agnieszce za sprostowanie :) data: 2005.03.24 autor: | | Chciałaby ,wraz z serdecznymi pozdrowieniami,przesłać Pani,Pani Aniu i wszystkim zainteresowanym link do moim zdaniem niezwykle interesującego artykułu,który będzie do poczytania w sieci do 21-04-2005.Myślę ,że osobom,które nie znają zasad zdrowej"naszej"kuchni zawarte w nim treści mogą wydawać się niezwykle szokujące ale dla nas-to przysłowiowa woda na młyn!Oby jak najwięcej ludzi zaczynało normalnie,samodzielnie myśleć i nie poddawało się herezjom pseudu-specjalistów od żywienia!Jestem niezwykle ciekawa Pani opinii o tekście.Pozdrawiam jeszcze raz,również świątecznie.Link do strony to :tygodnikforum.onet.pl/polecam.html?a=1&r=06692e718c8b36baf41d80570424855a9 data: 2005.03.22 autor: Gosia z Zielonej Góry | | Wszystkim zainteresowanym wiedzą nt.zdrowego odżywiania polecam artykuł w tyg.FORUM /dostepny również na http://www.onet.pl/ wywiad pt "Gdzie brzuch ma rozum"
Ciekawa jestem opinii p.Anny nt.złych skutków jedzenia ziarna czyli np.pełnoziarnistego chleba.....Problem jest w tym,że tudno laikowi wyrobić sobie pogląd nt.wartości naukowej /czyli popartej wiedzą z dziedziny fizjologii, chemii itd/ różnych stwierdzeń wzajemnie się wykluczających /makrobiotyka vrs opinie z tegoż wywiadu/. No chyba,że nie chodzi o rzetelną wiedzą tylko wiarę a tutaj już trudno dyskutować racjonalnie, pozostaje ufać,że organizm okaże się mądrzejszy od rozumu....Pozdrawiam data: 2005.03.22 autor: Teresa | | Czytam ostatnio bardzo ciekawą książkę Kena Wilbera pt. "Niepodzielone", w której sporo jest mowy o ludzkiej świadomości i, oczywiście w dużym uproszczeniu, o tym, jak bardzo nasza, szczególnie tzw. zachodnia świadomość, jest egocentryczna i obłożona licznymi granicami. Jak bardzo przeszkadza nam czuć, że jesteśmy światem i kosmosem, a świat i kosmos są nami. Że prawa natury to nasze prawa. W miarę czytania nasuwa mi się refleksja (abstrahując od bardzo naukowego podejścia autora książki) jak bardzo prawdziwa jest, lansowana przez Panią Anię, droga poskramiania ego i szukania tej tzw. jedynej świadomości, która prowadzi do przekonania, że wszelkie granice są wytworem ludzkiej jaźni i chcąc zrozumieć świat i osiągnąć z nim jedność, wystarczy zrozumieć i dotrzeć do samego siebie. data: 2005.03.20 autor: Agnieszka | | Znowu coś o zrywaniu schematów, ku pokrzepieniu serc - własnego i tych, którzy się z tym również zmagają. W pierwszej chwili po zrobieniu pierwszego kroku (np. odważnej i szczerej wypowiedzi w stosunku do kogoś, kogo się dotychczas bałam urazić z jakichś względów) ogarnia panika, niebotyczny stres, niemalże palpitacje serca (tak że bez lampki koniaku nie da rady...), wyrzuty sumienia, chęć odszczekania wszystkiego, a potem wszechogarniający spokój, cisza, błogostan. Poszarpie jeszcze parę dni, po czym znowu spokój. Tym razem już na dobre. Mało tego, ulga i poczucie przyjemności. I okazuje się, że nie było się czego bać. Tak wygląda u mnie procedura rozprawiania się z mniejszymi schematami. Milion większych jeszcze przede mną. Doświadczeń z tymi na razie brak. data: 2005.03.20 autor: Agnieszka | | Witam , z ogromnym zainteresowaniem przeczytalam Agnieszko/mam nadzieję że mogę się tak do Ciebie zwracać/Twój list, zresztą zawsze wszystkie listy czytam z ciekawością, a przyznam że szczególnie Twoje. Uświadamiają mi one że jestem na dobrej drodze, ale mam swiadomość jak dużo pracy mam przed sobą nad sobą. Bardzo żałuję,że praca i duża odległość nie pozwalają mi uczestniczyć w czwartkowych spotkaniach, już czuję ich magię,brakuje mi tego "doładowania", toteż czerpię z Waszych listów, a Twoje Agnieszko są takie energetyczne jak nasza poranna kawa/kocham tą kawę/.Zdalam sobie sprawę że moja droga do wolności jest jeszcze bardzo dluga,ale wiem że wyzwolę się z tych stereotypów, bo bardzo tego chcę.nie mam jeszcze tego luzu,ale sama swiadomośc celu jest bardzo motywująca. Na dzisiaj życie wystawia mnie na wielkie próby, moje Ego czai się w kąciku i tylko zaciera ręce żeby mi dokopać, ale pamietam co mówi P.Ania ,żeby go krótko za...Dziś wiem że to nowe BOLI, ale coraz mniej jest we mnie strachu, więcej ufności, ale wierzę,że kiedyś bez strachu sprzedam wszystkie owce i będę WOLNA, czyż ta swiadomośc nie jest już sukcesem? Pani Aniu JEST!!
A tak z innej beczki -strasznie tęsknię za zieloną trawą, za słońcem , Wy też?
Pozdrawiam data: 2005.03.17 autor: Jola | | Witam. Zaliczyliśmy kolejne czwartkowe spotkanie. Poruszyliśmy wiele tematów. Jednym z nich był problem "przegrzanej wątroby", tym razem u dziecka. Czy matka powinna karmić potrawami odświeżającymi - wychładzającymi? Otóż nie radzę tego. Taki stan jest skutkiem osłabienia i niedoczynności śledziony. Odpowiada ona za produkcję esencji (wilgoci). Tylko jej właściwe działanie może zrównoważyć wątrobę. Tak więc podawanie pożywienia wychładzającego może tylko pogorszyć ten stan. Niedoczynności śledziony sprzyja pożywienie niezrównoważone, nieregularne, kwaśne, surowe, zimne... Dziecko nie może przemarzać, żyć w stresie. Osłabiając śledzionę, stwarzamy bazę dla rozwoju wielu chorób. Zatem pilnujmy się. Pozdrawiam data: 2005.03.13 autor: Anna Ciesielska | | Na wstępie pozdrawiam gorąco wszystkie kursantki zaawansowane II stopnia +, że nie wspomnę, a może że wspomnę (tutaj oko do Pani Ani...) o Prowadzącej. Pani Ania prosi o wypowiadanie się na aktualny temat, więc powinnam coś w sprawie wiosny... A zatem - cieszę się, że już jest. To tyle o wiośnie, a reszta będzie z nią związana już tylko, a może aż - pośrednio. Ostatnio często chodzi mi po głowie hasło "od kartoflanki do duchowości". Dawniej brzmiało mi ono dość abstrakcyjnie, dzisiaj - bardzo konkretnie i prawdziwie. Stało się to i cały czas dzieje za sprawą zarówno kontaktów z wiedzą czerpaną od Pani Ani z czwartkowych spotkań i kursów oraz tzw. dnia codziennego, który dla owej wiedzy jest prawdziwym poligonem doświadczalnym - nie bójmy się tego słowa. Zaczęło się faktycznie od jedzenia, gotowania, równoważenia, pięciu smaków itp., a potem stopniowo, kiedy jedzenie stało się sprawą oczywistą i ciało poczuło, że dostało to, co dostać powinno, obudziła się zaspana dusza i powiedziała, że też chce coś dobrego. I że wreszcie ciało przestało jej truć, że jest ciągle chore i zmęczone, więc może teraz by coś i ona... Rzeczywiście, jakoś wcześniej nie miało się nawet ochoty, a nawet i możliwości wydostania się poza to ciało (nie w sensie dosłownym, rzecz jasna), bo ciągle ono miało jakiś problem. A zatem ta przysłowiowa kartoflanka dała strawę ciału, które - ukojone, otworzyło się na duchowość i potrzeby duszy.
Niesłychana jest głębia treści płynąca ze spotkań na kursach Pani Ani. Mottem ostatniego kursu, w którym miałam prawdziwe szczęście uczestniczyć, było uwalnianie się od schematów. Oprócz wielu innych kwestii, oczywiście. Te rzeczone schematy, to dobrze każdemu znane „wypada - nie wypada”, „muszę, bo tak moja babcia i mama robiły, „bo tak nakazuje religia”, „bo mąż i dzieci będą na mnie krzywo patrzyli”, „bo co powiedzą o mnie ludzie”, „bo przyjaciółka się na mnie obrazi”. To tylko wierzchołek wierzchołka góry lodowej. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Dla mnie było to kolejne już objawienie oczywistych prawd, z którymi żyję, a które dopiero teraz widzę. I od których mam coraz większą przyjemność stopniowo odchodzić. A to wszystko daje niesłychane poczucie wolności, nawet jeśli fizycznie nie ma jej się prawie wcale. A może szczególnie wtedy się ją tak mocno odczuwa, bo nietrudno jest być wolnym jak się może iść gdzie się chce, z kim się chce, kiedy się chce i za ile się chce. Wtedy też nie ma się do tego aż takiej motywacji. Droga do tego wiedzie mnie m.in. przez uwalnianie od siebie innych ludzi, dawanie im wolności. Własnemu dziecku, mężowi, teściowej - każdemu z bliższego i dalszego otoczenia. Nie, nie - oni nie mają sobie iść, gdzie ich oczy poniosą. Oni mają się czuć wolni będąc z nami - chcąc z nami być, nie - musząc z nami być. Akceptacja, to chyba coś na kształt tej wolności. Plus spokój, który ogarnia na myśl, że się człowiek nie boi jej braku od innych ludzi, bo się ma ją w sobie, cokolwiek się zdarzy. Plus szczypta luzu - w końcu nie zawsze się wszystko wszystkim musi udawać. Plus nieoceniony szczery uśmiech i poczucie humoru, które w niemalże każdej sytuacji pozwalają człowiekowi znaleźć stosowny dystans. Prosta zasada mówiąca, że nie wolno krzywdzić siebie i innych, dopiero teraz z ogromną wyrazistością zaczęła do mnie przemawiać. Do tej pory znaczyła dla mnie mniej więcej tyle, że nie można ani sobie ani nikomu wybić oka, teraz natomiast przemówiła w języku akceptacji: "nie wolno nie akceptować siebie i innych”.
Teraz każdy dzień dostarcza rozpoznawalnych znaków, mówiących o tym co i jak robić. Błędów jest, rzecz jasna, nadal pełno. Bo nadal czasami ponosi ego, bo wątroba się nie zregenerowała w odpowiednich godzinach snu, bo jeszcze ta wiedza się tak mocno nie ugruntowała. Ale przynajmniej już mogę powiedzieć, że mniej więcej wiem, z czym mam na co dzień walczyć, przede wszystkim w sobie. Znowu świadomość włączyła więcej światła w mojej głowie. Jeszcze niedawno było tam ciemno jak… wszyscy pewnie wiedzą, gdzie… data: 2005.03.08 autor: Agnieszka | | |