Trzeba przyznać, że jest w nas radość z powodu nastania lata. Chciałoby się ten stan dobrodziejstwa, pozytywnej energii spływającej z Nieba zatrzymać na dłużej. Czy jest to możliwe? Poniekąd tak, ale będzie to wymagało od nas pewnego zaangażowania. Oczywiście chodzi o dyscyplinę i powściągliwość w swych wyborach. Jednak głównie o świadomość dotyczącą naszego stanu, czyli co możemy, a czego nie powinniśmy.
Lato niesie wiele pokus. Trudno jest nam, bez bolesnego doświadczenia na samym sobie, zrezygnować z jakiegoś letniego „zdrowego” smakołyka czy łakocia. Nasza podświadomość (ego) będzie marudzić, stękać, wymądrzać się i histeryzować. Musimy znaleźć twardy argument.
Co zatem radzę zjadać letnią porą, co będzie nam się opłacało? Ciepłe, gotowane, duszone potrawy mięsno – warzywne, warzywne do tego kasza gryczana niepalona, palona, wszelkie ryże, makarony wielojajeczne (czanieckie!), dobry kuskus na rosole, rzadziej polenta i kasza jęczmienna drobniutka i bardzo rzadko jaglanka jangizowana na patelni, no i nasze młode ziemniaki. Mamy pod ręką ciecierzycę, soczewicę, wszelkie fasole, aby dodawać po garści do zup i duszenin, no i świeże już groszek, bób i fasolkę szparagową.
Sałatę zróbcie raz, do dobrego mięsa, polaną sosem czosnkowym. Można sałatę poszarpaną jangizować na patelni, króciutko, na łyżeczce oliwy i dodać do innych warzyw, albo dosmakować i podać do dania ciepłego.
Jaglanka jest wprawdzie słodka, ale ma naturę zimną, proszę więc o rozwagę w jej stosowaniu. Nie radzę łączyć z owocami i zjadać na zimno. Osobom wymienionym poniżej, nie polecam. Jeżeli się uprzecie, to proponuję jedynie z naszym gulaszem.
Jako że pod dostatkiem mamy warzyw, więc te nasze duszeniny – z mięskiem czy bez – wychodzą naprawdę super. Wystarczy pokroić, obsmażyć i do gara i niech pyrkają swój czas na malutkim gazie. Przypraw dosypujemy całkiem sporo, czasami parę ząbków czosnku, wina chlupnąć , miodu kapkę, łyżeczkę koncentratu lub octu balsamicznego/cytryny, musztardy, łyżeczkę masła. Zestawy warzyw zależne będą od pomysłu na… i zawartości portfela. Dania obiadowe czy kolacyjne powinny nieść sporo dobrej, potrzebnej nam energii, aby nas chronić przed skutkami letnich pokus, a i przy okazji wzmocnić.
Z zieleniną – liście selera, pora, pietruszki, kalarepy – nie przesadzajcie. Wiem, że kusi, ale też może narozrabiać. Więc raz na jakiś czas lub po małej gałązce stale. Jakiekolwiek problemy jelitowe, trawienne, zimno, alergia praktycznie ją wykluczają z menu. Do tej grupy wzmożonego ryzyka zaliczyłabym dziewczyny po czterdziestce (jeżeli chcą się dobrze trzymać), emerytów, rekonwalescentów, mamy karmiące i dziewczyny w ciąży :)) W uzupełnieniu, czego jeszcze nie polecam: surowych pomidorów, surówek, surowej sałaty, ostrożnie ze szpinakiem (łyżka tak), surowych owoców, zimnych napojów.
Nasze zupy są bezcenne i pozostają bez zmian. Tworzą główny filar naszej siły i przedsiębiorczości! Gdy zaczynamy się motać, gotujemy zimówkę lub rosół i zaciągamy kaszą! Albo słuszną duszeninę. Któż by myślał wówczas o truskawkach czy sałacie . . . Ustawiłam się w ten sposób, że raz w tygodniu gotuję zupę jarzynową na skrzydełku lub kawałku wołowiny z kością i raz w tygodniu rosół lub zimówkę lub jakąś inną mocniejszą. Do zimówek dodajemy filiżankę czarnej fasoli lub każdej innej, ale zawsze są na mięsku z kością (jagnięcina lub ew. wołowina). Wzmacniają wówczas nasze kości, no i nerki (osteoporoza zależy od nerek). Silne nerki – serce jak dzwon! (patrz poprzedni wpis).
Wiem, że korci nas zjadanie zup, ale takich letnich, niewinnych, z samych jarzyn, zaprawionych śmietaną lub masłem. Tak, możemy raz na jakiś czas taką zupę upichcić. Ale po niej będziemy za godzinkę wściekle głodni i zjemy wszystko, co będzie pod ręką. Nie będę wymieniać co. Poza tym, taka cienka zupa przeleci i na pewno nas nie wzmocni.
Bawcie się dobrze i smacznie tego lata, hej!