Szczypty refleksji

Refleksje

Kochani, tutaj będę wrzucać moje spostrzeżenia, myśli, uwagi, refleksje, a czasem nawet jakiś przepis.

Forumowa dyskusja

 

Kochani, odniosę się do ostatniej dyskusji. Wolność, tak! Pomyśl jednak, czy nie szkodzisz drugiemu!

Porządek, na którym opiera się kuchnia PP i jej zasady, można porównać do zasad ruchu drogowego. Możesz iść środkiem ruchliwej drogi, bo taki masz kaprys. Wiesz, że możesz zginąć, ale masz to w nosie, jesteś przecież wolny! Zapomniałeś jednak, że masz rodziców, żonę, dzieci, że może przez ciebie zginąć wiele ludzi. Właśnie dla ochrony i bezpieczeństwa ludzi stworzono Kodeks Drogowy. Jednakże i tak znajdują się wariaci, którzy go nie przestrzegają, a jakie są tego konsekwencje, wiemy wszyscy.

Podobnie jest w życiu z naszym odżywianiem.. Możemy jeść to, na co mamy ochotę. Nie ważne co, kiedy, ile -  jesteśmy wolni! Takie zachowanie stwarza zagrożenie dla naszej kondycji i zdrowia. Nie żyjemy na wyspie bezludnej, więc i nasza niedyspozycja odniesie się do naszego otoczenia, środowiska, rodziny (relacje emocjonalne, opieka, oczekiwania i żądania).

Możemy też być rozsądni zachowując umiar i budząc w sobie chęć poznania i zrozumienia najważniejszej dla człowieka dziedziny nauki, którą jest żywienie.

Dla osób głoszących hasła – nie dajmy się zwariować pepowej dyscyplinie, jestem wolna – radzę, aby przeprowadziły ankietę wśród matek chorych dzieci z pytaniem, co jadły przed ciążą, w trakcie ciąży i po urodzeniu, gdy karmiły dziecko piersią. Otrzymają bardzo jasny obraz przyczyn nasilających się chorób u dzieci. Podobnie będzie, gdy pytanie to zadamy chorym w szpitalu czy przychodni.

A więc Wolność i choroby spadające z nieba, ciągłe zagrożenie i niepewność, i cierpienie? Czy może rozsądek, refleksja, świadomość i mądre kierowanie swymi wyborami dla ochrony tegoż zdrowia, naszego spokoju, łagodzenia obyczajów i Wolność będąca tego konsekwencją?

Proszę, decydujmy, jesteśmy przecież wolni :)

 

Moje pokursowe myśli

 

Kurs  z  9-10 kwietnia 2016 dla początkujących, naładował mnie dodatkową sporą porcją optymizmu i pewności. Kochani – mimo progów i barier – róbmy swoje :)

Pojawiły się u mnie osoby młode, z przekonaniem, że trzeba coś przedsięwziąć, mając na uwadze siebie i rodzinę! Chciały się utwierdzić w swym postanowieniu i umieścić je na odpowiednim miejscu w hierarchii swych priorytetów życiowych. Są na początku pepowej drogi, ale ich otwartość na Nowe będzie im sprzyjać i dyscyplinować. Były też panie z dużym stażem :) No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak trwać! Ku chwale Ojczyzny oczywiście, hej!

Tradycyjnie, umieściłam też kilka zdjęć.

IMG_6212

 Powyżej grupa w komplecie

IMG_6224

Tym razem ja słucham uważnie

IMG_6248

Młode mamy

IMG_6274

Zakończenie, ostatnie słowa, dyplomy…

 

Któż, jeśli nie Ty?

 

Któż, jeśli nie Ty, jesteś twórcą swojego życia. Uczymy się robić to świadomie, aktywując siłę woli i ją doskonaląc. Stajemy się wówczas duchowymi wojownikami.

Każdy człowiek ma siłę woli, lecz nie każdy używa jej świadomie. Życie takiej osoby, sterowane jest wówczas przez podświadomość (strach i cierpienie) lub przez osoby i siły z otoczenia i jest polem rozgrywek tych sił.

Warunki w jakich żyjemy są nasze, myśmy je wybrali. Uczmy się i doskonalmy swoją świadomość i kierujmy myśli zawsze ku światłu i przyszłości. Pozwólmy sobie, tak kształtować swoje życie, aby cuda zdarzały się na co dzień. Aby koncentracja na swej sile woli była kluczem do naszego sukcesu i szczęśliwego życia.

Paradoks chwili – im większa potrzeba przemiany, więcej w nas światła, doskonałości -  tym dotykamy ciemniejszych głębin, doznajemy większego oporu. Cokolwiek będzie się działo, nie ulegajmy cieniom i mrokom.  Dbajmy o równowagę j harmonię swojego wnętrza, ponieważ to my podnosimy lub obniżamy energię otoczenia. Uszlachetniajmy swą teraźniejszość myślami, uczuciami, sercem. Uczmy się być coraz silniejszymi.

Potrzeba chwili – dociera do nas energia, która leczy lub daje chorobę. Zależy to od naszego przebudzenia i uwolnienia z wzorców niedoskonałości. Pracując świadomie ze swoją siłą woli, ze swoją energią, doskonaląc się i łącząc z magnetyzmem ziemi i miłością, tworzymy sami z siebie, we właściwym czasie i właściwym miejscu, miejsca szczęśliwe dla siebie. Liczy się bowiem chwila obecna, żyjemy tu i teraz.

Cokolwiek czynisz, czyń z potrzeby serca i kieruj się miłością, wspomaga Cię wówczas potężny prąd energii.

Pozdrawiam Kochani Świątecznie! Bawcie się przepełnieni Miłością i otoczeni Światłem, hej!

 

Wspomnienia kursowe

Nasze kursowe spotkania, po latach mojej nieobecności, to szczególne chwile. Nieprzewidywalne, pełne emocji, wzruszeń. Wiem, że nie tylko dla mnie. Widzę jak dziewczyny przeżywają te spotkania -  te starsze i młodziutkie, wielokrotne bywalczynie, jak i te, które przyjechały pierwszy raz. Na pytanie – po co przyjechały, mówią: zobaczyć, dotknąć, posmakować, odświeżyć, upewnić się, słuchać i chłonąć Nowe. Kochane dziewczyny! Chłopaków – na razie – jak na lekarstwo. Irek i Mateusz to chlubne wyjątki :)

No i ja – zakręcona jak śrubka – odnajdująca w sobie moc i wiarę, aby nieść kaganek PPowej oświaty – mimo osobistych turbulencji – jednak trwam! A o warsztatach myślę!

Poniżej parę pokursowych zdjęć

aa2 IMG_5860

Kurs dla zaawansowanych, 12-13 marca 2016.

DSC_5220

Kurs dla zaawansowanych, 13-14 lutego 2016

aa1

Kurs dla początkujących, 20-21 lutego 2016.

Jeszcze słów parę…

 

Przypominam, proszę uważajcie z kończeniem na smaku słodkim! Jest dojo, tak łatwo przewalić z tym smakiem. Po paru dniach, potrawy ponownie kończymy na smaku ostrym i kontrolujemy nasz apetyt. No i pilnujemy krążenia, czyli ruch i jeszcze raz ruch. Podobnie z kilerką – teraz w czasie dojo – stosujemy ją jedynie  w sytuacjach koniecznych, tj. brak apetytu, suchy kaszel przedłużający się. Czyli śledziona zimna i słaba. Wówczas możemy wypijać ją przez 2,3 dni, a potem już tylko pilnować właściwych posiłków.

Teraz, gdy przetacza się przez ludzi lawina schorzeń, dolegliwości, widać jak na dłoni, że większość z nich pojawiła się naprawdę z błahych powodów. Oczywiście prym wiedzie zimno, któremu dajemy codzienne przyzwolenie na niszczenie siebie i swych dzieci. Tę własną głupotę i brak rozsądku nazywamy hartowaniem i dyscyplinowaniem rodziny i siebie. Tak, można, ale mądrze!

A co jeść właśnie teraz? Ten tłusty czwartek w czasie dojo to oczywiście lekka przesada, jakaś ironia losu? Mimo wszystko, jestem pewna, że przy odrobinie rozsądku damy radę onemu pączusiowi, hej! :)

Po za tym, za wszelką cenę pamiętamy, aby nie dowalać już sobie głupotami. Posiłki wszystkie gotowane, cytryny ciut więcej, przypraw tyle, aby było strawne. Pilnujemy ciepła, a dla ruchu kupujemy wreszcie drabinki!

 

 

Ach ten styczeń!

 

Styczeń poturlał nas dokładnie, poobijał. Dlaczego, czy aż tak narozrabialiśmy? Poniekąd… Wiele czynników nawarstwiło się i spiętrzyło właśnie teraz, tą zimową, ciemną porą. A wszystko walnęło w bardzo już zmęczoną – o tej porze roku – wątrobę/drzewo.

W tym jej mozole – odpowiada za krążenie, przemianę materii, oczyszczanie/odtruwanie, tkankę łączną, przykurcze mięśniowe, jakość tkanki nerwowej i sprawność jej procesów (w tym praca mózgu) – powinny wątrobę dzielnie wspierać i osierdzie (krążenie/seks), i śledziona (dająca substancję, dobre zakorzenienie) oraz nerki (nawilżając ją właściwie/krew). Niestety, osierdzie zaniedbane, bo latem raczej się schładzaliśmy, a ruszać nam się nie chce, zaś śledziona ma bardzo trudny czas poświąteczny i nie tylko… O nerkach najczęściej w ogóle zapominamy, a tak proszą o troskę.

Możemy więc odczuwać w styczniu całkiem nowe dolegliwości, ale mogą się też nasilać bóle artretyczne, a bardzo często nierozpoznana, niewinna zadyma krążeniowa kończy się szpitalem, koronarografią, niby zawałem – a to tylko/aż – płuca niewydolne i problem krążeniowy.

Najbardziej niewinne, ale dokuczliwe to: brak apetytu, mdłości a nawet wymioty, nie smakuje kawa! wzdęcia, zaparcia, ociężałość, nogi jak z ołowiu (trudności w chodzeniu po schodach), opuchlizna, senność, otępienie. Mogą pojawić się bóle gardła, problemy płucne, słaby/płytki oddech, bóle w klatce piersiowej, duszność, kaszel, astma, zaostrzenie łuszczycy, AZS.

Ten kociokwik energetyczny nawarstwia się i spiętrza już czas jakiś, mamiąc nas powrotami dobrego samopoczucia, by ostatecznie ubezwłasnowolnić bólem i niemocą. I to po niewinnym małym co nieco np. kolejne przemarznięcie, kolejne ciacho, ryba, na którą mieliśmy wielką ochotę, zimówkę zrobię jutro…  Ostatecznie osłabienie narządów, śluz i zimno blokują krążenie energii, która od tego momentu idzie tylko w górę, zapominając o dotarciu do stóp, No i pojawiają się sensacje, np. u dzieci bardzo wysoka gorączka, u starych beznadziejna niemoc, gorycz. Jak sobie pomóc?

Śledziona – łaknienie słodyczy potęguje zaśluzowanie, brak apetytu potęguje suchość (nie ma esencji) – włączamy więc kilerkę, 2-3 razy dziennie po 3/4 szklanki. Pijemy między 11-13 przed posiłkiem i między 17-18, ewentualnie rano po śniadaniu, parę łyków. Tak czynimy przez parę dni, obserwując bacznie, jak zmieniają się nasze odczucia smakowe. Kilerka ma być słuszna, czyli tęga, o dyscyplinie w żywieniu nie wspomnę! Przypominam, że śledziona nie lubi też: przemęczenia, stania, stresu, myślenia, nauki/czytania, komputera. Jest bardzo, bardzo kapryśna. Zupy, duszeniny kończymy na słodkim, po uprzednim właściwym dosmakowaniu. Gdy sytuacja się stabilizuje, wracamy do kończenia na ostrym.

Gdy wątroba trzeszczy – skurcze łydek i ZNN (zespół niespokojnych nóg), spastyka (sztywność ciała), zły sen, zimne stopy, nadwrażliwość emocjonalna, nasilone objawy autyzmu, parkinsonizmu i depresji połączonej z agresją i atakami paniki – dbamy o śledzionę (patrz wyżej), i po stokroć pilnujemy ciepła. Wielką sprawą jest znajomość i chęć stosowania akupresury, która jest absolutną pomocą w likwidowaniu bolesnych napięć. Uciskamy punkty na meridianie osierdzia – na przedramieniu 4, 5, 6 oraz punkt 8 na dłoni i punkt 9 na opuszce palca środkowego – pomagają w odblokowaniu krążenia i rozluźniają. Również silne wymachy rąk lub ćwiczenia przy drabince uaktywniają ruch energii w meridianach elementu ognia, płuc i jelita grubego właśnie na ramionach i barkach;. Zaś przy ZNN i wszelkich skurczach oraz spastyce bardzo pomocne jest uciskanie (do skutku) punktu 3 na meridianie wątroby. Obowiązuje absolutny zakaz kwaśnego, surowego i zimnego, zaś bardzo pomaga miód, dając ciału rozluźnienie!! Przypominam, że wątrobie bardzo szkodzi stres i duży wysiłek fizyczny. Konieczne jest, aby po takim wysiłku przyjąć pozycję horyzontalną, by krew spłynęła z mięśni do wątroby. Zapominają o tym sportowcy, ale my również wzbraniamy się przed regularnym odpoczynkiem.

Na dogrzanie nerek tylko zimówka i na wszelki spokój też. O dyscyplinie nie będę już przypominać :) Matki, żony i kochanki, dbajcie o te swoje nerki, warto! Krępująca dolegliwość – nietrzymanie moczu – zniknie, gdy dogrzejecie i dowartościujecie energetycznie nerki. Czyli to, co wyżej i zimówka.

A co jemy? To co należy, co możemy, na co mamy ochotę, tylko częściej myślimy :)

 

 

Grudniowe relacje

Grudniowy kurs odbył się zgodnie z planem. Jaki był ? Myślę, że wszyscy wyjeżdżali zadowoleni, z głów wyraźnie się dymiło :) Omawiane były oczywiście emocje, pokoleniowe wzorce, normy. Każdy próbował z innej perspektywy i z innym nastawieniem spojrzeć na swój problem. Oj , działo się! To, że się nikt nie odezwał po kursie, kładę na karb  oszołomienia – trochę im namieszałam :) no i gorącej przedświątecznej bieganiny.

Odbyło się też grudniowe, czwartkowe spotkanie, było przesympatycznie.

Poniższe zdjęcia są jak zwykle pełne wyrazu  :)

IMG_4537

IMG_4553

Pokursowe relacje

Zaliczyliśmy następny kurs, dobry, słuszny, trudny. Zebrane perełki przez Dorotkę mówią o jej gotowości i uwadze. Dziewczyny wiedzą najlepiej, jak ważny jest kontekst Nowego postrzegania. Jak ważne jest omawianie, dyskusja, przykłady. Bo żeby przyswoić, należy najpierw zrozumieć i zaakceptować.

Uważam oba kursy za bardzo udane! I tam, i tu dziewczyny spisały się na medal, a Pan Irek był przesympatycznym uzupełnieniem babskiego zgromadzenia :)) Zajrzyjcie do zdjęć, jak nam było dobrze, te dwa mówią wszystko.

Chodzi mi po głowie, aby zorganizować kursy podstawowej wiedzy dla początkujących, ale zdeterminowanych, przekonanych i ufnych. Określiłabym je dla początkująco- zaawansowanych. Dla sceptyków nie mam czasu.

Surówki z marchewki jednak nie było, była jedynie ta z patelni z miodkiem, którą podałam w Refleksjach. Rzepa też była, ale jedli bardzo ostrożnie, może się bali, a była dobra! Poza tym, został jeden śpiwór, czyżby na następny kurs?

 

IMG_1445IMG_4448

 

Luz blues… ciąg dalszy rozważań – a w tle czarna rzepa czeka

 

Co zauważyłam ostatnio? Otóż nasza emocjonalność (u wszystkich!) jest inna. Jest cienka, szklista, nadwrażliwa, jest tuż, tuż, wystarczy okruszek i jest gotowa bić się, bronić, pyskować. Da się powściągać, ale musimy o tym pamiętać, stale. I to nas irytuje. Bo się staramy, dyscyplinujemy, a tu d..pa, znowu coś. A to boli głowa, a to boli  gardło, znów kaszel, wzdęcie, źle się czuję, wysiadły korzonki, jakaś wysypka!

Tak, to są skutki naszych nabzdyczeń z byle powodów. Dolegliwości większych i mniejszych z tego powodu jest sporo, opowiadacie o nich zniecierpliwieni. Sprawdzacie jedzenie po wielokroć, zapewniacie, że ciepłe gacie i skarpetki były, więc w czym rzecz? A no w tym, że zapominamy, że walą w nas pociski (jak z kałasznikowa) naszych emocjonalnych myśli, reakcji, zachowań, dając niezłą zadymę, wyzerowując z energii.

Przerobiliśmy jedzenie, gotowanie. Potrafimy doskonale równoważyć, dosmakowywać, radzić sobie z codziennymi potrzebami i oczekiwaniami rodziny.Przerobiliśmy też zimno, jego skryte i niszczące działanie. Staramy się o nim pamiętać. Tak, nasza Kuchnia PP daje nam solidny fundament, na którym możemy budować swą nową świadomość, z mądrością i uwagą akceptując codzienność. Sami przyznacie, że jest nam łatwiej.

No i przyszła kolej na emocje, na poukładanie się z nimi – zrozumienie i zaakceptowanie – czyli ich zracjonalizowanie. Wówczas nasza podświadomość nie będzie przepastnym zbiornikiem bólu i cierpienia, lecz tajemną szkatułką wypełnioną wydarzeniami, które nas stworzyły takimi, jacy dziś jesteśmy a wspomnienia nie będą już dla nas mroczne.

W tym naszym przemienianiu (które już trwa!) pamiętajmy, czy jesteśmy jin, czy jang i właściwie zarządzajmy naszymi zasobami/darami/talentami :))  liczę na Was!!

Kochani, o rzepie jutro, hej! Śpijcie dobrze :))

 

 

 

Daj to, czego Ci nie ubędzie

Jin to materia, jang to energia. Jin jest kobietą, jang mężczyzną. Jin jest formą dla jang i jego moc może się przejawić w kobiecie jako piękno. Jang ożywia jin, nadaje charakter. Jin dając buduje jang – jang dając buduje jin. Kobieta dając swą miłość mężczyźnie, buduje jego moc. Mężczyzna dając kobiecie moc, buduje jej miłość. Kobieta, Ziemia – daje miłość, rodzi, karmi, dba, wychowuje, troszczy się. Daje wszystkim, niezależnie od koloru skóry, charakteru, zamożności – taka jest Matka Ziemia. Czy kobieta potrafi tak kochać? Bez ale, bez Roszczeniowca? Potrafimy akceptować, jak Ta Nasza Ziemia i Ten Tam Na Górze??? Wszystkich jak leci?

Dziewczyny, czy my pamiętamy, czy wiemy, że tak trzeba! Że nigdy nam nie ubędzie, bo mamy w swoim sercu nieskończoną miłość, łagodność. Chcesz, aby on ci dał, bo ty zawsze dajesz? Nic z tego, on nie ma! Jang jest pusty, to tylko moc, energia! Możesz – stwarzając właściwą formę swojej miłości i czułości dla niego – zyskać jego moc, a jego tak wypełnić miłością, czułością i całkowitą akceptacją, że facet będzie dawał to, czego nie ma, czyli czułość i oddanie. Jego siła i moc (walka) przemieni się w sercu w miłość i współodczuwanie. Ale – dziewczyny, kobiety, baby -  to my musimy najpierw zewrzeć szeregi i zrobić, co trzeba. Tylko mi nie mówcie, że to nie takie proste. Wiem, też to przerabiam. Jeżeli chcecie wiedzieć, to się opłaca!!!

Dlaczego o tym dzisiaj piszę? Bo czuję, widzę, słyszę, że zacieśnia się czas XXI wieku. Nie ma odwrotu od naszego przemieniania i przebudzenia. Sprawy wojen, zabijania, okrucieństwa, przybierają szczególnego wyrazu. Mam wrażenie, że wszelkie patologie narodowe w całej Unii i nie tylko, przybrały na sile i wylewają się jak z szamba. Nasz opór, nasze oburzenie, sprzeciw nic nie pomogą, to się musi dokonać i wypalić.  Musimy dać sobie przyzwolenie na to, co się dzieje. Róbmy swoje, a mamy jak w banku, że będzie dobrze. Mamy z siebie wylewać dobro, ciepło i miłość.

PS. Najbliższy pościk będzie o czarnej rzepie – jak będziecie grzeczne.