Szczypty refleksji

Refleksje

Kochani, tutaj będę wrzucać moje spostrzeżenia, myśli, uwagi, refleksje, a czasem nawet jakiś przepis.

Spokojne rozmyślanie

Podobno tylko marzeń nie może nam nikt zabrać. No, fakt. Ale czy te nasze marzenia/mrzonki są naprawdę tak cenne? Wszystkie?

W tym moim rozważaniu konieczne jest zrozumienie/poznanie istoty pojawiania się myśli, wyobrażenia i ich częstego powtarzania. O tym decyduje nasza Świadomość (żołądek, śledziona i trzustka). Wiemy dobrze, że nasze myśli, a również i wyobrażenia – nad którymi nie panujemy świadomie – mogą zniszczyć nam zdrowie i życie. Marzenia/projekcje mogą być różne – piękne, infantylne, okrutne, lękliwe, z totalnym chciejstwem, niszczące innych – podkreślające brak poczucia własnej wartości, czy też łechtające ego i trzymające w ciągłej ułudzie.

Z pewnością marzeń w rodzaju – jesteśmy na łące i leżymy na pachnącym sianie -  nigdy nam nikt nie zabierze. Ale takich anielskich chwil mamy naprawdę niewiele. Gdy padamy na fotel, aby odsapnąć – to albo planujemy dalsze działanie, albo jesteśmy tak zryci, że odpędzamy wszystkie myśli, byle mieć święty spokój. Mam wrażenie, że prawdziwe marzenia pozostały w zeszłym wieku… Mamy teraz zupełnie inny świat.

Zatem jak „planować” swoje życie? Pozostawić biegowi rzeczy, czy też nim zarządzać? Co pozostało po naszych młodzieńczych marzeniach? Czy w dzisiejszych czasach nasze dzieci mają marzenia, mają na to czas? Może to tylko chciejstwo, moda. Widzę jednak młodych pasjonatów, którzy mając cel i jego wyobrażenie , spokojnie i z ufnością, krok po kroczku zmierzają do sukcesu. Skąd oni wiedzą, że im się uda, skąd ta ufność, spokój?

Jestem pewna, że dla naszego komfortu psychicznego bardziej nam się przyda umiejętność niemyślenia/relaks, aniżeli marzenia. Natomiast podkreśliłabym wagę umiejętnego posługiwania się projektem/zamysłem/celem, który stawiamy sobie w życiu, który realizować powinniśmy właśnie z ufnością, radością i odwagą.

Otóż najważniejsza jest intencja  pojawiająca się nagle w naszej świadomości (śledziona) . Jest to bardzo malutka, niewinna, niepozorna pierwsza myśl, która niejako nadaje sens naszemu zamysłowi. Mówią -  nie jest ważne, co robisz, ale jakie masz intencje. Ugruntuj w sobie intencję i połącz się z Niebem (płuca).  Potem  jest zamysł (nerki), czyli projekt/cel. Rodzi się w wielkim skupieniu, ale z ufnością. Następnie jest czas wyobrażenia zamysłu/projektu (wątroba). Robimy to skrupulatnie, trzymając się stale tego samego. Końcową, bardzo ważną czynnością jest wysłanie w Kosmos naszej intencji, zamysłu i wyobrażenia (serce) – „niech się dzieje, tworzy wedle woli Niebios i mojego zamysłu”. No a potem jest znów świadoma dyscyplina, by nic nie sknocić.

Sukces zrealizuje się jedynie przy naszej absolutnej ufności i wierze w realizację planu. Nie zmieniajmy już niczego, nie poprawiajmy. Oczywiście nie dostaniemy niczego gotowego w ręce. Wchodzimy z pełną odpowiedzialnością, odwagą i mądrością w realizację swego planu, pamiętając, że cokolwiek robimy – robimy dla dobra swojego, najbliższych i całej Ziemi. W realizacji nie może być krzywdy drugiego człowieka.

Sądzę, że już domyślacie się, dlaczego tak często z naszych planów nici…

 

 

Słowo na pochmurny, dobry, niedzielny poranek

Uwaga na litość – to czysta postać ego.Litując się przekazujemy złą energię. W akcie litości jest zamknięte serce, nie ma współodczuwania. Litowanie się pogłębia problem i cierpienie, które właśnie nas poruszyło. Podobnie jest z naszą reakcją agresji, złości, zniecierpliwienia, z uporczywym czekaniem -  na zmianę w zachowaniu męża, dzieci, rodziców, teściów, pracodawcy, koleżanki  itd. Taka reakcja zwiększa jedynie ich opór, gdyż wysyłamy  ładunki niszczącej energii.

Co więc robimy? Współodczuwamy! Nasze serca otwieramy, akceptujemy wszystkich i wszystko. Kochamy, ale dajemy każdemu możliwość rozwoju, dojrzewania, przebudzenia w jego czasie, według jego losu, jego woli. Sporną kwestię stawiamy/rozwiązujemy jasno, wyraźnie i puszczamy – nie wisimy, nie sprawdzamy, nie stękamy (roszczeniowiec). Czekamy ufając. Zawsze są dwa wyjścia – albo sprawa się załapie/rozwiąże, albo nie. Rzeczy nie zawsze dzieją się według naszego wyobrażenia/oczekiwania, szczególnie gdy dotyczą dorastających dzieci, małżonków, rodziców, wnuków.

Otwarte serce/współodczuwanie zobowiązuje nas do rozumienia i do akceptacji cierpienia najbliższych, znajomych, nieznajomych. Nie ingerujemy! Oczywiście, gdy sytuacja wymaga -  pomagamy, troszczymy się – gdy proszą, dajemy. W naszym działaniu nie powinno być biadolenia, litowania się, zamartwiania, ironizowania, pouczania, złości, agresji! Bądźmy zatem spokojni, ufni i łapmy chwile radości, bo o to przecież chodzi.

I to by było na tyle :))) `

 

Słowo na słoneczny piątkowy poranek

Czy wiesz, że problemy są by je rozwiązywać? Czy pamiętasz, że wszystko się zmienia, wszystko ma swój czas?

Jest czas radości i czas płaczu, czas pracy i czas odpoczynku, czas miłości i czas nienawiści, czas choroby i czas zdrowia. Tak jak zmienia się noc w dzień, a dzień w noc, również i twój problem przyjmie odwrotny kierunek. Zatem bądź silny i ufny – rozwiąż zadanie, abyś nie musiał go powtarzać…

Jesienna mobilizacja

Jak uniknąć przeziębienia, jesiennej grypy, kaszlu, czy to jest w ogóle możliwe? Tak, jest to możliwe pod jednym warunkiem – jeśli będziemy zdyscyplinowani!

W kuchni  PP zasadą podstawową jest prawo przyczyny i skutku. Zatem jeśli we wrześniu bierze cię grypa, kaszel, zimno – szukaj przyczyny i to w czasie nawet odległym. Zastanów się, co jadłeś, co wyprawiałaś zeszłego lata, jesieni, zimy, tej wiosny, tego lata. Tam są bowiem przyczyny twojego osłabienia, przeziębienia.

Co nam szkodzi? – pożywienie kwaśne, surowe i zimne, słodycze, nabiał, brak ruchu, przemarzanie, przemęczenie, stres. A więc, jeżeli poprzednie pory były jeszcze istnym szaleństwem, – spodziewaj się, że w najbliższych miesiącach dopadną cię skutki – złapiesz grypę lub kaszel, przeziębienie lub uaktywnią się astma, problemy krążeniowe, sercowe, płucne, żołądkowe.

Wiem, że pytając o sposób na uniknięcia przeziębienia macie głównie na myśli dzieciarnię. Jednakże i w ich przypadku należy czujnie szukać przyczyn, ponieważ bez ich rozpoznania i  zlikwidowania/usunięcia nie będzie możliwe właściwe wyleczenie/dowartościowanie energetyczne dziecka. Mówiąc wyleczenie, nie mam na myśli usunięcia skutków – temperatury, złego samopoczucia, kaszlu, kataru – za pomocą leków. Wiemy doskonale, że takie działanie jest bardzo niebezpieczne, ponieważ niszczące czynniki robią swoje.

Jaki zatem ostateczny wniosek? Dyscyplina, dyscyplina, dyscyplina – jedynie ona pomoże nam w ochronie dziecka i siebie. Ciepło ubierajcie, gotujcie, karmcie, przytulajcie, tłumaczcie. A czym pomagamy, gdy już jest ten grypowo/przeziębieniowy stan? I znów to będzie zależało od osoby, jej wieku, stanu zdrowia, no i od przyczyny. Ratujemy się rosołami z kaszą gryczaną niepaloną lub z ziemniakami, pure ziemniaczanym z cebulą, porannym czosnkiem,  imbirówką, kilerką, naszą kawcią plus aspirina, wygrzewaniem w łóżku  i.t.d.

Trzymajcie się ciepło i bądźcie zdrowi :)))

Ciąg dalszy rozważań o zimnie

Z wieloletniej obserwacji i kontaktu z chorymi mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że dolegliwości z którymi chodzimy do reumatologa typu: reumatoidalne zapalenie stawów/gościec, reumatyzm, artretyzm, fibromialgia, bóle mięśni, bóle kolan, czyli problemy kostno/stawowe i tkanki łącznej, są skutkiem i chorobami zimna. Skłonności do tych chorób mogą być genetyczne, ale również jesteśmy w stanie „wypracować” je sobie sami, przyjmując taki, a nie inny styl życia i sposób odżywiania.

Do czego zmierzam? Otóż zwracam się do wszystkich cierpiących z powodu sztywności i niesprawności, bólów określonych i nieokreślonych, przemieszczających się po całej ręce, nodze czy ciele, nasilających się niespodzianie, trwających, uporczywych, czy też chwilowych/przejściowych – pozwólcie sobie na komfort „bezbólowy”! Pozwólcie sobie na dyscyplinę, myśląc co chcecie zyskać, a nie o tym czego sobie odmawiacie  (patrz: mądry post od KaM na forum 2014.08.19). W waszym przypadku nie ma mowy o głupotkach!!! Zero! – lodów, wody, wszelkich owoców, w tym i przetworzonych, surowizny wszelakiej, kwasiwa wszelakiego, serów, jogurtów, kefirów, mleka, marynat, soków, piwa, słodyczy!  Zero byle jakiego jedzenia, nie przyprawionego, nie zrównoważonego! Jeśli pracujecie w złych warunkach (zimno), należy przyjmować to z całą odpowiedzialnością, zabezpieczając się ubraniem i pożywieniem. Czy da się tak żyć? Spróbujcie, warto!

Dla przypomnienia – gdy penetracja zimna trwa długo i pożywienie jest niewłaściwe, może dojść do takiego osłabienia/niedoczynności narządów środkowego ogrzewacza, że pojawi się suchość, a nawet tzw. fałszywy ogień w wątrobie, płucach, sercu czy nerkach. Właśnie w takim zniszczonym organizmie – w którym brakuje esencji/nawilżenia , mogą się tworzyć  stany zapalne i zmiany zwyrodnieniowe stawów i nie tylko. Jak w takiej sytuacji postępować też już wiecie – tak jak z zimnem i suchością. Potrzebna jest duża cierpliwość, aby jednocześnie nawilżać, ale nie wychładzać i ogrzewać, ale nie wysuszać.

Pomalutku. Wiem, że dacie radę! :)

Sobotnia refleksja Starej Kobiety :)))

I jak tu nie kochać aniołów…?! Uparcie i skrycie zaganiają nas/człowiecze duszyczki na poletka Pana Boga, gdzie w trudzie i znoju przedzieramy się przez progi i bariery ziemskiego przebóstwiania się. Organizują i zapewniają nam całe zaplecze wydarzeń, epizodów, abyśmy mogli przerobić i uwolnić się od naszych cieni, lęków, demonów. Wspinamy się po tych naszych szczebelkach, nie zawsze zauważając ich pomoc. Często w swej udręce pytamy – dlaczego, co mam zrobić? Gdy nasze umęczenie sięga zenitu, a sytuacja zdaje się bez wyjścia – wydarza się coś, czego się najmniej spodziewamy. I wtedy widzimy, jak misterny był boski plan człowieczego losu, aby ten pomógł mu w uwolnieniu się od balastu z którym przyszedł do życia. Ech, życie… :)))

Niedzielne dumanie

Macie brzózki koło domu? Czy zauważyliście, że zawsze pod koniec lipca – jakby co, koniec lata – właśnie pod brzózkami, pojawiają się pierwsze jesienne liście. Świeżutkie, złocisto – żółte, same nówki – sztuki. Siadając na huśtawce, wlepiam w nie oczy i płynę w jesienną zadumę :))) – to taki okruszek melancholii… hej!

Czy wiecie jak rozpoznać własną intuicję i mieć pewność, że to co nam przyszło do głowy jest dla nas dobre? Odczuwamy wówczas ulgę, radość, wzrost energii, ciepło, pozytywne nastawienie do otoczenia – jego jasność, świetlistość. A więc, gdy przy odbiorze pojawią się przeciwne odczucia – z pewnością nie będzie to głos intuicji. Ćwiczmy się zatem w odbiorze sygnałów, znaków – uczyni to nasze życie szczęśliwszym :)))

P.S. I znów doświadczyłam coś bardzo ważnego. Jak bozia da, to może jutro.

 

Dlaczego szczególnna ostrożność właśnie w dojo, c.d.

Kochani, mam na myśli i osoby starsze, które „z urzędu” mają rozregulowany żołądek, śledzionę i trzustkę, ale i młodszych oraz dzieci, którym troska i ochrona się przyda – dmuchamy na zimne, czym skorupka za młodu nasiąknie… i.t.d.

Jeżeli w czasie dojo pojawiają się jakiekolwiek niedyspozycje, rozważajcie przyczynę! Wiem, nie będzie to łatwe, ale wszystkiego się uczymy. Niedyspozycje nie muszą być typowo żołądkowo/śledzionowo/trzustkowe, czyli – ból żołądka, trzustki czy śledziony, mdłości, niestrawność, wzdęcia, zgaga. Mogą pojawić się problemy krążeniowe, nadciśnienie, ociężałość, zmęczenie, problemy z oddechem/płytki oddech, zaburzenia funkcji serca, opuchlizny i wiele innych. Dlaczego dojo jest takim światełkiem alarmowym?

Ponieważ wszystko zaczyna się od śledziony/naszej świadomości, od naszych wyborów, od jedzenia, stylu życia. Zatem dojo to czas na skupienie, refleksję i na dowartościowanie energetyczne pozostawionych narządów, czyli aktualnie narządów ognia. Jeżeli chcemy się dowartościować – mając na uwadze swoje dolegliwości – czynimy to pamiętając, że i tak wszystko idzie przez środkowy ogrzewacz. Czyli gotujemy, gotujemy :) ale nie mdło i słodko, a bardzo dokładnie doprawiając i równoważąc. O głupotkach już ani słowa, bo wiem, że jesteście rozsądni  :))

Czas dojo – szczególna ostrożność

Dlaczego tak ważna jest ostrożność teraz, w tym letnim dojo? Otóż, jest to wciąż jeszcze dla nas czas letni, czas ładowania akumulatorów. W tym roku aura nam sprzyja – upały są i mają nadal trwać. Pojawia się więc moja obawa, że zastój – brak apetytu, chęć na orzeźwiające napoje, lody, owoce, czy też osłabienie/niedoczynność – uderzenia gorąca, silne pocenie – przyjmiecie jako objaw przegrzania. No i klops! Te upały mogą Wam namieszać dokładnie. Wystarczy, że dodacie mniej przypraw – bo upał – czy do sałatki, czy do zupy,duszeniny, gulaszu, czy do grillowych rumsztyków, mało ruchu, parę głupotek, chłodników i leżycie. Zastój gotowy! I zaczniecie go pogłębiać, bo brak apetytu, chęć na orzeźwienie itd. itp….

Jaka rada Ciesielskiej? Zawsze ta sama – myśleć, myśleć, myśleć :) Tak Kochani dyscyplina , nie ma zmiłuj. Jeżeli zlekceważycie konieczność letniego ładowania akumulatorów, to dajecie zielone światło na wszelkie niedyspozycje – emocjonalne i zdrowotne, jesienią, zimą a nawet wiosną. Wiem coś na ten temat, bo już niejedną zadymę zaliczyłam :)

Na co zatem powinniście zwrócić uwagę? Na brak apetytu, silne pragnienie, suchość w ustach, ból głowy, silne pocenie, wzdęcia, biegunki, zaparcia, ociężałość. Wymieniłam pierwsze, najważniejsze symptomy, już dające do myślenia. Co robić? Zjadać dobrze doprawione posiłki, zupy koniecznie ale na mięsku, ograniczyć do minimum głupotki, owoce, gdy sytuacja wymaga włączyć kilerkę, imbirówkę, rosół, może być z kaszą, ale nie wszystko na raz,ograniczyć również do minimum ciasta i słodycze, no i mieć zawsze pod ręką naszą herbatkę i kawcię.

Kochani naprawdę, nie ulegajcie już starym nawykom, przyzwyczajeniom, obawom żywieniowym – jesteście w Nowym. Ja musiałam testować na sobie – taka karma :))) – Wy już nie musicie. No to pa, idźcie na wycieczkę!

P.S. Jak nieświadomie, niewinnie osłabiamy nasz wewnętrzny OGIEŃ, a są to  – jelito cienkie, krążenie/seks (osierdzie), serce, potrójny ogrzewacz (ciepło/energia we wszystkich narządach), dołączyłabym tu również prawą nerkę.

Otóż właśnie latem, gdy robi się ciepło, schładzamy się, bo robią to wszyscy. Nic to, że zimą było nam zimno. Obsesyjnie boimy się przegrzania i odwodnienia! Dlaczego pocimy się bardziej, gdy pijemy duże ilości zimnych napojów, w tym wody i piwa, zjadamy dużo owoców, surówek, jogurtów? Ta sytuacja, jest dla nas poważnym zagrożeniem. Zaglądnijcie do rozdziału  Skurcze i rozkurcze w Filozofii Życia. Opisuję tam, co się dzieje gdy schłodzimy ciało. Jeżeli trwa to zbyt długo, daje w efekcie właśnie wysuszenie i  odwodnienie. Powodem jest wyłączenie z funkcji narządów trawiących i wchłaniających, działają jedynie wątroba i serce.  Więc nie nawilżymy się wodą i owocami a dobrym żarciem! hej! Może będzie c.d.  :)))

 

Wolność a postawa roszczeniowa

Od jakiegoś czasu siedzę w „błotku” przemieniania, zbieram porozrzucane perełki i myślę, myślę… Kurczę, o co chodzi? Przecież już tyle zrozumiałam, zaakceptowałam, tyle – jakby co – osiągnęłam, a wciąż doskwierał mi jakiś nieokreślony, podświadomy smutek. Tak było całe moje życie. Było! Bo mam, znalazłam, dostałam! POSTAWA ROSZCZENIOWA – to jest to! Nagle uświadomiłam sobie – najpierw były rozważania o wolności (patrz: wcześniejsze wpisy) – że tym, co mnie tak blokuje, ciągnie w dół, zasmuca, daje poczucie niskiej wartości – jest nieuświadomiona, skamieniała bryła Postawy Roszczeniowej w Moim Sercu, przykryta dokładnie miłowaniem i akceptacją wszystkich i wszystkiego!

Kochani, usiądźcie i spokojnie pomyślcie. Pracujemy nad sobą, więc – rozumiemy, akceptujemy, wybaczamy – i czegoś brakuje, coś zgrzyta. Zgrzyta nam nasz charakter – POST.ROSZ. -  stale czegoś chcemy, oczekujemy: od męża, dzieci, mamy, teściowej, koleżanki, pracodawcy, rządu, pogody, sportowców. Ciągle źle, nie tak , za mało, za dużo, odwrotnie, za wcześnie, za późno. Niby swoich najbliższych kochamy, w ogień za nimi wskoczymy – a gdzieś głęboko ukryty, nierozpoznany, marudzi i stęka nasz osobisty, wyhodowany przez nas ROSZCZENIOWIEC!

Rościć możemy wobec wszystkich i wszystkiego, nawet wobec siebie – oczywiście, robimy to nieświadomie.  Roszczeniowcem możemy być, jednocześnie będąc ofiarą, lub katem! Jednocześnie jesteśmy w stanie tak się zdyscyplinować/zakamuflować, że robimy wrażenie osoby spokojnej, z dystansem – jednak wewnątrz coś nie gra ! Do tego dołączają się indywidualne, rodzinne, karmiczne uwikłania, programy, wzorce. To daje rys naszego charakteru – smutny, obrażalski, mający ciągłe pretensje i żale, wszystkim mający za złe, nikomu nie ufający.

Kochani, opisałam najprościej w czym rzecz. Może to jest to, co tak trudno nam znaleźć, a co jest głęboko w sercu, obok miłowania. Może to jest ta istota samopoznania, ta „kropka nad i”, ta wisienka na torcie :) Nie musicie nic robić, nic mówić! Wystarczy, że przewalicie przez świadomość i wywalicie z serca tego roszczeniowca -  zobaczycie jak najbliżsi zareagują! Usuniecie blokadę, między Wami zacznie płynąć energia! Możecie być spokojni wszyscy tak mamy – jeden więcej, inny mniej! Może tym jest ta nasza narodowa karma? W końcu mamy erę Wodnika – budzenie się świadomości – wystarczy tylko pstryk w głowie i się dzieje :)))

Uff, to tyle na dziś :)

P.S. Kochani, parę zdań, które pomogą lepiej zrozumieć Roszczeniowca. Uświadomienie/znalezienie go, przysłuży się – tego jestem pewna – samoocenie i poznaniu siebie. Analizując jego „zrywy”od młodości i obecnie, możemy określić kim w swej istocie jesteśmy. Czy Roszczeniowiec to nasze Ego? Nie, na pewno nie, choć bardzo go przypomina. Roszczeniowiec to nasze lustrzane odbicie. Jest „zaczepiony” na naszej energii ognia/życia, na naszej miłości do wszystkich i wszystkiego, w sercu. Zabiera nam radość i wolę.