Szczypty refleksji

Refleksje

Kochani, tutaj będę wrzucać moje spostrzeżenia, myśli, uwagi, refleksje, a czasem nawet jakiś przepis.

Wiosna

Wiosna to czas wątroby i woreczka żółciowego, elementu drzewa i żywiołu wiatru, a smakiem wiosny jest kwaśny. Jednakże wcale to nie oznacza, że powinniśmy zjadać głównie potrawy kwaśne. Jak się znaleźć wiosną, aby było nam dobrze? Co jeść, jak się prowadzić, oddychać czy nie oddychać, ruszać się czy nie, ubierać lekko, bo słoneczko, czy pilnować, aby jednak się nie przeziębić? Sądzę, że moje – myśleć, myśleć, myśleć – będzie jak najbardziej na miejscu :)

Przyznam, że aura wiosenna jest bardzo złudna – to słońce! Wprawdzie czujemy, że krew w żyłach żwawiej krąży, ale niestety nie daje nam to żadnego zabezpieczenia przed zimnem panoszącym się jeszcze w zaułkach i w ziemi. Przypominam, że wątroba szczególnie nie lubi zimna i działkowego schylania! A pokus tak wiele…

Parę lat temu pomyślałam, że wiosną ryby jak najbardziej. Zjadałam więc ze smakiem raz w tygodniu smażoną na obiad, innym razem naszą pastę na kolację. Jednak po paru tygodniach pojawiła się temperatura i „połamanie” jak przy typowej grypie. Widać jestem „za cienka” na ryby, mogę tylko sporadycznie. Wówczas uratował mnie czosnek, a o rybach na dłuższy czas zapomniałam. Z pewnością wielu z Was przeżyło podobną przygodę, jedynie rozpoznanie i diagnoza były inne!

Zatem co jemy? Ryba tak, ale sami decydujemy, jak często i ile, bo tylko my wiemy, jaką mamy kondycję. A jeżeli przewalimy, to wyciągajmy wnioski i bądźmy ostrożni w przyszłości. Samoobserwacja -  to jedyna droga do samodzielnego korzystania z kuchni PP, oczywiście włączając dyscyplinę. A z tego już sama radocha i korzyści!

Wiosną jesteśmy szczególnie wrażliwi na kwaśne potrawy -  na żurek, szczawiową, ogórkową, pomidorową, kapuśniak, bigos. Smak kwaśny jest potrzebny, ale nie w nadmiarze i każdy jego nadmiar wywołuje większe lub mniejsze zaburzenia narządowe, krążeniowe czy dokuczliwe skurcze. Natomiast barszcz ukraiński – który jesienią nam nie służy – teraz, przyrządzony mądrze, bardzo nas ucieszy. Taki delikatny, nie za kwaśny, na  żeberkach wołowych, cielęcych lub jagnięcych, z marchewką, pietruszką/korzeń, cebulą, czosnkiem i trochę fasoli, buraków niewiele – 3, 4 średnie, cytryny do smaku, można go zaciągnąć słodką śmietaną. Do tego barszczu koniecznie ziemniaki okraszone złocistą cebulką (z imbirem oczywiście), podsmażoną na oliwie lub oleju.

A w ogóle ziemniaki smakują teraz wybornie – świeże, odsmażane, pure i zawsze z cebulką – można by je zjadać codziennie. Ziemniaki będą nam smakowały do lata. Potem, czyli jesienią i zimą, nasze smaki znów będą inne. Ziemniaki teraz nie tylko smakują ale i leczą. Są idealnym „rozluźniaczem” dla wątroby, skołatanej świąteczno-karnawałowymi szaleństwami. No i przypominam o szalotce, którą właściwie doprawioną możemy zjadać do wszystkiego.

Wiosna to dobry czas też na knedle z mięskiem (mięsko byle jakie/pozupowe bez jarzyn, ciasto z ziemniaków, mąki, jajka), do nich np. marchewka tarta, podsmażona na patelni, z miodkiem, pieprzem, solą i cytryną. Oczywiście czas i na pierogi ruskie. Farsz zawsze można zmodyfikować dodając więcej lub mniej przypraw i cebuli, a ser można zamienić na kozi. Gdy potrzebujemy rzetelnego posiłku dla panów, podajmy pierogi z gulaszem, niech mają :) Możecie też zrobić kluski serowe/kładzione (raz!), nie zapomnijcie o kurkumie, imbirze, o miodku z masłem do polania, o cynamonie do posypania, no i o umiarze, a ser może być kozi. Zostały nam placki ziemniaczane, dobrze doprawione! z okruszkiem doprawionego jogurtu. Polecam też typową hiszpańską tortillę jajeczno-ziemniaczaną (Zapiekanka z ziemniaków F.Ż). Jedynym zagrożeniem jakie niosą te „niewinne” potrawy to brak umiaru w wielkości porcji i w ilości tłuszczu.

Wspomniałam o byle jakim/pozupowym mięsku. Otóż rosół wiosną gotujemy dużo rzadziej, gdy mamy ochotę lub trzeba komuś pomóc. Z kaszą gryczaną już nie wchodzi, lepiej z pyrkami lub z makaronem. Zimówkę gotujemy, ale tylko wtedy, gdy za nami chodzi, podobnie fasolowy garnek. Pozostałe zupy delikatne, ale zawsze na małym  kawałeczku mięsa. Zupy wiosenne nie powinny wątroby obciążać, ale też nie mogą osłabiać. Potrzebne są potrawy wartościowe, ale nie tak kaloryczne, bo już inna aura. W zupach mogą się znaleźć wszystkie dostępne warzywa – ziemniaki, pataty, pietruszka korzeń, pasternak, seler naciowy/łodyżka, okruszek zwykłego, cebula, por, czosnek, fenkuł.

Generalnie jedno jest pewne. Problemy ze zdrowiem pojawiają się nie tylko z powodu grzeszków/wpadek smakowych, ale również z powodu ciągłego stresu, przemęczenia, braku ruchu, złego oddychania, braku wzajemnej rodzinnej czułości. A najważniejszym czynnikiem niszczącym -  oprócz wychładzającego pożywienia – jest zimno, przemarzanie. Z zimnem nie wygramy! Bądźmy czujni, aby nam nie namieszało :)

Ach Ci mężczyźni…

„Wstać rano, zrobić przedziałek i się odpieprzyć od siebie. Czyli nie mówić sobie: muszę to, tamto, owo, nie ustawiać sobie za wysoko poprzeczki i narzucać planów, którym nie można sprostać. Bez egoizmu, ale bardzo starannie, dbać o siebie i swoje własne uczucia. Poświęcać się temu, co sprawia przyjemność. Ja zapisuje rano, co mam zrobić. A chwilę potem skreślam połowę. To bardzo ważne, by siebie samego nie nastawiać na dzień czy na całe życie tak ambitnie, że niepowodzenie będzie nieuniknione. Jeśli człowiek chce za dużo osiągnąć, zaplanować, zrealizować, to jest stale z siebie niezadowolony. A może po to, by być z siebie zadowolonym, wystarczy robić rzeczy, które są potrzebne, godziwe, warte, dobre, bez wymagania od siebie więcej niż można osiągnąć.” Prof. Wiktor Osiatyński

Dojo wiosenne

Cicho, przecież jestem :) Myślicie, że tak łatwo być kobietą? Sprzątam, gotuję i nie mam czasu. Ot zwykłe zmagania Matki Polki, nieco jedynie zagęszczone. No i ta zimowa aura i to cholernie niskie ciśnienie -  jak żyć… :)) Ale do rzeczy!

Dojo to czas przejścia jednej pory roku w drugą. Często porównujemy nasz organizm, jego potrzeby i ogólną zasadę działania do silnika samochodu. Zapalony samochód, pozostawiony na hamulcu ręcznym, z drążkiem skrzyni biegów pozostawionym na luzie, daje dokładny obraz naszego organizmu w czasie dojo. Silnik samochodowy pracuje bezszmerowo mimo włączonego luzu. Wszystkie jego funkcje mechaniczno – techniczno – fizjologiczne działają, nie ma zgrzytów, pisków, chrobotów. Tak pracuje silnik zadbany, gdy właściciel dba o dobre paliwo, o to, by nie ruszać natychmiast po jego włączeniu silnika, by jeździć z bezpieczną prędkością, by go nie zarzynać itd, itd.

I podobnie w naszym organizmie. Mamy dojo, jesteśmy na luzie, silnik pracuje (żyjemy :)). Mimo, że jesteśmy na luzie, wszystkie narządy wykonują swoją robotę, ale tylko tę podstawową. Dlaczego?  Bo jedynie w przypisanych do nich porach roku włączają swą szczególną aktywność. I tak wiosną wątroba buduje nowe: odbudowuje tkankę nerwową, łączną, z większą energią i radością popędza krew (krążenie), aby ta dobrze odżywiała tkanki. Jest aktywna, pełna optymizmu, budzi organizm do życia po zimowym postoju..

A co z nami? No fakt, nie każdemu ten cielesny silnik pracuje bezszmerowo. Rozsądny kierowca znający skutki zaniedbania i brawury troszczy się o samochód należycie, nie naraża siebie i rodziny na straty. Oczywiście, są też tacy, którym to wisi. Bardzo podobnie jest z nami. Troszczymy się o siebie na tyle, na ile starcza nam świadomości, mądrości, chęci, dyscypliny. A wszystko wedle swojej wolnej woli. Tak więc jednemu  w czasie dojo zgrzyta, innemu charczy, świszczy, pluje. Przynajmniej już wiemy, skąd to się bierze :)

Czas dojo prosi o większy dystans do wszystkiego, o dyskretną dyscyplinę, mądrą uważność. Starajmy się minimalizować wszelkie nadmiary i niedobory, potrawy tak w sam raz – nie za kwaśne, nie za słodkie, nie za tłuste, nie za mączne, nie za mięsne i nie same jarzyny. Czujemy wyraźną zmianę smaków, zaakceptujmy to. Szczególnie teraz potrzebne jest bardzo dokładne równoważenie wszystkimi smakami, a potrawy powinny być neutralne. Dzięki aktywności śledziony będą wyrównywały się braki w narządach. Inaczej też reagujemy na temperaturę, jest nam cieplej, ale przemarzanie jak zwykle bardzo szkodzi. Bądźcie ostrożni :)

A jednak zimówki!

Potwierdzam, że z zimówek zupełnie nie rezygnujemy, nie musimy. Nie należy ich jednak jeść, gdy nie mamy na nie ochoty! Na pewno powinny być lżejsze, nie takie gęściory. Zjadamy słuszną porcję przed trzecią, wtedy naprawdę pomożemy nerkom, a tego nigdy nie za wiele.

Dlaczego o tym piszę? Bo wiem, że są takie osóbki, które potraktowały moją zimową sugestię – by dowartościować nerki – jako absolutnie ich nie dotyczącą. No i teraz: mamo ratuj, zimno mi, bolą mnie plecy (czyt. nerki). Madzia niby się pilnuje, ale kilka razy jesienią mocno przemarzła, widać dogrzewanie późniejsze nie było dostateczne. Poza tym z rozmów telefonicznych wnioskuję, że tych osóbek jest więcej, że zimówki są im potrzebne, chociaż raz dziennie, właśnie w południe. Fasoli dodajemy nadal niewiele. Zaś dodatkowe zupy gotujemy na wołowinie lub cielęcinie.

Zimówki działają konkretnie. Magda czuje się lepiej, jest jej ciepło, choć czuje, że nie jest to jeszcze stabilne. Plecy przestały boleć i jest bardziej żwawa. Przy zjadaniu zimówki może pojawić się chwilowy/przejściowy katar, ale tym się nie przejmujcie. Kiedy przestaniemy jeść zimówki? Gdy nie  będziemy o nich myśleć, wylecą nam z głowy.  Jednak przyznaję, że po paru dniach przerwy znów kończę gar :))

Ochrona przed niedyspozycjami, będzie zależała zawsze od stale poszerzających się naszych horyzontów myślowych, od kojarzenia i zapamiętywania faktów, od przewidywania i od stanowczego NIE. Drogie mamy, po obiedzie przedszkolnym -  zupa pomidorowa, ryba i kiszona kapusta – właściwie wszystkie dzieci powinny mieć szczekający, suchy kaszel, po grochówce na wędzonce, po bananie i po placuszkach jabłkowych też. Nic na to nie poradzę :))

Wątrobowy przednówek cd

Jak rozpoznać, że to właśnie wątroba i jej kondycja jest bezpośrednio odpowiedzialna za nasze aktualne niedyspozycje?

Przypomnę – wątroba jest w układzie bliźniaczym z osierdziem (krążenie/seks). A więc dla wątroby i jej dobrej kondycji bardzo ważny jest ruch/gimnastyka i dobre relacje męsko damskie. I odwrotnie – wątroba w dobrej kondycji/dyscyplinie odwdzięczy się właściwym krążeniem i odlotowym seksem. Wątroba to również narząd środkowego ogrzewacza, przejawia ruch energii w górę i jest tym samym odpowiedzialna za przekazanie/dostarczenie śledzionowej energii i esencji pokarmowej płucom. I wszystko jasne.

Można wątrobę rozwalić, gdy będziemy notorycznie objadać się potrawami tłustymi, mięsnymi, bez przypraw, serami czy ciastami – efektem takiego żywienia może być jej stłuszczenie. Natomiast skutkiem odżywiania się zimnym, kwaśnym i surowym,  z nadmiarem wapnia (np. groch, fasola) będzie przykurcz mięśni, co może dać chwilową suchość lub stałą, idącą nawet w fałszywy ogień. Ale suchość pojawi się również, gdy narządy środkowego ogrzewacza są zimne i niedoczynne i nie tworzą esencji. I w jednym, i w drugim przypadku wątroba reaguje podobnie – blokują się jej funkcje fizjologiczne, nie ma ruchu w górę, nie ma przesyłki krwi do płuc, stąd suchy kaszel lub atak astmy.

Jednocześni z problemami wątrobowymi mogą pojawić się również niestrawność, mdłości, wymioty, zgaga, wzdęcia – za co odpowiada woreczek żółciowy z przynależnym mu ruchem w dół. Na ten dobry ruch energii w dół czeka żołądek – pokarm nie zalega, jest dobrze trawiony, nie ma wzdęć, odbijania, zgagi. Woreczek jest sprzężony z wątrobą i przejawiają tę samą kondycję. Przewaga pożywienia kwaśnego z momentami tłustymi sprzyja powstawaniu kamieni i obkurczaniu woreczka.

Wątroba pracuje całą dobę i reaguje spontanicznie na to, co się dzieje w środkowym ogrzewaczu. Lubi, gdy się dyscyplinujemy – gdy jesteśmy spokojni, rozluźnieni, jest nam ciepło, dobrze najedzeni, no i leżymy. Wtedy krew spływa z mięśni, nawilżając ją dostatecznie. Dzieje się tak podczas nocnego wypoczynku, kiedy odbywa się jej regeneracja. Przekazuje wówczas płucom właściwe wzmocnienie i nawilżenie. W ciągu dnia powinniśmy mieć stałego przypominacza dyscypliny.

Co się dzieje, gdy pojawia się suchy kaszel? Pod wpływem stresu, emocji, zimna, kwaśnej potrawy lub zbyt ciężkostrawnej pojawia się skurcz mięśni, blokada krwi, a brak energii osłabia wątrobę na tyle, że płuca pozostają w niedoborze krwi (esencji i energii). Pozostałe niedyspozycje można również tłumaczyć podobnie – jakiekolwiek osłabienie wątroby daje zawsze jakiś skutek: neurologiczny, newralgiczny, płucny, skórny, alergiczny/zła regeneracja śluzówki, artretyczny, reumatyczny, płciowy, rozrodczy. Pamiętajmy, że przyczyną bardzo poważnych schorzeń jest najczęściej nieświadomy brak dyscypliny. Ale póki co, gdy już trochę wiemy, wykorzystajmy to nasze zreflektowanie  się w porę do naszych wewnętrznych odkryć i przemian.

A dbać powinniśmy o wątrobę tak w sam raz – nie za dużo i nie za mało, nie za słodko i nie za gorzko, nie za kwaśno i nie za słono, ale zawsze pieprznie i ciepło, zawsze luzik, zawsze wyspani. No a wtedy góry będziemy przenosić! Ku chwale ojczyzny oczywiście.

Ziarno

Sypnij rodzince ziarnem ciepłych słów :))

Wątrobowy przednówek

Styczeń to trudny czas dla wątroby, to jej przednówek. Jest zmęczona, ma za sobą rok ciężkiej pracy, a traktowana była raz lepiej, raz gorzej. Zatem nasze aktualne samopoczucie, zdrowie, kondycja są wypadkową zeszłego roku.

Jest wszystko dobrze, pamiętamy o gimnastyce, o uśmiechu, niemyśleniu. Dyscyplinujemy się jak zwykle, jednakże zauważamy pewne zmiany w naszym reagowaniu na smaki, na potrawy, które tak nam do niedawna smakowały. Nie mamy już na nie ochoty! Pora roku i związany z nią stan narządów, wymusza pewne zmiany w naszym menu.

Odstawiamy więc zimówki, bo już nie smakują. Dogrzały nerki, jest nam ogólnie cieplej, jelita pracują sprawniej, oddech głęboki, apetyt dobry. Jeżeli będzie ochota na zimówkę, to robimy rzadszą i zjadamy tylko raz dziennie, w południe. Nie smakuje też – tak jak dawniej -  rosół zaciągnięty kaszą, a nawet pyrki odgrzewane na zezłoconej cebuli. Nawet świąteczna perliczka po krakowsku nie smakowała tak, jak te jesienne.

Dajemy wątrobie odpocząć. Ugotowałam więc gar kartoflanki, mięsa niewiele  (dwie kostki z rostbefu), 4 duże marchewki starte na tarce, 2 pietruszki również starte, prawie kilogram sprawdzonych, dobrych ziemniaków pokrojonych, 3 duże cebule pokrojone, duży biały por pokrojony i duży pęk pokrojonej pietruszki zielonej, cytryny kopiata :) łyżka i przyprawy jak zwykle i oczywiście sposób tworzenia zupy zgodny z regułą, nie będę powtarzać. Ale podprawiłam zupę jasną zasmażką (troszkę oleju i łyżkę masła rozpuściłam na patelni, 3 łyżki mąki, chwilkę podsmażyłam, przestudziłam, zalałam kubkiem gorącej wody, rozmieszałam i do zupy i jeszcze chwilę gotowałam). Zupa ogromnie zyskała na smaku, była naprawdę wyborna, zniknęła w ciągu dnia.

Zatem przez najbliższy czas gotujemy zupy podobne, lekkie. Dzieciom oczywiście zagęszczamy ziemniakami i kaszami, stale zmienianymi, obserwując, która zupka najlepiej schodzi. Cytryny dodajemy już więcej do owsianki, a zupy możemy też czasami zakwaszać sokiem/przecierem pomidorowym. Rosół może być, ale mniej intensywny i niezbyt często, chyba, że jest taka potrzeba. Zjadamy z ziemniakami, makaronem (czanieckim wielojajecznym, drobniutkim), lanymi kluskami, kaszką manną czy kukurydzianą. Bardziej będą nam teraz smakować ziemniaki pure, dania mniej tłuste, mniej kaloryczne. Nie jemy  ciężkich grochówek, krupników, kapuśniaków, golonek. Placki ziemniaczane w nadmiarze też mogą nam zaszkodzić.

Problemy, które w tym czasie możecie zauważyć, to nagły kokluszowy kaszel u dzieci, odnowienie się alergicznych wysypek, wymioty, odra, ospa. U starszych mogą nasilić się problemy płucne, skórne, sercowe, jelitowe, krążeniowe, żołądkowe, refluks, półpasiec. Niewłaściwie leczone problemy trawienno/wątrobowe mogą dać poważne komplikacje płucno – krążeniowe. Powyższe niedyspozycje  mogą pojawić się po ewidentnych błędach żywieniowych.

Bądźcie więc czujni, wątroba nawet w dobrej formie ma teraz czas niepewny. Pamiętajcie o niej :))

 

Święta i co dalej

Nie chcę psuć nastroju przedświątecznego i świątecznego nadmiernym zrzędzeniem, przypomnę jedynie dyskretnie, co w tej trawie zimowo/świątecznej piszczy. Musicie przyznać, że nasze święta pod względem kulinarnym są szczególne :)

Doskonale pamiętam moją pierwszą potrawę zrównoważoną. Były to świąteczne pierogi z kapustą, kiszoną oczywiście. Smakowały anielsko, trawiły się idealnie – żołądek pracował spokojnie, bez bólu, bez odbijania. Tak, ale na pięciu pierogach nie kończyła się biesiada :)

Potrzebne było jeszcze niejedno cierpienie, abym mogła stanowczo powiedzieć – pyszne, ale nie dla mnie. Tak było z wieloma potrawami, które były niebezpieczne, bo były zbyt dobre i zjadało się zawsze za dużo, a niosły zawsze swoją energię smaku. I nie pomagały przyprawy i lepsze trawienie, energia smaku, której nie można zlikwidować, robiła swoje.

Musiałam decydować, oczywiście brałam pod uwagę wszystkich domowników. Powoli, za obopólną zgodą znikały ze świątecznego stołu ciasta, śledzie, karp w galarecie, kompot z suszek, kutia, pieczyste wieprzowe, pierogi z kapustą, za dużo barszczu, cytrusy.

A co się pojawi tym razem w świątecznym menu? Z części rosołu zrobię barszcz, a do niego grzybowe uszka. Z reszty zrobię zupę czosnkową, do niej zaś będą krokiety z ciasta francuskiego z mięskiem (będzie ich mnóstwo). Gołąbki z mięsem i bez, groch, kapusta z grzybami, ziemniaki z wody. No i koniecznie tym razem szalotkę do smażonego, najpyszniejszego karpia (tak pyszny, że aż słodki). W tym roku nie robię indyka (Magda nie przyjeżdża),  będą perliczki po krakowsku, czyli nadziewane kaszą krakowską, zacieraną. Moi panowie uwielbiają w ten sposób przyrządzone ptaszki, nadziewka jest przepyszna! Do tych ptaszków podam jak zwykle szalotkę, buraczki, ewentualnie odrobinę brokuła z wody. Gdy zabraknie jedzenia, zrobię pieczeń z udźca indyka i zacznę gotować moją najlepszą zupę świata – ZIMÓWKĘ.

Jaki morał? Otóż, mając nawet największych smakoszy i łasuchów wokół stołu, jesteśmy w stanie ich zadowolić smakowo, ba, zadziwić odwagą i pomysłem, będąc jednocześnie stanowczą.

Myślę, że przekaz mój jest zrozumiały, tak jak rozumiemy zagrożenie, jakie niosą kulinarne, świąteczne szaleństwa. Raz na jakiś czas można zjeść śledzia, ale nie wszystko na raz w ciągu paru dni. A jeszcze łakocie prezentowe.

Bądźcie zdrowi i weseli!

Chwila zadumy

Potrzebujemy ciągłego przypominania, ciągłych bodźców i utwierdzania w tym, że siły mroku ustąpią, gdy przeminie ich czas. A przecież to takie oczywiste – nasza życiowa huśtawka – czas smutku i czas radości, czas choroby i czas zdrowienia, czas płaczu i czas śmiechu, czas śmierci i czas narodzin.

Duży udział w braku zrozumienia dla rytmu życia na ziemi i samozadręczaniu mają wyniesione z domu, środowiska, szkoły – wzorce zachowań, schematy myślowe,  zwyczaje, zasady, nasze chciejstwa, podstępne dobre uczynki, osądzanie.

Kurcze, a to wszystko jest takie proste! Młynarskiego „róbmy swoje”, „morda w kubeł” czy „nos w sos…” i wiele innych przywołań  jawi się w tej naszej codziennej szarości  jako głosy naprowadzające na właściwą drogę. Ale któżby tego słuchał… „przecież nam chodzi o rozwój duchowy”… Mój Boże, a ta nasza duchowość to miliony chwil w cichości, to miliony chwil, które możemy sobie rozjaśnić sekundą uważności, dystansu i niemyślenia.

Bądźmy bardzo czujni, ufni i odważni i nie trzymajmy kurczowo tych sił mroku w swej życiowej codzienności, bo stanie się ona dla nas beznadziejnym udręczeniem. W każdej chwili decydujemy, czy wybieramy smutek czy radość.

Gotowanie 8 – ryby bezpieczne

Bardzo polecam rybę gotowaną, podaną  z jarzynami z gotowania i polaną sosem. Pychotka, a przepis staropolski :) Podam ilości składników na małą porcję – 25 dag ryby. Ryba, która nadaje się do tego dania, to na pewno karp, pstrąg i inne nasze słodkowodne. Zróbcie próbkę – ryba po ugotowaniu nie powinna być wodnista.

A więc – rybę/filet (25 dag) myjemy, osuszamy, porcjujemy i delikatnie solimy. Do rondelka z 0,5 l wrzątku dodajemy szczyptę tymianku, 1/2 łyżeczki masła, 1/3 łyżeczki kminku mielonego, niecałe 10 dag marchewki pokrojonej w grubsze plasterki – 4 mm, połowę niedużego fenkuła – ok. 8 dag pokrojonego w grubsze podłużne paski, średnią cebulę pokrojoną na ćwiartki, 2 ząbki czosnku pokrojone w plasterki, 1/3 łyżeczki imbiru, 1/3 łyżeczki chilli, 1/2 łyżeczki soli, ew. szczypta warzywka. Gotujemy pod przykrywką na malutkim gazie 30 min. Następnie wyjmujemy jarzyny cedzakiem, wkładamy rybę i gotujemy na cichutkim gazie – od zagotowania 10 min – po czym ostrożnie wyjmujemy. Rybę ze skórą gotujemy 5 min dłużej. Na małej patelni (bo będzie mało sosu) robimy zasmażkę – 2 łyżki oleju i 1/2 łyżki masła podgrzewamy i dodajemy łyżkę mąki pszennej, mieszamy delikatnie podgrzewając, zasmażka nie powinna zmienić koloru. Gdy się spieni, zalewamy zasmażkę wywarem, stale mieszamy i gaz bardziej ściszamy, aby sos delikatnie mrugał. Powstanie bardzo delikatny, aksamitny sos i należy go teraz dosmakować – sprawdzamy słoność ryby i sosu, jeżeli czujemy brak – delikatnie sos dosalamy, następnie dolewamy 50 ml wina białego i łyżeczkę cytryny, szczyptę kurkumy, łyżkę śmietany słodkiej 30% i ostatecznie dopieprzamy – sos cały czas delikatnie mruga. Wkładamy rybę i jarzyny – powinny się przegryźć z sosem, po chwili wyłączamy. Rybę podajemy z ziemniakami, można również ze schrupioną bułką. Zróbcie tę rybę dla tych osób, które boją się jeść smażoną, a w galarecie nie powinni, no i dzieciom. Dobra, naprawdę polecam.

Polecam również łososia z patelni – kawałek łososia bez skóry myjemy, osuszamy i z obydwu stron pieprzymy, solimy/nie przesalamy oraz smarujemy każdą stronę kropelką octu balsamicznego lub paroma kroplami cytryny. Niech poleżą parę minut. Rozgrzewamy małą patelkę z grubym dnem z łyżeczką klarowanego masła – rybę kładziemy na mocno rozgrzaną patelnię i smażymy 2-3 min z każdej strony. Jeżeli kawałek jest wyjątkowo gruby to ciut dłużej, mięso po przekrojeniu nie powinno mieć różowego paska. Smażenia w żadnym wypadku nie przedłużajcie, bo ryba straci swą delikatność. Smakuje wybornie.

Do tej ryby podajcie szalotki z patelni. Szalotki obrane, osuszone, przekrojone wzdłuż na pół smażymy na  dobrze rozgrzanej patelni na 2-3 łyżkach oleju. Układamy raz przy razie,  pieprzymy, delikatnie solimy  i na każdy kawałek parę kropli cytryny, cebulkę odwracamy – cały czas jest smażenie – i czynności powtarzamy. Chwila smażenia i szalotki gotowe. Bardzo często je robię, szczególnie, gdy pojawia się nagły pomysł, aby coś wszamać. A do tego frytki? No tak!